Drugą książką, którą przeczytałam na moim wiedeńskim
wyjeździe, a która trafiła mi w ręce zupełnie przypadkowo, jest ostatnia
powieść Jonathana Carrolla Kąpiąc lwa.
Z autorem spotkałam się już raz w
zeszłym roku, przy okazji Krainy Chichów,
która absolutnie mnie zachwyciła, więc oczekiwania miałam wysokie.
Vanessa i Dean to małżeństwo przechodzące kryzys. Vanessa
romansuje z Kasparem, partnerem w interesach Deana. Jane jest szefową Vanessy.
Edmonds to emeryt tęskniący za zmarłą żoną. Z pozoru – opera mydlana, co nie?
Byłaby nią, gdyby te pięć postaci nie dzieliło ze sobą snów. Przeżycia i
marzenia każdego z nich wplatane są w ten wspólny sen, w którym wszyscy powoli
usiłują odnaleźć siebie i zrozumieć, czego doświadczają. Z czasem okazuje się,
że łączy ich coś więcej niż tenże sen – jest nią wspólna przeszłość, w której
odgrywali istotną rolę. Później zyskali nowe życie, jednak we wszechświecie
dzieje się coś, co wymaga ich powrotu do poprzedniej formy. Brzmi to wszystko
dosyć enigmatycznie, wiem, ale boję się napisać więcej, aby nie zdradzić za
wiele.
Mam mieszane uczucia względem Kąpiąc lwa. Z jednej strony wciągnęła mnie ta powieść. Już od
pierwszych stron poczułam jakieś magnetyczne przyciąganie, fascynację tym, co
dzieje się z bohaterami, a im dalej w las, tym z większą ciekawością odkrywałam
kolejne warstwy tej opowieści. Z drugiej jednak muszę przyznać, że chyba tej
powieści nie zrozumiałam. Carroll ze zwykłej na pozór obyczajówki przechodzi do
dosyć wyrafinowanej fantastyki, by dojść do finału, który, mówiąc kolokwialnie,
ryje banię. To jak autor wyjaśnił działanie wszechświata, jest bowiem tylko
narzędziem by przekazać coś więcej, fabuła, choć ciekawa, jest tylko zastawą
przygotowaną na główne danie. I to główne danie mnie nie przeszło przez gardło,
było chyba zbyt wyrafinowane.
Nie zdarza mi się to często, ale naprawdę nie umiem Wam
powiedzieć, czy warto przeczytać tą książkę czy nie. Język i styl autora,
podobnie jak we wspomnianej wcześniej powieści, jest płynny, piękny, co czyni
lekturę szybką i przyjemną, jeśli jednak zdecydujecie się zgłębić drugie dno
opowieści, Kąpiąc lwa okaże się
zapewne sporym czytelniczym wyzwaniem. Nie odradzam, nie zachęcam.
Moja ocena: 4/6
Jonathan Carroll
Kąpiąc lwa
Tłum Jacek
Wietecki
Wyd. Rebis
2013
Było dziwnie, to fakt - ale ja to kupiłam! Miałam moment wahania, ale potem pomyślałam - pamiętam to jak dziś: "A, co mi tam!" - i dałam się wciągnąć opowieści, włącznie z ryjącym banię zakończeniem. Książka zupełnie inna niż to, do czego przyzwyczaił czytelników Carroll, ale chyba podoba mi się kierunek, w którym poszedł!
OdpowiedzUsuńJa miałam tak samo! Czytam, czytam, myślę sobie "Hmmmm, o co kaman?" i już miałam odlożyć, ale jakoś tak się nie dało... :)
UsuńJonathan Carroll jest autorem specyficznym ze swoimi pomysłami. Sama do tej pory czytałam niewiele jego książek, ale za każdym razem po zakończeniu głowiłam się nad nimi. "Kąpiąc Lwa" zainteresowało mnie :)
OdpowiedzUsuńTo na pewno, jednak o ile "Kraina Chichów" nie pozostawiła mnie z wrażeniem, że czegoś nie rozumiem, tutaj skończyłam czytac z niezłym mętlikiem w głowie. Nie do końca nieprzyjemnym ;)
Usuń:) Choć nie zachęcasz ani nie zniechęcasz to mnie ta książka zaciekawiła. Szczególnie "ryjące banię zakończenie". Przeczytam z pewnością!
OdpowiedzUsuńTak jak pisałam - nie zrozumiełam tej powieści, więc nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że zła czy dobra. Biorąc pod uwagę, że jednak przweczytałam ją w dwa dni, na pewno warto dac jej szansę :)
Usuń