|
Widok na Wiedeń |
Wiedeń zawsze mi się podobał, ale z każdą kolejną wizytą
działa na mnie jeszcze bardziej – to miasto, które potrafi zachwycić na
pierwszy rzut oka, a gdy dać mu więcej czasu, rozwinie całą gamę swoich zalet –
porządek, piękno, historia, publiczny transport, świetna kawa… Można by tak
wyliczać w nieskończoność. Nie dziwi zatem, że wielu naszych rodaków (i nie
tylko naszych) wybrało Wiedeń na swoje miejsce zamieszkania. Naprawdę,
obgadywanie czyjegoś dresu na głos nie jest dobrym pomysłem, bo zewsząd
można
usłyszeń nasz rodzimy język.
Plany na mój pobyt miałam bogate, głównie toczyły się one
wokół muzeów i galerii, których nie odwiedziłam przy poprzednich okazjach.
Jednak zachwycająca pogoda skutecznie powstrzymywała mnie od wchodzenia do wnętrz
– błękitne niebo, pełne słońce i momentami 30 stopni Celsjusza.
|
Podziemia kościoła Kapucynów |
W związku z tym nasze zwiedzanie zaczęłyśmy od… zejścia do
podziemi kościoła Kapucynów, by odwiedzić zmarłych Habsburgów i zobaczyć, czy
miejsce dla ostatniego wciąż stoi puste. Stoi. Sarkofagi Marii Teresy,
Franciszka Józefa, Sissi i Rudolfa oczywiście były głównym punktem programu,
ale i pozostałe nagrobki robiły spore wrażenie. Zaiste, kawał katakumb, że
mucha nie siada.
Następnie udałyśmy się do Volksgarten, parku położonego
nieopodal Hofburga i Ringu, i nie ukrywam – miałyśmy misję. Chciałyśmy wreszcie
odnaleźć pomnik cesarzowej Elżbiety, znanej jako Sissi. Znalazłyśmy go w kącie
parku, w pięknym otoczeniu kwitnących kwiatów, obok małego stawu. Wokół
ławeczki, świat zewnętrzny oddzielony wysokim żywopłotem, nic
tylko siedzieć i
wzdychać… Westchnęłyśmy zatem i pomaszerowałyśmy pod katedrę św. Szczepana, by
|
A tu wreszcie odnaleziona Sissi |
spotkać się ze znajomymi mieszkankami Wiednia i wypić pyszną Melange Kaffee.
Ponieważ pogoda zachęcała do dalszego spaceru, odwiedziłyśmy
również Stadtpark, znany z tego, iż wędrując alejkami zapoznać się można ze
sporym kawałkiem historii muzyki. Pomniki Straussa II, Schuberta, Brucknera i
inne co i rusz kukają zza krzaków. Pogoda skutecznie wywabiła korzystających z
wolnego dnia wiedeńczyków, wylegujących się na trawie tuz obok nic sobie z tego
nie robiących ptaków.
|
Wiedeń już w kwietniu pełen był kolorowych tulipanów |
Nie wiem jakim cudem, ale udało nam się następnie dowlec do
pałacu Belvedere, którego nazwa oznacza ”piękny widok”. Zaiste, piękny kawałek
miasta można zobaczyć, stając plecami do Górnego pałacu, patrząc w stronę
Dolnego. Przy okazji warto też pospacerować po pięknym parku (chociaż o tej
porze roku jeszcze nie do końca zachwycał), a jeśli ma się więcej czasu, warto
zajrzeć do sąsiadującego z Belvedere ogrodu botanicznego. My jednak nie
miałyśmy nawet tyle siły, by pokonać dwa przystanki do domu. Tego dnia odkryłam
kilka rzeczy – że najlepsze lody są w przecznicy od Graben (reprezentatywnej ulicy
prowadzącej od katedry), że skórzana kurtka to nie jest dobry pomysł na
słoneczny dzień, że Wiedeń jest wietrznym miastem (wieje tu przez praktycznie
cały rok i nikt nie narzeka) i jak ważna w życiu człowieka jest popołudniowa
|
Za taką architekturę kocha się to miasto |
drzemka.
|
Tu krzaczek, tu kolumienka, ale zusammen do kupy - piękne! |
Przez następne dni byłyśmy już bardziej uważające w kwestii
robienia sobie odcisków na stopach i ogólnego przeciążania organizmu
przemierzaniem kilometrowych tras, chociaż pogoda wciąż zachęcała. W poniedziałek zmieniłyśmy styl, i z Wiednia
cesarskiego przeniosłyśmy się w bliższe nam czasy. KunstHausWien i HundertwasserHaus
to dwie obłędnie piękne budowle powstałe w latach 80. XX wieku, zaprojektowane
przez obdarzonego wielką wyobraźnią artystę Friedensreich Hundertwassera. Na
pierwszy rzut oka domy wydają się być dziełem szaleńca, jednak po chwili
wpatrywania się, można odkryć może nie porządek, ale metodę w tych projektach.
A chodziło głównie o stworzenie ludzkich domów, które maksymalnie zbliżone będą
do natury. Stąd drzewa i krzaki, które rosną sobie jakby nigdy nic na dachu i
fasadzie budynków. W muzeum można obejrzeć
inne projekty Hundertwassera. Mnie trochę kojarzą się z Gaudim, i moją ukochaną
Barceloną, toteż zawsze gdy jestem w Wiedniu staram się zahaczyć o to miejsce.
Oprócz wspomnianych domów w Wiedniu zobaczyć można również bajkową, ekologiczną
spalarnię śmieci – wysublimowane połączenie praktyczności z pięknem.
|
Viv w kolorach maskujących |
Tutaj zakończę I część relacji, następna już wkrótce!
|
Spalarnia śmieci |
|
Tak się korzysta ze słoneczka! |
Zazdroszczę cudownego zwiedzania : >
OdpowiedzUsuńKocham to miasto, strasznie chciałabym tam powrócić :-)
OdpowiedzUsuńA zwiedzanie Wiednia wraz z tobą jest niebywale przyjemne, czekam na kontynuację!
Piękny początek relacji :) Świetnie, że udało Ci się pojechać i po raz kolejny zwiedzić Wiedeń. Piękne miasto.
OdpowiedzUsuńMiło było odbyć spacer po Wiedniu. Chociaż tylko wirtualny.
OdpowiedzUsuńTeż bym tam chciała kiedyś się znaleźć.
Widzę, że podczas mojej 2-tygodniowej wizyty nieopodal Wiednia, wiele rzeczy przegapiłam. Może dlatego, że podążaliśmy śladami miejsc ważnych z pobudek sentymentalnych dla moich rodziców. Co innego, że te 7 lat temu trochę inaczej postrzegałam świat.
OdpowiedzUsuńNo w końcu się doczekałam :) Pogodę miałaś super, tylko pozazdrościć :) Pewnie miło się teraz ogląda takie zdjęcia, gdy leje deszcz...
OdpowiedzUsuńNajbardziej w Wiedniu uwielbiam Schonbrunn i cały teren wokół niego, i muzeum Hundertwassera właśnie :) Chociaż nie, najbardziej lubię torty i kawę ;) Jadłaś truflowy? Pycha!
Ja jadę 11 czerwca:)
OdpowiedzUsuń:) cieszę się, że pobyt ci się udał:) Masz tylko błąd, literówkę- powinno być Volksgarten i KunstHausWien:)
OdpowiedzUsuń