Czasami lubię sięgnąć po książkę, która zabierze mnie w
dobrze mi znane miejsce i do dobrze znanych mi ludzi. Z drugiej strony nie
przepadam za czytaniem tej samej książki po raz drugi. Owszem, czasem to robię,
ale generalnie preferuję sięgać po nieznane mi pozycje, wychodząc z założenia,
że życie jest zbyt krótkie, aby czytać w kółko to samo (moja siostra ma z kolei
odwrotnie: książka nieprzeczytana co najmniej trzy razy nie jest książką
przeczytaną). Dlatego, gdy mam ochotę na coś znanego-nieznanego, dobre są
książki z serii. Zawsze mam na podorędziu jakąś część cyklu, który już znam.
Takim cyklem są kryminały Henninga Mankella o komisarzu Wallanderze. Bałam się
zawsze momentu, kiedy przeczytam już wszystkie, ale na szczęście autor zaczął
pisać tak jakby ciąg dalszy, więcej jestem kryta.
Tym razem zabrałam się za „Piątą kobietę”. Samego komisarza
Wallandera i jego ekipy chyba nie muszę przedstawiać, skupię się zatem na
fabule. Tym razem w Ystad i okolicach zaczynają ginąć mężczyźni w średnim
wieku, pozornie zupełnie ze sobą nie powiązani. Zostają zabici na inne sposoby,
a jedyne co te morderstwa łączy, to wyszukane sposoby na odebranie im życia.
Policyjne śledztwo nie wykazuje początkowo żadnych odstępstw od normy w życiu
zabitych, może nie byli to obywatele roku, ale też nie zwyrodnialcy zasługujący
na śmierć. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, bowiem wnikliwe dochodzenie już
wkrótce ujawni przerażające informacje o ofiarach, które to informacje dadzą
tak bardzo potrzebne policjantom wskazówki do znalezienia motywu, a co za tym
idzie sprawcy. A w Skanii dalej giną ludzie…
Jest to jedna z grubszych powieści Mankella, co okazało się
jej olbrzymią zaletą. Autor miał bowiem miejsce i czas, aby nie tylko ciekawie
rozpisać zagadkę kryminalną, która jest moim zdaniem najlepsza ze wszystkich
dotychczasowych powieści tego autora, ale również opisać metody działania
szwedzkiej policji i prowadzone śledztwo od strony formalnej. Mamy również
charakterystyczne dla szwedzkich kryminałów tło społeczne, problemy, z jakimi
współczesna Szwecja próbuje sobie poradzić, sprawy, wcześniej pozamiatane pod
dywan, które teraz stamtąd wychodzą i domagają się swojej krwawej ofiary. Jak
zwykle w tego typu literaturze, nie ma zbrodni oderwanej od codziennego życia,
zawieszonej w próżni. Są zachowania ludzi względem ludzi, które pozbawione
reakcji państwa czynią z ofiary kata i prowadzą do eskalacji przemocy. Autor
zwraca też uwagę na fakt, że choć nie zawsze szybka, reakcja powinna jednak
pochodzić od funkcjonariuszy państwa, ponieważ sprawiedliwość wymierzana
oddolnie prowadzi do chaosu i niewinnych ofiar.
Podsumowując: jest świetna zagadka kryminalna, jest
sugestywny opis Szwecji w ogóle i Skanii w szczególe, jest warstwa społeczna,
jest rozwiązanie które nie daje mam stuprocentowej radości, nie ma bowiem w tej
historii białych i czarnych charakterów, są tylko szare jak panorama jesiennego
Ystad. Jest Wallander prywatnie (i trzeba powiedzieć, że „Piąta kobieta” będzie
pewnie najważniejszą dla tego bohatera częścią z cyklu), i jest Wallander
gliniarz. I jest wątek polski. To wszystko sprawia, że jest to mój ulubiony
Wallander.
Mam tylko jedną uwagę do polskiego wydawcy. Czytałam akurat
wydanie z serii „Lato z kryminałem” Polityki, nie wiem jak to wygląda na właściwym
wydaniu z WABu, ale byłoby miło, gdyby autor notatki z tyłu nie umieszczał w
niej informacji ze strony… 313. Dziękuję i pozdrawiam.
Moja ocena: 5,5/6
Henning Mankell „Piąta kobieta”
Wyd. WAB, seria „Lato z kryminałem” Polityka
Warszawa 2011
Och, kolejny skandynawski kryminał, który koniecznie kuszę dopisać do listy "chcę przeczytać" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Też mam taką listę, która się wydłuża z tempie geometrycznym, bo niestety wydawcy nie dają wytchnienia - wydają szybciej niż ja czytam... pozdrawiam również :)
UsuńWallander stoi od dawna na moim prywatnym piedestale i "Piąta kobieta" należy do najulubieńszych:-)
OdpowiedzUsuńTo z kolei u mnie jest to miłość dojrzała i niełatwa, bo pierwszego Wallandera przeczytałam lata temu i jakoś szczególnie mnie nie zachwycił. Mimo, że czytałam "O krok", która też jest uważana za jedną z najlepszych. Ale coś w niej musiało mnie ująć podświadomie, bo po jakimś czasie wróciłam, i z każdą kolejną powieścią jestem pod coraz większym urokiem, i nawet te słabsze kawałki nie są mnie teraz w stanie zniechęcić.
UsuńMnie się podobało chyba wszystko, najmniej może "Niespokojny człowiek" (ze względu na słabą intrygę, bo tak po ludzku to ryczałam jak bóbr).
UsuńA, i w ogóle nie chcę Cię martwić, ale zostałaś przeze mnie oTAGowana... Wypuszczam bakcyla do Krakowa, niech się mnoży!
Dzięki! Już mi zaczynały łzy płynąć ciurkiem, że wszyscy się bawią, a mnie nie zaprosili... Jutro wysmażę posta, już nawet mam coś stosownego dla pytania o maryzuizm... już zacieram łapki... hłe hłe hłe
UsuńZdarza mi się dość często wracać do książek, które już czytałam. Rzadko, ale zdarza mi się przeczytać książkę dwa razy pod rząd.
OdpowiedzUsuńMankella nie czytałam, jest na mojej liście, ale na dość odległym miejscu.
"byłoby miło, gdyby autor notatki z tyłu nie umieszczał w niej informacji ze strony… 313" - bezcenna uwaga :) A ile razy zdarza się, sytuacja dokładnie odwrotna: informacja na okładce w niczym nie jest zgodna z treścią?
To czytanie po raz kolejny to kwestia regulowana indywidualnie przez każdego czytelnika - tak jak piszę, ja nie przepadam, moja siostra uwielbia :)
UsuńZ Mankellem polecam się zapoznać, nie musi być po kolei, ja czytałam w przypadkowej kolejności i smaku przez to nie stracił ;)
A co do tych notatek z tyłu... Lubie je czytać, żeby wiedzieć z czym mam do czynienia, ale zawsze robię to z lekkim niepokojem, jak to się ma do treści książki. Niezgodność treści notatki z treścią książki też się zdarza, a jakże, ale nie potrafię tego wyjaśnić w zadowalający sposób. Stanowi to dla mnie jedną z tajemnic marketingu :D
Czytuję Mankella namiętnie! Ostatnio wysłuchałam audiobooka "Psy z Rygi" i podobnie jak Ty, cieszę się, że to taki płodny autor i jeszcze duuużo jego książek czeka w kolejce :-).
OdpowiedzUsuńTez się cieszę, ostatnio się z resztą dowiedziałam, że "Powrót nauczyciela tańca" się jakoś łączy z pierwszym tomem nowej serii o córce Wallandera, więc po zakończeniu serii zabiorę się właśnie za ta powieść. "Psy z Rygi" akurat trochę mnie rozczarowały, książka wydała mi się za krótka na całą skomplikowana fabułę, jaką autor chciał tam zmieścić. Ale opisy Rygi były genialne!
Usuń"Powrót nauczyciela tańca" czytałam całkiem niedawno i pomimo pewnych naiwności w fabule książka wciągnęła mnie tak, że przepadłam na dwa dni. Polecam bardzo :-)
UsuńZachęciłaś mnie jeszcze bardziej... a tu niestety i czas u brak, i jeszcze kilka tomów właściwej serii do przeczytania... Ja chcę już wakacje!
Usuń