O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 29 listopada 2014

Zdecydowanie najważniejsza książka, którą przeczytałam w tym roku

Przez cały okres studiów z niesamowitym zaangażowanie mówiłam każdemu, kto tylko chciał słuchać, że nie jestem feministką. Jak wielu innym, feminizm kojarzył mi się z paleniem staników i nieogolonymi łydkami, a tak na serio – uważałam, że obecnie nie występują nierówności między traktowaniem kobiet i mężczyzn, a brzydkie słowo na F to sposób tłumaczenia się dla tych, którzy nie osiągnęli sukcesu. Bo faktem jest, że na moim kierunku studiów było minimalnie więcej kobiet niż mężczyzn, a zawód, który wtedy planowałam wykonywać, jest mocno sfeminizowany (a sensie, że w większości wykonują go kobiety). Studentki miały na ogół lepszy wyniki niż studenci, a jeśli wykładowca chciał mieć cos zrobione na pewno i dobrze, zwykle kierował się z tym zadaniem do dziewczyny niż do chłopaka. Tak z resztą było przez całą moją edukację – dziewczynki miały lepsze wyniki edukacyjne i częściej pełnimy funkcje w szkolnym samorządzie niż chłopcy. Nigdy nie czułam zatem, że moja płeć ma jakikolwiek wpływ na moje zawodowe osiągnięcia.

Potem zaczęło się tzw. dorosłe życie, i mimo, iż mam bardzo przyjazne środowisko pracy, to krótko mówiąc, przekonałam się, iż wnioski wynikające z pierwszego akapitu tego tekstu nie zawsze są prawdziwe. Nie jest to problem jedne firmy czy jednego sektora rynku, czy jednego kraju. Z niesprawiedliwym traktowaniem i dodatkowymi trudnościami w osiąganiu sukcesów w pracy borykają się bowiem kobiety zarówno w krajach o bardzo tradycjonalistycznym podejściu jak i w tych określanych jako nowoczesne. Europejka, Amerykanka, Azjatka i Afrykanka mają dziś dokładnie takie same trudności w drodze na szczyt kariery, mimo, iż ich kulturowe otoczenie jest różne. Duże korporacje mniej lub bardziej świadomie uruchamiają mechanizmy, które spychają kobiety na drugi tor, podobnie jak pięcioosobowa spółka Pan Władek i Wspólnicy. Branża IT, prawnicza, medyczna i setki innych – odsetek kobiet na wysokich stanowiskach w każdej z nich wciąż jest zatrważająco mały.

Sheryl Sandberg jest prezesem Facebooka. Kobietą-prezesem Facebooka. Wydaje mi się, że bycie prezesem Facebooka jest wystarczająco dużym wyzwaniem, tymczasem Sheryl ma te same problemy co wiele z nas – jest świetna w tym co robi, ale i tak musi odpowiadać stale na te same pytania – czy nie rani swoich dzieci, tyle pracując, jak godzi życie rodzinne z życiem zawodowym. Jest jedną z najbardziej wpływowych kobiet świata, działa na rzecz tych mniej wpływowych, żyje w USA w XXI wieku, a i tak od czasu do czasu ktoś urządza polowanie na czarownicę-Sheryl.  A teraz najlepsze – nigdy nie było w historii innego prezesa Facebooka niż ona. Prezes-facet Facebooka nie istnieje w historii.

Sheryl napisała książkę, który wszyscy, ale to wszyscy powinniśmy przeczytać. Kobiety wiele się z niej dowiedzą, nie tylko to, jakie techniki czy metody zastosować w karierze, by piąć się do góry, jak spróbować połączyć karierę z rodziną i dlaczego nigdy nie da się tego zrobić w 100%, dlaczego nie jesteś beznadziejną matką dlatego, że zapomniałaś ubrać syna w zieloną bluzę na dzień Św. Patryka, ale i zrozumiesz, dlaczego kobiety wciąż muszą walczyć o coś, co mężczyźni dostają za free. Spośród wielu wiadomości, jakie autorka dla nas ma, najważniejsze są: usiądź przy stole (czyli nie bój się zabrać głosu w dyskusji), uczyń partnera swoim prawdziwym partnerem (czy wiecie, że większość kobiet, które osiągnęły sukces, ma kochających mężów, którzy w pełni je wspierają? Mit zimnej, samotnej bizneswoman po rozwodzie zostaje obalony!) i nie odchodź, zanim odejdziesz (nie sabotuj swojej kariery dziś dlatego, że za 5 lat chcesz mieć dziecko).  Jej książka napakowana jest wynikami setek badań psychologicznych i społecznych, z których wynikają bardzo smutne konkluzje – to społeczeństwo, a nie sami mężczyźni, spychają kobiety do kuchni, a społeczeństwo to w połowie… kobiety. Dopóki nie zaczniemy wspierać siebie nawzajem, cała walka nie ma sensu. Dzięki Sheryl zrozumiałam też, że nie wszystko to moja wina – niektóre mechanizmy zadziałają przeciwko mnie, niezależnie od tego, jak się zachowam. Niezależnie co zrobię, zawsze będzie grupa niezadowolonych ze mnie.

Ale jest to też ważna pozycja dla mężczyzn. Nie wszyscy bowiem (osobiście uważam, że duża grupa nie jest) są męskimi szowinistami, wielu z nich podobnie jak ja w pierwszym akapicie, nie dostrzega, że kobiety wciąż mają większe trudności, niż mężczyźni, by awansować na upragnione stanowisko. Panowie, przeczytajcie książkę Sheryl, bo tylko tak się dowiecie, z czym my się tu musimy zmagać każdego dnia, i dlaczego nie mówimy o tym otwarcie. Panie, zacznijcie mówić otwarcie, bo Panowie NIE WIEDZĄ, o co chodzi. Bo kobiety i mężczyźni różnią się, i tylko komunikowanie pomoże nam się nawzajem zrozumieć. Jeśli mężczyźni też przeczytają Włącz się do gry, zrozumieją, jakiej pomocy oczekują nich partnerki, dlaczego ich podwładne boją się awansu i dlaczego ich uczennice w pewnym momencie milkną i pozwalają się przegonić. Dalej nie będziemy się w pełni rozumieć, ale przynajmniej będziemy próbować. Poza tym autorka opisuje też ważne zjawisko, z którego nie zdawałam sobie sprawy – nie tylko kobiety padają ofiarą podziału ról. Również mężczyźni są osądzani za swoje wybory – wystarczy chociażby spojrzeć na społeczne reakcje na urlop tacierzyński (w trakcie pisania autokorekta zmieniła automatem na „macierzyński”). Jeśli kiedyś na stanowiskach kierowniczych mają być pół na pół kobiety z mężczyznami, nie tylko kobietom należy dać wybór – bo o to walczyły pierwsze feministki, nie o karierę dla każdej z nas, ale o prawo wyboru, czy wykonujemy ciężką i ważną pracę  domu czy w korporacji, ale i dać ten wybór facetom.

Gdybym miała zakwalifikować książkę Sheryl Sandberg do jakiegoś gatunku, byłoby mi ciężko. Nie jest to na pewno poradnik, nie jest to książka psychologiczna, ani nie biografią, chociaż elementy każdego z nich można tu odnaleźć. Po wielu latach Sandberg po prostu usiadła i spisała, co wiedziała, a wie sporo, bo siedzi w biznesie już dobrą chwilę. Nie udaje, że jest najlepsza, opisuje błędy, które popełniła w ciągu swojej kariery, i czego ją one nauczyły. A teraz my możemy się na nich uczyć, z czym należy walczyć, a z czym nawet nie należy próbować.

Zdecydowanie jest to najważniejsza książka, jaką przeczytałam w tym roku, i prawdopodobnie jedna z najważniejszych w życiu.


Moja ocena: 6/6

Sheryl Sandberg Włącz się do gry
Wyd. Sonia Draga

Katowice 2013

3 komentarze:

  1. Zaczęłam czytać pierwszy akapit i zgadzałam się z każdym słowem. Ja również nie rozumiem (nie rozumiałam) problemu feministek i uważam, że kobiety nie są dyskryminowane, a przynajmniej nie w moim otoczeniu. Otworzyłaś mi trochę oczy, a myślę że ta książka zrobi to jeszcze bardziej. Na pewno stanie się moją lekturą, bo chce wiedzieć więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie jest trochę wstyd, że problem dyskryminacji kobiet dostrzegłam tylko dlatego, że mnie samej po trosze to dotknęło. Jak łatwo nam powiedzieć, że czegoś nie ma, tylko dlatego, że tego nie widzimy. A liczby mówią same za siebie, i są przerażające, podobnie jak wyniki badań i prywatne doświadczenia nie tylko pani prezes Facebooka, ale i innych kobiet na wysokich stanowiskach. Naprawdę warto przeczytać, żeby się tego dowiedzieć.

      Usuń
  2. Muszę podziękować Oisajowi :)
    Ta książka jest wartościową lekturą niezależnie od momentu w życiu, w jakim czytelniczka się znajduje, ale faktycznie - im wcześniej kobiety zapoznają się z tym, co Sheryl i inne współczesne feministki mają do powiedzenia, tym lepszą przyszłość stworzymy sobie i kobietom, które przyjdą po nas.
    Zawsze może się zdarzyć, że lektura nic nie wniesie, ale to można powiedzieć o wszystkim - gdybyśmy nie podejmowali ryzyka codziennie, trzeba by całe życie spędzić w domu :)

    OdpowiedzUsuń