Kiedyś podejrzliwie podchodziłam do książek, w których
ludzie opowiadają o swojej walce z rakiem. Nie żeby publikacja takiej książki
miała w jakikolwiek sposób umniejszać ich przejścia, odnosiłam jednak wrażenie,
że robią to, by zarobić na swojej chorobie. Ostatnio zmieniłam jednak zdanie w
tej kwestii, im więcej takich publikacji tym lepiej – kiedy ty lub ktoś ci
bliski znajdzie się w obliczu tej strasznej choroby, chciałbyś przecież
przynieść mu najsilniejszy oręż, jaki tylko jest, by choć przez chwilę
uwierzył, że da się przez to przejść. Teraz z kolei przekonałam się, że także
zdrowi ludzie mogą wiele z takiej lektury wynieść. Książką, którą polecić można
i chorym i zdrowym, jest na pewno Bóg
nigdy nie mruga Reginy Brett.
Autorka jest felietonistką, która od 1994 roku dzieli się z
czytelnikami „Plain Dealer” swoimi przeżyciami i przemyśleniami, problemami i
duchowymi rozterkami oraz sposobami na ich zwalczenie czy chociaż oswojenie.
Wiele z jej tekstów inspirowało ludzi do zmian, dlatego zaczęli je sobie
przesyłać – rodzinie, znajomym, sympatiom. Brett zdecydowała się w końcu na
opublikowanie zbioru tych felietonów, które wcześniej w mniej zorganizowany
sposób zostały wybrane przez czytelników – czyli te, które sobie przesyłali
pocztą tradycyjną i mailem. Powstała książka zawierająca w sobie 50 lekcji o
życiu, jak głosi okładka, „na trudniejsze chwile w życiu”.
Jak to bywa ze zbiorami, nie wszystkie teksty są jednakowo
dobre, lub inaczej, nie wszystkie trafią jednakowo do danego czytelnika. Muszę
przyznać, że niektóre z nich przeczytałam z wielkim zainteresowaniem,
zaangażowaniem i serią przemyśleń – i na pewno jeszcze nie raz je przeczyta,. ale
inne mnie nie ruszyły – autorka jest bardzo gorliwą katoliczką i często
opowiada o swoich przeżyciach rekolekcyjnych – na pewno ciekawa lektura dla
jednych, dla mnie nie za bardzo (jednak gdyby książki do katechezy były tak
napisane jak te felietony, nie mielibyśmy dziś takiego kryzysu wiary wśród
młodych, to pewne). Inne zwyczajnie nie były dla mnie, opisywane w nich
problemy mnie póki co nie dotyczą (np. jak być rodzicem). Brett dotyka w swoich
tekstach praktycznie każdej sfery naszego życia – finansów, kontaktów z rodzicami,
zadowolenia z wykonywanej pracy, poczucia własnej wartości, tzw. złych dni,
sporo miejsca poświęca Bogu, o którym pisze pięknie, bez patosu. W ogóle styl
autorki bardzo przypadł mi do gustu – pisze ciekawie, przywołuje setki
przykładów z życia zwykłych ludzi, ich historie tak niesamowite, że nawet mnie wycisnęły nie raz kilka łez z oczu.
Pierwszy raz przeczytałam tę książkę w dwa dni. Ale już
wiem, że przeczytam ją jeszcze raz, kiedyś, partiami, powoli, dobierając te
rozdziały, które akurat będą mi najbardziej potrzebne. Co ciekawe, nie miałam
jej czytać od razu po zakupie, ale z ciekawości zajrzałam do spisu treści, i
tytuł pierwszego rozdziału – „Życie jest niesprawiedliwe, ale i tak jest dobre”
– był odpowiedzią na moje ówczesne rozterki. Bo akurat wróciłam do domu z
poczuciem cholernej niesprawiedliwości życiowej. A po przeczytaniu tego fragmentu
książki poczucie to jakby osłabło i zmieniło w coś na kształt wdzięczności, że
nie jest gorzej. Takie sytuacje zdarzyły mi się jeszcze kilka razy w trakcie
lektury.
Jak już kiedyś pisałam, do takich książek trzeba podejść z nastawieniem – nie tyle może oczekiwać od
nich jakieś wielkiej prawdy, ile nie zastrzegać na wstępie, że to nic nie da. Z
otwartym umysłem książka taka jak Bóg
nigdy nie mruga może zdziałać cuda.
A na końcu okazało się, że część ceny którą płacimy za
książkę przekazana jest na fundację walczącą z rakiem (z którym Regina Brett
już raz wygrała) – i nie jest to informacja rzucająca się w oczy, a jedynie
mimochodem wspomniana na samym końcu.
Moja ocena: 5/6
Regina Brett Bóg nigdy
nie mruga
Tłum. Olga Siara
Wyd. Insignis
Kraków 2012
Wiem, że te książki mają ludziom pomóc, wesprzeć itd. Ale ja czuję powoli nimi przesyt. Jak zachorowała bliska mi osoba to zaopatrywałyśmy się w tego rodzaju literaturę, ale po pewnym czasie doszłam do wniosku, że nawet ludzie czyniący najwięcej dobra wokół siebie, ostro walczących z chorobą - i tak ją przegrywają. Swoim sposobem bycia zmienili życie innymi ludziom - spełnili misję i mogą odejść. I właściwie jestem w kropce, bo nie wiem, jakiej postawy by się chciało od chorej. Mówi się, że mają walczyć, że niby w obliczu silnej woli życia medycyna jest bezradna - jednak nie zawsze.
OdpowiedzUsuńDlatego takie książki nie dają mi żadnej nadziei, bo taka przykładowa "Chustka"... ile zdziała, jaką postawę promowała, jak bardzo walczyła i... jak skończyła? Czasami boję się pozytywnego wpływu bliskiej mi osoby na inne amazonki i ludzi zmagających się z chorobą, bo myślę, kiedy nadejdzie moment, w którym Bóg stwierdzi, że i ta swoją misję na ziemi już spełniła.
Generalnie mam ambiwalentne uczucia do tego rodzaju publikacji. Jeśli komuś pomagają to świetnie. Ja widzę dwie strony medalu.
Moje odczucia w temacie takiej literatury były podobne jak twoje teraz, można powiedzieć, że moja percepcja była dokładnie odwrotna - najpierw sceptycyzm, teraz może nie zachwyt, ale zrozumienie.
Usuń"Bóg nigdy nie mruga" nie ma za temat tylko raka - kilkakrotnie autorka się do tego odnosi, ale porusza też masę innych tematów. To bardziej poradnik i duchowy przewodnik. Myślę, że do podobnych wniosków ludzie dochodzą na całym świecie, niekoniecznie poprzez jakąkolwiek chorobę. Tak się akurat złożyło, że u Brett zapalnikiem takiego myślenia był właśnie rak piersi. Także nie zniechęcaj się :)
Uwielbiam Reginę Brett, "Bóg nigdy nie mruga" przeczytałam już jakiś czas temu, ale uwielbiam do niej wracać, zaznaczać drogie mi fragmenty i zastanawiać się nad tym co przeczytałam. Drugiej części jeszcze nie mam, ale na pewno zdobędę, bo wiem i czuję, że naprawdę warto!
OdpowiedzUsuńI mam małą uwagę - zaimek "ta" odmieniamy w bierniku jako "tę". Czyli nie "tą książkę" lecz "tę książkę" ;))) W czwartym akapicie masz ten mały błąd ;)
Dzięki, zasadę gramatyczną znam, ale czasem wkradnie się taki błąd jak ten. :)
UsuńŚrednio mnie ciągnie do tego typu książek, z różnych względów, także dlatego, że nadal rozdrapują rany, które od jakiegoś czasu wyglądają na zabliźnione. Do tego dochodzi pewna nieufność wobec poradników (jak u Ciebie na początku), a może zabobonne przekonanie, że "przecież tego nie potrzebuję". Swoją drogą, rewelacyjny tytuł!
OdpowiedzUsuńTytuł jest świetny, a drugiej jej książki - "Jesteś cudem" - jeszcze lepszy (kupiliśmy ją szefowi na Mikołaja :D).
UsuńDo takich książek trzeba dojść samemu, żeby je czytać. Nie na zasadzie, że ktoś polecił, tylko to musi wyjść naturalnie od czytelnika - wtedy podchodzi się do tego z otwartym umysłem i coś można z tego wynieść. Żadna z tych, które do tej pory przeczytałam, nie odmieniła mojego życia na lepsze, ale parę rzeczy sobie poukładałam i teraz przynajmniej wiem, czego nie wiem ;). Jest w nich dużo nowomowy, jest dużo bullshitu, jest to pisane dla Amerykanów i na to wszystko trzeba niestety brać poprawkę.
Gdyby mi ktoś rok temu powiedział, że będę sięgać po taką literaturę, to bym go wyśmiała, możliwe, że za rok mi przejdzie, ale na razie jest ok.
Ooo, dopiero teraz dokopałam się do Twojej recenzji i muszę przyznać, że mnie przekonałaś, bo jeszcze się na żadnej polecanej przez Ciebie książce nie zawiodłam ;) Wybacz tamtą tyradę pod stosem, ale po prostu jestem sama na siebie zła za tego "Zaklinacza czasu" :P Rozczarowałam się nie tylko ja, ale również osoba, której go podarowałam, a nikt chyba nie lubi sprawiać innym nieudane prezenty...
OdpowiedzUsuńGdzie można się wygadać jak nie ma blogu książkowym? :)
Usuń