O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Co się stało z wish-listą?

Na początek tego roku opublikowałam post zatytułowany „Wish-lista,czyli co by się chciało gdyby się miało”. Tekst ten był wynikiem sporego zaskoczenia, kiedy przeglądając zapchane do granic możliwości schowki w różnych księgarniach internetowych oraz portalach książkowych, uzmysłowiła sobie, że tak naprawdę większości z tych książek nie chcę. Znaczy, może i chcę, owszem, przeczytać, ale niekoniecznie teraz zaraz, i niekoniecznie muszę je mieć. Z kilkuset pozycji umieszczonych w różnych schowkach, tak naprawdę pragnęłam… sześciu.

Tamten post nie miał żadnych podtekstów, nie stworzyłam go, żeby dyskretnie (lub mniej dyskretnie) wyżulić chciane książki. Nie planowałam również szybkich zakupów tychże pozycji, tylko po to, aby mieć je zgromadzone i czekające na półce niewiadomo na co. Rok zbliża się ku końcowi, a ja odkryłam, z równie sporym zdumieniem jak początkowo ich niewielką ilość, że prawie wszystkie pozycje znalazły sobie do mnie drogę – w swoim czasie, w nieraz zupełnie zaskakujących okolicznościach, czasem w formie papieru, czasem elektronicznej. I wiecie co? Każda z nich sprawiła mi olbrzymią przyjemność. Nie było to zwykłe „o, książka”, tylko tytuł, o którym naprawdę marzyłam, i którego posiadanie odkładałam w czasie, co chyba podsyciło zachwyt, jaki towarzyszył ich wejściu w moje życie.

Czy w związku z faktem, iż chciałam tylko 6 książek, kupowałam w tym roku mniej? Trudno powiedzieć, nie prowadziłam dziennika zakupionych pozycji (wielki błąd!), ale wydaje mi się, że faktycznie było ich mniej, ale co ważniejsze, były to bardziej świadome wybory. Zdarzyły mi się ze dwie „pocieszki”, impulsywne zakupy na zły humor, i jedno większe szaleństwo na Targach Książki w Krakowie, ale liczba książek kupionych i przeczytanych niemalże od razu znacznie wzrosła w porównaniu z poprzednimi latami. Czyli jak już kupuję, to często po to, by faktycznie to zaraz przeczytać.

Ale wracając do wish-listy – poniżej przedstawiam ją po raz kolejny, wraz z krótkim opisem jak do mnie trafiła:
1.       Trup z Nottingham – Sasza Hady – autorkę znam osobiście, toteż pożyczanie jej książki zamiast dokonania zakupu nie wchodziła w grę. Ten tytuł trafił do mnie niedawno, w formie ebooka, i czeka na dogodną chwilę, by ją przeczytać. Pierwszy tom tego kryminalnego cyklu bardzo mi się podobał, więc jestem spokojna o jakość tego.
2.       Wybory – Ruta Sepetys – ta pozycja trafiła do mnie w zaskakujący sposób, jest to bowiem prezent od zaprzyjaźnionej blogerki, i jednocześnie wyraz wdzięczności za drobna przysługę, za którą absolutnie nie trzeba mi się było odpłacać. Bardzo lubię autorkę, bardzo lubię blogerkę, toteż książka ta ma dla mnie duże sentymentalne znaczenie.
3.       Źle urodzone – Filip Springer – zamarzyłam o tej pozycji po przeczytaniu innej książki autora, Wanna z kolumnadą. Teraz jestem po lekturze obu, recenzja Urodzonych za chwilę pojawi się na blogu, a ja już teraz wiem, że Springer moim ulubionym reportażystą jest. Książka trafiła do mnie jako prezent urodzinowy od przyjaciółki.
4.       Opowiadania nowojorskie – Henry James – jedyna pozycja z wish-listy, które jeszcze nie mam. Wciąż kolekcjonuję moją nowojorską biblioteczkę, a ta pozycja wydaje mi się kluczowa. No i ta piękna okładka…
5.       Ameryka nie istnieje oraz 6. Route 66 – Wojciech Orliński – tą pierwszą udało mi się ostatnio dorwać w formie ebooka, nie jest to może najlepszy sposób, gdyż książka pełna jest kolorowych zdjęć (na Kindlu one kolorowe nie będą), ale za to cena była okazyjna, a te książki są niestety drogie (zważywszy na ich format). Druga pozycja to znów prezent od koleżanki Biblionetkowiczki, która przeglądając półki zorientowała się, że jakimś cudem ma dwa egzemplarze czegoś, co u mnie wisi na wish-liście. Teraz zatem jestem szczęśliwą posiadaczką ich obu J.

Spodobała mi się na idea wish-listy, i sprawdzanie po wielu miesiącach, jak się ją udało zrealizować. No i przeglądanie schowków pod kątem tego, co faktycznie by się chciało mieć, a co wisi tam tylko „dla zmyłki” działa bardzo terapeutycznie na kogoś, kto wciąż jeszcze kupuje za dużo książek. Zatem poniżej przedstawiam moją nową listę:

1.       Zdarzyło się Włodzimierz Kalicki – chodzę sobie wokół tej pozycji już dobrą chwilę, pochodzę
jeszcze pewnie długo, jako, że pragnie mi się wersja papierowa. A tu ani dżingusów nie ma, ani miejsca na półkach. Więc jest to takie życzenie na za parę lat.
2.       7 nawyków skutecznego działania Stephen R. Covey – przez ostatni rok można było zauważyć na Krakowskim Czytaniu spory ruch w zakresie tego typu literatury. Bardzo polubiłam mądre poradniki, książki psychologiczne i takie, które inspirują i motywują. I widzę zmiany, jakie pomagają mi wprowadzać w życie.
3.       Listy Tolkiena J.R.R.Tolkien – tu może być problem, bo chyba nakład już się wyczerpuje (o ile już to nie nastąpiło). Przy okazji oglądania Hobbitów przypomniałam sobie, jak wielkie znaczenie ten człowiek i jego twórczość miała dla mnie, właściwie cały okres gimnazjum i liceum spędziłam mentalnie w stworzonym przez niego świecie. Dzięki nowym filmom Jacksona ta pasja odżyła, a wraz z nią chęć przeczytania tej pozycji.
4.       Bóg zawsze znajdzie ci pracę Regina Brett – bardzo, bardzo pomogły mi jej
pierwsze dwie książki w trudnym dla mnie okresie. Jakimś cudem otwarte na przypadkowej stronie zawsze dają mi konkretną odpowiedź na nurtujące mnie pytanie. I tym razem tytuł wstrzelił się akurat w temat.


I tak to wygląda – zobaczymy za około rok, czy i jakimi drogami te książki do mnie trafią. No i znów mam wyczyszczone ze zbędnych tytułów schowki !

12 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o 1. z listy pierwszej to mam tak samo - znaczy znam autorkę :) Ale jej książki (obie mam z autografami) jeszcze czekają na przeczytanie.
    Pamiętam jak o tym pisałaś na początku roku, mam zamar tak zrobić, znaczy wyrzucić sporo "chcę mieć/przeczytać" tylko wciąż czasu nie mam na tyle, żeby się przekopywać. Choć nie powiem, kilka książek wyrzuciłam widząc je w różnych momentach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To naprawdę oczyszczające, przestajesz mieć poczucie, że tyyyyyyle chce się mieć :)

      Usuń
  2. E tam, cieszę się, że udało mi się poprawić Ci humor :) Ty mnie wsparłaś w naprawdę trudnej chwili i dzięki Tobie mogłam spokojnie spać i nie załamywać się po kolejnym liście "z działu windykacji" z tej cudownej firmy...
    Życzę powodzenia w zdobywaniu kolejnych wymarzonych książek :) Chyba muszę przeczytać coś Reginy Brett, skoro piszesz, że tak pomaga. Przyda się, szczególnie teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam się na przyszłość, i to nie dlatego, że płacisz książkami ;) Brett bardzo polecam, ale tylko, jeśli się lubi taką motywacyjno-poradnikową literaturę, bo inaczej będzie ciężko.

      Usuń
  3. Hm. Przedświąteczny czas to chyba dobry moment, żeby sobie wyczyścić schowek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat nie miało to nic wspólnego ze Świętami, rodzina już mi od kilku lat odmawia kupowania książek pod choinkę ;)

      Usuń
  4. Ja sobie robię listy must have, a potem czekam ze trzy miesiące i wtedy zazwyczaj wykreslam większość książek. Czasem nawet nie pamiętam dlaczego chciałam dana książkę. W tym roku moje must have ograniczyło się do 4 tytułów, które dostane pod choinkę, więc jest zacnie. A co do "Listów" Tolkiena to pamiętam, ze w Matrasie przecenione były na 14.99 i zrobiło mi się ich szkoda i zakupiłam egzemplarz. Impulsywny zakup, ale tego akurat nie zaluje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie tak właśnie działały schowki - wrzucałam tam coś, co mi wpadło w oko, że "kiedyś sobie kupię", a potem nawet nie wiedziałam, czemu to tam jest. Dlatego właśnie od czasu do czasu je czyszczę, bo wtedy z 30 pozycji robią się dwie, trzy. Takie, które dodałam już dawno temu i dalej chcę je mieć, takie pewniaki.
      A "Listów" już prawie nigdzie nie ma, a już na pewno nie w takiej cenie :(

      Usuń
  5. Od trzech lat prowadzę listę zakupionych książek i w tym roku było ich tylko 17. Zważywszy, że w poprzednim coś koło setki, bo szlajałam sie po tanich książkach i promocjach to naprawdę jestem z siebie dumna. I tak jak Mania pisze powyżej ja też sporządzam listę zakupową na etapie zapowiedzi wydawniczych, a jak już książki się ukażą, to okazuje się, że z 10 pozycji została 1. Poza tym fakt, że to co kupuję to już czytam na bieżąco, zwłaszcza że już bardzo rzadko recenzuję dla wydawnictw, więc bieżących książek mam znacznie mniej do czytania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie wyszło trochę ponad 30, ale jest to lista orientacyjna, bo po pierwsze, nie do wszystkich tytułów mam pewność, po drugie, niektóre książki są na delegacji. Recenzenckich nigdy nie miałam dużo, chociaż w tym roku więcej niż w poprzednim. Natomiast listy na etapie zapowiedzi już dawno straciły dla mnie cały powab, bo ja w 99 przypadkach na 100 muszę mieć najpierw cudzą opinię o książce :)

      Usuń
  6. Ja też nie prowadzę listy zakupów... ale chyba teraz zacznę...
    Jedno, co robiłam, weszło mi w krew - Lista książek, które chce przeczytać w danym miesiacu - i ostatnio rzadziej kupuję książki - chyba ostatnio zdarzyło mi się w Biedronce jakoś w listopadzie..
    a Wish-listę musze zaktualizować ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To powyżej nie jest tak do końca listą zakupów, wystarczy spojrzeć na poprzednią, nie wszystkie zostały zakupione. Chodzi o to, że to nie są tytuły, które chcę tylko przeczytać, a mieć. Nie jest to chwilowa fanaberia, chcę je często już od dawna, i też nie muszę ich mieć zaraz - może to trwać miesiące, a nawet lata. Mogę je kupić, dostać, znaleźć, nieważne. Dobrze mi z tym, że jest to krótka lista :)

      Usuń