O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

środa, 3 grudnia 2014

Dobra architektura, ale źle urodzona

Mam nadzieję, że Filip Springer nie postanowi, że od jutra tworzy tylko i wyłącznie instrukcje obsługi mikrofalówek. Bo wtedy ludzie zaczęli by masowo kupować po kilka, tylko po to, by poczytać instrukcję a potem sprawdzić w praktyce, czy jest tak, jak to autor opisał. A mikrofalówki ponoć są bardzo niezdrowe.

Niezależnie od tego, z jakim tematem Springer się mierzy, i jak bardzo jest on oddalony od moich codziennych zainteresowań, wiem, że będzie to nie tylko bardzo pouczająca, ale i fascynująca lektura. Moja przygoda z autorem zaczęła się kilka miesięcy temu od Wannyz kolumnadą, w której rozprawia się on architektonicznymi koszmarkami Nowej Rzeczpospolitej, i generalnym bałaganem w przestrzeni publicznej. Może nie rozprawia, bo bałagan dalej jest, ale urządza im takie zbiorcze, rodzinne zdjęcie. Po tej książce wyszukałam z Internecie inną pozycję Filipa Springera pod tytułem Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u i natychmiast zapragnęłam ją przeczytać. Potem ujrzałam cenę i witki mi trochę opadły, ale kilka miesięcy cierpliwości, przyjaciółka bibliofilka i urodziny to idealne połączenie, gdy się chce położyć łapki na czymś takim. I powiem jeszcze tylko w tym miejscu, że jest to jedne z niewielu przypadków na polskim rynku, kiedy cena jest absolutnie adekwatna do jakości, bo nie tylko tekst jest genialny, ale i cała rzecz tak obłędnie wydana, tak piękna, że nie mogę przestać jej macać, mimo, że już przeczytana.

Nie przypuszczałam dawniej, że po 27 latach mieszkania w wielkiej płycie i całej edukacji szkolnej spędzonej w „tysiąclatkach” będę miała w sobie choć odrobinę zainteresowania dla architektury Rzeczpospolitej Dwa i Pół. Pierwsze oznaki fascynacji to wykłady pana Maciej Mieziana i jego autorskie spacery po Nowej Hucie. Wprawdzie ich tematem był głównie socrealizm, ale na obrzeżach starej Nowej Huty znalazło się też parę „nowszych” okazów. Książka Springera zaś skupia się głównie na tych „nowszych”. Autor sam architektem nie jest, może dlatego tak łatwo przyszło mu wyjaśnić podstawowe założenia najbardziej charakterystycznych budowli PRL-u, ale najciekawsze w tej książce, to historia, jaka kryje się za tymi budowlami. I nie mówię tutaj o historii politycznej, ale o tej czysto ludzkiej – kto komu załatwiał zlecenia, kto komu nogę podstawiał, kto uginał trochę karku by przeforsować swoje projekty, mimo, iż nie były one politycznie poprawne, a kto był tak nieugięty, że zlecenia przestały doń napływać. Jakie było zdanie społeczeństwa i partyjnej „góry” na powstanie Spodka czy Superjednostki w Katowicach, dlaczego Dom Igloo we Wrocławiu to najwygodniejszy dom jednorodzinny, czemu warszawiacy tak chętnie przeprowadzają się na Sadybę, a na Białołękę już nie tak chętnie. Kto dał ciała gdy wyburzano Supersam, kto projektował polskie dworce i jak udało się przetrwać Warszawie centralnej. Jak miało być, a jak zostało zrobione. Jak nieograniczona była wyobraźnia i innowacyjność polskich architektów, i jak wiele limitów nakładała na nich gospodarka nakazowo-rozdzielcza. Cóż, kunszt pisarski autora podsumować może choćby to, że niemalże płakałam przy opisie wyburzania katowickiego dworca PKP.

Obok świetnego tekstu są jeszcze genialne zdjęcia. Niektóre przedstawiają obiekty, które już widziałam nie raz, a jednak po przeczytaniu poświęconego im rozdziału patrzę teraz na nie zupełnie inaczej. Są też zdjęcia archiwalne budynków, których już nie ma, tylko dlatego, że zostały „źle urodzone”. Zaskoczeni bylibyście wiedząc, jak wiele w czasie PRL-u powstało u nas rzeczy, o których do dziś uczą się zagranicą studenci architektury, a które u nas wyburzono, bo powstały przed 1989 rokiem. Jak bardzo wciąż musimy nienawidzić tamtego okresu, by z takim pietyzmem pozbywać się nawet tego, co dobre, tylko dlatego, że przypomina nam o czymś, czego nie chcemy pamiętać. Źle urodzone nie tylko edukują, ale i otwierają oczy – ja w każdym bądź razie trochę inaczej dziś patrzę na relikty słusznie minionej epoki. Obyśmy nigdy nie wrócili do tamtych czasów, ale wrócili do tamtych architektów, bo było się czym chwalić.

Moja ocena: 6/6

Filip Springer Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u
Wyd. Karakter

Kraków 2011

6 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że w końcu zdobędziesz tę książkę :) a teraz i mnie nią lekko zaraziłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba - było tylko kwestią kiedy? :) Ja tylko dostałam ją w swoje łapki, poczułam zapach, chrupło gdy otwierałam, i już przepadłam...

      Usuń
  2. No to już teraz wiem, że to książka dla mnie, bo uwielbiam architekturę (nie, nie studiowałam jej, jestem jej admiratorką). Chodząc po mieście, obojętnie czy moim rodzinnym, czy po Katowicach, czy gdziekolwiek zawsze mam zadartą głowę i wyłapuję np. ciekawy gzyms, zdobienie, jakiś miniaturowy szczególik. Albo ogólnie: bryły, ich piękno, albo odrażającą brzydotę. Nawet jak już coś fotografuję, to przeważnie budynki (no, albo książki, ale to na bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem jest to dla ciebie lektura obowiązkowa! Ja podobnie jak ty, architektury nie studiowałam, ale zwracam na nią baczną uwagę na co dzień. Dawniej głównie na taką mocno leciwą, ale potem dałam się zarazić pasją do tej nowszej, i już mi zostało :)

      Usuń
  3. Po takich zachwytach wypada się z książką trochę bliżej poznać ;) Lubię czytać o architekturze, szczególnie tej bliskiej. Choć książki wcześniej nie widziałam, a przynajmniej nie zapadła mi w pamięć. Będę się za nią rozglądać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trochę mniej znany tytuł Springera, gdyż wydany nie przez Czarne, tylko Karakter, a mam wrażenie, że ono samo w sobie jest mało popularne, nawet jak nie stoi w sąsiedztwie Czarnego. A szkoda, bo mają naprawdę niezwykłe pozycję (w sumie oba wydawnictwa mają).

      Usuń