O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 8 grudnia 2013

Dobre, bo polskie - czyli felietony Krzysztofa Vargi

Najciężej jest pisać recenzje książek wybitnie dobrych, i to jeszcze nie tyle powieści ile takich krótkich publicystycznych form jakimi są między innymi felietony. Bo skoro Krzysztof Varga potrafi takie genialne w swojej wymowie i formie teksty pisać – o książkach, o filmach, o płytach, artykułach, które przeczytał, sztukach, które widział, to spaprać to teraz słabym postem byłoby hańbą. Ale z drugiej strony trzeba się podzielić wrażeniami z lektury, może ktoś jeszcze zdecyduje się sięgnąć i zobaczyć, jak wygląda dobry felieton kulturalny (w sensie że o kulturze, a nie że sam felieton jakiś bardzo szarmancki jest, bo nie zawsze).

Co mi się w Polska mistrzem Polski tak spodobało? Po pierwsze – tytuł. Przyznam, że dla niego samego kupiłam i zaczęłam czytać tą książkę, nie wiedząc zupełnie, czego się po niej spodziewać. Bo w tym tytule jest wszystko – bycie bardziej papieskim niż sam papież, duma nasza narodowa i taka dawka ironii, że można spędzić długie minuty kontemplując te tylko trzy słowa na okładce, a potem używać ich przy każdej okazji jako idiom na codzienną głupotę.

Po drugie – styl. Varga ma własny, a to już jest dzisiaj coś, ma ten styl klarowny, ostry, ironiczny nieraz tak bardzo, że nieprzyzwyczajony czytelnik zastanowi się przez chwilę, czy to jaki poetycki hymn ku chwale omawianego produktu, czy wyrafinowany hejt. Przeważnie to drugie, i wierzcie mi, jest Varga na pierwszy rzut oka Pierwszym Hejterem Rzeczpospolitej. Kiedy się jednak wczytać w te teksty, prześledzić argumentację, Varga kojarzy mi się bardziej z postacią dziecka z baśni Andersena, pamiętacie, tego, który krzyknął „cesarz jest nagi!” – wywarza otwarte drzwi, ale wcześniej wszyscyśmy stali w progu i się zastanawiali, czy zapukać. Ktoś może stwierdzić, że jest autor zbyt tradycjonalistyczny na współczesną sztukę, zbyt spięty na polskie kino rozrywkowe, za dużo za to czyta i słucha. Ale on pisze po prostu to, co wielu z nas przeczuwa, ale do czego już czasem nie wiadomo, czy nie wstyd się przyznać – że coraz więcej tego, co nas otacza, to jest żenua zwyczajna, chamstwo, brak profesjonalizmu i zakłamanie.

Po wtóre – gość potrafi mieć fioła. Autentycznie, Krzysztof Varga potrafi dostać konkretnego hopla na punkcie książki, serialu czy płyty – serialowi „Lost” poświęcił dwa felietony i kilka razy wspomniał o nim w innych, podobne z „Californication”. Przesłuchał płyty zespołów, o których istnieniu nie miałam pojęcia i teraz dopiero widzę, ile tracę. Mamy tu też felietony bardziej  rodzajowe – o tym jak ważne dla czytelnika są lekko spleśniałe strony, dlaczego filmy i seriale kupuje tylko na płytach, a nie ogląda w telewizji czy ściąga z sieci. Jest trochę polityki w kontekście wytworów kultury, jest kultura wysoka i ta trochę niższa, jest wreszcie totalne błocko, w którym Varga się ku chwale ojczyzny i czytelników wytaplał by potem powiedzieć, że nie warto. Są niszowe zespoły i są hity zza oceanu. Ale jest za tym wszystkim też myśl przewodnia, jest sens. Nie ufam ludziom letnim, przekonują mnie tylko tacy, który na punkcje czegoś potrafią odlecieć, niby wiedza, że ma rzeczona książka czy serial wady, ale z pasją pożerają wszystko, co ma z tą rzeczą coś wspólnego. A biorąc pod uwagę, co widzę na spotkaniach książkowych blogerów czy na biblionetkowych, Varga to jest nasz człowiek.

Podsumowując – książka absolutnie zachwycająca, ciekawa, bogata i zabawna. Mimo, iż felietony pochodzą nieraz sprzed kilku lat, i dziś poruszane tam tematy są już trochę przykurzoną historią, to same tezy na aktualności nie tracą. Pod wpływem tej lektury już wyciągnęłam na stosik podręczny Etnologa w mieście grzechu Czubaja i… Akademię pana Kleksa. Wielu zachwyca się Kominkiem, tłumaczącym, jak tworzyć bloga, kiedy to my wszyscy powinniśmy wziąć do ręki Vargę i nauczyć się od niego, jak pisać krótkie a treściwe teksty.
A na koniec cytaty – „Na początek szokujący coming out: jestem czytelnikiem”. Czy nie macie wrażenia, że tak się teraz powinno mówić o sobie, gdy się lubi książki?
 „(…) one ze swoim Kirkegaardem czy innym Dostojewskim, na których stracił trzy dioptrie (…)”.

Moja ocena: 5,5/6

Krzysztof Varga Polska mistrzem Polski
Warszawa 2012
Wydawca: Agora S. A.

Konwersja i edycja publikacji: Publio

2 komentarze:

  1. Genialny, mistrzowski tytuł! Lubię felietony tego faceta, ale rzadko mam okazję je czytać, a tu proszę, w takiej skumulowanej formie. Wiesz co mnie jeszcze przekonuje? Że gość ma, jak piszesz, fioła. Też nie ufam ludziom letnim, nijakim, a wariatów, kochających różne swoje wariactwa, bardzo cenię. To fascynujący ludzie, z reguły. Widzę, że jest na Publio. Czyli sprawa jasna:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tytuł roku, jak dla mnie :D Przyznam szczerze, że ja Vargi w wersji felietonowej nie czytałam wcześniej nigdy, o tej książce usłyszałam od jednego z biblionetkowiczów na spotkaniu w Krakowie, pomyślałam, że tytuł fajny, a potem trafiłam na Publio w promocji. Jakbym wiedziała, że to takie dobre, to kupiłabym wcześniej za pełną cenę, bo warto :)

      Usuń