O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

środa, 17 kwietnia 2013

O rodzinnych domach dziecka



Dom na klifie to taka baśń. Tyle tylko, że gdyby ludzie byli lepsi, to ta baśń mogłaby stać się rzeczywistością. Chociaż, tak naprawdę, są tacy dobrzy ludzie, dzięki którym do tego dochodzi. I o takich ludziach w dowcipny, ale i wzruszający sposób pisze Monika Szwaja.

Zosia od siedmiu lat pracuje jako wychowawca w państwowym domu dziecka. Choć wykonuje swoją pracę z pasją i oddaniem, widzi, że jej wysiłki nie przynoszą efektów, gdyż system, w jakim pracuje, na to nie pozwala. Większość wychowawców albo obojętnie podchodzi do tematu wychowania młodych petentów, albo wręcz ich nie znosi, i z przyjemnością wykorzystuje swoją nad nimi władzę. Na tym tle dwóch czy trzech wychowawców z powołania nie ma szansy nic zmienić. Zmienić natomiast sytuację może pewna instytucja, o której od czasu do czasu mówi się w mediach – rodzinny dom dziecka. Jednak taki dom założyć może tylko rodzina – ergo małżeństwo.

Adam jest lekkoduchem, który parał się w życiu różnymi zawodami. Aktualnie wykonywanym jest zawód dziennikarza telewizyjnego, gdzie nawet osiąga pewne sukcesy. Czegoś mu jednak w życiu brakuje, potrzeba zmian znów pcha go do przodu. Właśnie odziedziczył po ciotce piękny dom na klifie, jednak by tam zamieszkać, musi się ożenić, i wykorzystać dom do czegoś pożytecznego. Przypadkiem, w Szczecinie (gdzie każdy zna każdego, jak wynika z powieści pani Szwai), spotyka Zosię, z którą połączy go pewne bardzo nietypowe przedsięwzięcie.

Pod przykrywką sympatycznej, momentami zabawnej, momentami smutnej, opowieści o miłości autorka wprowadza nas w świat rodzinnych domów dziecka. Obnaża patologię państwowych placówek, okrucieństwo urzędników, wszechogarniającą władzę mediów, ale i pokazuje promyk nadziei – gdyż są u nas ludzie, którzy chcą coś zmienić, chcą założyć dom rodzinny, chcą nie tylko zapewniać podstawowe potrzeby, ale i wychowywać dzieci, których nikt nie chce (ale nie aż tak, by zrzec się praw rodzicielskich). Powstała z tego piękna powieść, którą łatwo się czyta, ale ciężko później trawi, gdyż lektura ta pozostawia nas z masą kwestii do przemyślenia: czy potrafilibyśmy, czy warto, dlaczego w niektórych częściach kraju da się takie przedsięwzięcie zrealizować, a w innych nie, skąd znieczulica urzędników, skąd nienawiść do tych małych ludzi, którzy wprawdzie są trudni, ale dlatego, że dużo już wycierpieli. Mimo licznych problemów, które napotkają bohaterowie, jest jednak pewna doza optymizmu w tej opowieści, która pokazuje, że, kurczę, da się.

Ktoś by się mógł przyczepić, że książka jest przewidywalna. Ano jest, ale też nie czyta się takiej literatury dla zwrotów akcji. To była moja trzecia powieść pani Szwai, pierwsza, Gosposia prawie do wszystkiego mnie zauroczyła, druga – Jestem nudziarą, śmiertelnie znudziła. Dom na klifie przekonał mnie, by do autorki wracać już teraz regularnie.

Moja ocena: 5/6

Monika Szwaja Dom na klifie
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2006

Książka przeczytana jako zaległość Wyzwania Miejskiego – edycja styczniowa, czyli miasta nadmorskie (Szczecin), oraz w ramach wyzwania Od A do Z.

16 komentarzy:

  1. To była chyba pierwsza książka Moniki Szwaji przeczytana przeze mnie. Najpierw wysłuchałam w radiu jakiś jej fragment i pomyślałam, że chętnie bym tę książkę przeczytała. A później natrafiłam na książki Pani Moniki w blibliotece i wpadłam.
    A "Dom na klifie" to świetna lektura a przy tym zwraca uwagę ba bardzo istotną sprawę. Oby takie bajki zdarzały się w realu.)))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wpadłam w Szwaję :) Myślę, że gdyby nie znieczulica urzędników w niektórych urzędach, więcej ludzi by się decydowało na podobny krok. Wiadomo, że to nie będzie tak sympatyczne, jak opisywane w książce, ale mimo wszystko.

      Usuń
    2. Takie rodzinne domy dziecka to powinna być norma, ale opór materii jest tu ogromny. To wszyscy zatrudnieni w domach dziecka. A u nas pokazując ten patologiczny dom rodzinny, do którego powstania ktoś mało odpowiedzialny się dopuścił już nie mówiąc o opiece, której nie było nad takim domem, do którego dało się pięcioro dzieci staje się straszakiem dla społeczeństwa. I to jest również naganne w sytuacji gdy wiele takich domów funkcjonuje doskonale i jest ratunkiem dla dzieci przed domem dziecka, który jest najgorszym co dziecko może spotkać.).

      Usuń
  2. Niestety, tym razem kompletnie mnie do książki nie ciągnie.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo lekkiej formy temat jest ciężki, więc jeśli cię nie ciągnie, to nie ma sensu :)

      Usuń
  3. Zachęciłaś mnie do tej książki :) twórczość Pani Szwai już znam, więc ta książka to must read :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wprawdzie to dopiero moja trzecia jej powieść, ale wydaje mi się, że "Dom na klifie" to jedna z najważniejszych książek autorki, więc masz rację - absolutny must read :)

      Usuń
  4. Nie jestem, ten blog książkowy to tak dla picu...

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytałam całą Szwaję, ale tu chyba po raz pierwszy czytałam po kolei:) Uwielbiam jej ciepłe, śmieszne i smutne historie. Dom na klifie to jedna z tych książek, gdzie czytając miałam łzy w oczach, ale to przepiękna, mądra historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż szkoda, że nie ma kontynuacji, chciałoby się poczytać, co tam u dzieciaków i Zosi i Adama...

      Usuń
  6. Wychodzi na to, że miałam rację wciskając Ci moją ulubioną powieść pani Moniki;)

    Jakby co to coś tam jeszcze w domu mam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś rację, z resztą nigdy nie twierdziłam, że Szwaja nie jest fajna, po prostu "Jestem nudziarą" mi się nie podobało :)

      Masz coś może z tej serii o "Mało używanych dziewicach"?

      Usuń
  7. Ja czytałam tylko "Jestem nudziarą". Nie spodobała mi się ta książka, a autorka od tamtej pory kojarzy mi się z osobą, która zanudza czytelnika :)
    Ale twoja recenzja zaciekawiła mnie, więc jak spotkam tę książkę w bibliotece, chętnie wypożyczę. Interesuje mnie tematyka domów dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też "Jestem nudziarą" się nie podobało, porzuciłam w połowie mozolnego, trzytygodniowego czytania. Natomiast dwie pozostałe, które przeczytałam, czyli "Dom na klifie" i "Gosposia prawie do wszystkiego" były świetne, może więc warto dać autorce jeszcze jedną szansę?

      Usuń
  8. Ja nigdy nie wiem, czy czytałam kiedyś Szwaję czy taką inną, co podobnie pisze (mylą mi się, nie jestem w stanie zapamiętać, która jest która). W związku z tym się nie wypowiem, bo jestem osobą niekompetentną w tym zakresie. Acha, tamta, co ją czytałam, nawet mi się podobała, ale raczej na zasadzie "wchłoń i zapomnij".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba większość książek Szwai też taka jest, ale akurat "Dom" jest powieścią bardziej zaangażowaną, ale nie ciężką.

      Usuń