Szare śniegi Syberii czytałam
dwa dni – jeden dzień ponad miesiąc temu, drugi –wczoraj. W międzyczasie zaś
wzięłam udział w spotkaniu z autorką – Rutą Sepetys – zorganizowanym przez
wydawnictwo Nasza Księgarnia na krakowskich Targach Książki. W rezultacie
pierwsze sto stron powieści i pozostałe dwieście odebrałam diametralnie
inaczej.
Jest to oparta na faktach powieść opowiadająca o jednym z
najstraszniejszych epizodów z trudnej historii Litwy – jakże podobnej do
polskiej, by tak często o niej zapominać, szczególnie w naszych szkołach.
Szesnastoletnia Lina wraz z matką i bratem zostają wywiezieni do obozu pracy w
głąb Syberii. Nie wiedzą, co stało się z ich ojcem i mężem, usiłujący przeżyć
dzięki temu, co w pośpiechu spakowali w chwili aresztowania, przez sześć strasznych
tygodni są do transportowani tam, gdzie teoretycznie nie powinno być w ogóle
życia i zmuszeni do ciężkiej pracy. Gdy książka ta trafia w ręce polskiego
czytelnika, historia nie zaskakuje – może trochę fakt, że nie tylko Polacy
padli w czasie II wojny światowej podobnym praktykom, może spadają niektórym z
nas klapki z oczu, ale jednak samo zachowanie Sowietów wobec ludów bałtyckich
jest nam już tak dobrze znane z wielu powieści, opowiadań i reportaży oraz
filmów, że naprawdę trudno mówić o nabyciu nowej wiedzy. Co nie znaczy, że nie
robi wrażenia – w czasie czytania po raz kolejny przechodzimy przez to piekło z
kolejnymi bohaterami, a w sercach budzą się te same emocje, co w czasie czytania
polskiej literatury wojennej i obozowej.
Przez pierwsze sto stron coś mi nie grało. Nie byłam w
stanie określić tego dokładnie, coś jakby historia była zbyt wygładzona, zbyt
uproszczona, wypełniona zbyt wieloma Wielkimi Słowami i przez to mniej
realistyczna. A potem wysłuchałam tego, co opowiedziała autorka. Co się wtedy
zmieniło? Zdałam sobie sprawę, dlaczego te pierwsze sto stron nie grało. Otóż –
wydawca amerykański nakazał pani Rucie zmienić powieść szesnaście razy, aż
wreszcie uznał ją za odpowiednią dla amerykańskiego czytelnika. Wcześniejsze
wersje były zbyt okrutne, mroczne i smutne. Bo Amerykanie wprawdzie słyszeli o
Holokauście, może mają też jakąś podstawową wiedzę o Polsce i jej wojennej
historii, ale o Litwie, Łotwie i Estonii nie słyszeli nawet tamtejsi historycy.
Te historie, na których wychowały się tysiące młodych Słowian, dla Amerykanów
są jak okrutna opowieść fantasy, i tylko wygładzenie fragmentów miało szansę
przekonać ich, że opowieści zawarte w Szarych
śniegach Syberii są prawdziwe. Dziś ta wypolerowana wersja jest lekturą
obowiązkową w wielu stanach. Można się zżymać, że dostali okrojoną wersję, albo
dziękować, że powstają takie książki, które choć trochę przybliżą Zachodowi
historię tego regionu i jego Narodów.
Wiedząc o tych modyfikacjach treści, o osobistej historii
autorki i jej rodziny, o błędach, które przyznaje, że sama popełniła zbierając
materiały do książki, pozostałe dwieście stron przeczytałam z zupełnie innym
nastawieniem – przestałam się denerwować na uproszczenia i górnolotne
sformułowania, a skoncentrowałam się na potwornej, smutnej, acz niosącej
nadzieję na honorowe wyjście z najgorszego koszmaru historii Liny , jej
rodziny, przyjaciół i wielu bezimiennych ofiar sowieckiego reżimu.
Moja ocena: 6/6
Ruta Sepetys Szare
śniegi Syberii
Tłum. Joanna Bogunia i Dawid Juraszek
Wyd. Nasza Księgarnia
Warszawa 2011
Za możliwość przeczytania książki i wzięcia udziału w
spotkaniu z panią Rutą Sepetys serdecznie dziękuję Wydawcy.
Znaczy podobało się. W sumie też czytałem ją dwa dni - sobota i niedziela :)
OdpowiedzUsuńO tak, podobało, i to jeszcze jak!
UsuńGładko było, to fakt, mnie też to wygładzanie zaintrygowało, jeszcze nawet przed czytaniem.
OdpowiedzUsuńDobra książka, niech czyta amerykańska młodzież, troszkę szerzej otworzą im się oczy.
Tez tak myślę, może gdyby było bardziej prawdziwie to faktycznie by nie uwierzyli i nic by z tej lektury nie było. Trochę miałam do czynienia z amerykańską młodzieżą uczącą się dopiero o II wojnie światowej z perspektywy naszego regionu i faktycznie - ich wiedza jest zerowa, a świadomość ogarnia co najwyżej epizody Holokaustu.
UsuńChętnie przeczytam kiedyś. Chociaż amerykańskiego lukrowania nie lubię.
OdpowiedzUsuńAmerykanie produkują straszne filmy i na całym świecie prowadzą wojny, które niosą za sobą makabryczne sceny, a o holokauście nie chcą, by pisano we właściwy sposób i to po tylu latach.
Coś mi tu nie gra. Szkoda, że pisarka nie mogła tego wydać gdzie indziej.
Nie tyle było to lukrowanie, ile kładzenie nacisku na wzajemną pomoc i takie wartości jak honor, a kwestie takie jak zbiorowe gwałty na mieszkankach obozów były wspominane na marginesie, a nie tak jak w polskiej literaturze obozowej - dokładnie opisywane. Dlatego polskiego czytelnika to razi, jednak sam sposób pisania i kładzenia nacisku na to co dobre a nie na to, co złe mi się podoba, bo za dużo smutku i negatywnych emocji mamy już w życiu i w kulturze.
UsuńDobrze byłoby, gdyby to wyjaśnienie znalazło się w następnym wydaniu książki. Wygładzenia chyba każdego irytują, ale z takim sprostowaniem można przymknąć na to oko - i podobnie jak ty - pogrążyć się w opowiadanej historii:)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, chociaż coś tam było na końcu wspomniane, to jednak pikuś w porównaniu z tym, o czym mówiła - w wydaniu polskim powinno to być zdecydowanie szerzej opisane.
UsuńDla mnie temat za ciężki, wszystkie tego typu książki omijam szerokim łukiem. A wiesz, że w styczniu zostanie wydana kolejna książka Ruty?
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że wydała niedawno druga książkę, i że pisze trzecią (o Polsce!) ale nie wiedziałam, że już niedługo będę mogła znów poczytać Rutę :)
UsuńJa tez zwykle nie czytam takich książek, trafiła do mnie trochę przypadkiem, i nie żałuję. Jednak z zaskoczeniem odkryłam podczas oceniania jej na portalach, że na "Lubimy czytać" miałam ją już od dawna w "Chcę przeczytać". Nawet nie wiem, co tam mam :D
Ja się zakochałam w tej książce:) Cieszę się, ze Tobie także przypadła do gustu.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że następna książka autorki też nam się spodoba :)
UsuńCiężki temat i te ugładzenia są rzeczywiście kontrowersyjne. I jak tu autor może coś przekazać czytelnikom, gdy wydawca zmusza go do takich zabiegów? Ach, Ci delikatni Amerykanie... Ja sobie na razie podaruję lekturę, czytałam niedawno Rybałtowską w podobnych klimatach. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWiedząc, dlaczego autorka zdecydowała się na taki zabieg - zupełnie inaczej go oceniam. Jedna z osób, które pomogły Sepetys zebrać materiały do książki i opowiedziała o swoich przeżyciach powiedziała jej, że nikt nie będzie tej książki chciał wydrukować, ponieważ ludzie zapomnieli o Litwie. I faktycznie, wielu Amerykanów nie ma pojęcia, że są takie państwa w Europie jak Litwa, Łotwa i Estonia. Toteż było do wyboru - schować pierwszą wersję do szuflady i pozwolić, by o niej zapomniano, albo dać chociaż tą okrojoną wersję wierząc, że czytelnicy zainteresują się tematem i będą chcieli go zgłębiać. Cieszę się, że autorka mimo wszystko zdecydowała się na drugą wersję.
UsuńRybałtowską? Czyżby "Bez pożegnania"?
UsuńOkładka jest zniewalająca *_* Co do książki, to kiedyś się z nią zapoznam :)
OdpowiedzUsuńO tak, okładka jest przepiękna, najładniejsza wersja jest właśnie wersją polską, nawet zdaniem autorki :)
UsuńTrochę żałowałam, że jednak przeczytałam książkę przed spotkaniem. Co prawda i wtedy mi się podobała, ale po wysłuchaniu Sepety spojrzałam na nią jeszcze inaczej.
OdpowiedzUsuńNiby tak, ale grunt, że człowiek się dowiedział,czemu to tak a nie inaczej wyglądało. Bo książkę jako taka się czyta bardzo dobrze :)
Usuń