O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

piątek, 18 maja 2012

Moja wizyta w Gdańsku, stosik i pożyczka


„Aleja samobójców” to kolejny polski kryminał, który przeczytałam w swojej literackiej podróży przez Polskę. Bo nie wiem, czy już pisałam, że w tym roku postanowiłam, z braku czasu i towarzystwa, na odwiedzenie kilku polskich miast nie tyle „w realu” co na kartach powieści. Byłam już w Warszawie i Wrocławiu, teraz, dzięki panom Krajewskiemu i Czubajowi – w Gdańsku. Na mojej kryminalno-literackiej mapie czekają już od dawna Sandomierz (przez Warszawę Centralną) w książkach pana Miłoszewskiego, następnie Kraków (”Sekret Kroke” i pożyczone od Oisaj „Morderstwo tuż za rogiem”), ostatnio Agnieszka zachęcała do podróży do Sanoka („Złoty wilk” Rychtera), a ja sama już jakiś czas temu wygrzebałam pierwszy tom cyklu o Lublinie  Marcina Wrońskiego („Morderstwo pod cenzurą”). Takie więc są moje czytelnicze plany  na ten rok. Na razie jednak wracam do meritum – Gdańsk.

Muszę przyznać, że trudno mi było sklasyfikować i ocenić „Aleję samobójców”, przede wszystkim dlatego, że trudno nazwać ją tradycyjnym kryminałem. Powieść zaczyna się wprawdzie klasycznie – od trupa, i to trupa zabitego w sposób, powiedzmy, nietypowy. Mamy też zaginionego, o którym nie wiadomo – też trup, czy może morderca? Obaj panowie z resztą pomieszkiwali w tym samym domu starców pod Gdańskiem, gdzie już wcześniej miały miejsce niewyjaśnione zgony i sytuacje, kładące cień na „dom zachodzącego słońca”. Tu jednak podobieństwa z każdym innym kryminałem się kończą, ponieważ główny bohater, nadkomisarz Pater, już na wstępie zostaje odsunięty od sprawy przez ABW, nazywane złośliwie przez innych glinarzy Abwehrą, i wysłany na urlop. Co sprawia, że do zwykłego zabójstwa przybywa „tajna policja” i dlaczego usiłują wszystko zatuszować? Pater postanawia znaleźć odpowiedzi na te pytania.

Prawda jest taka, że „Aleja samobójców” jest głównie o Patrze (nie Paterze, broń Boże, o taką odmianę się obraża!). Mamy tutaj zatem policjanta w średnim wieku, przez kolegów nazywanego Antypater od swoich zdolności społecznych, z wykształcenia polonista, z zamiłowania pokerzysta, dla przełożonych wrzód na d…. Podczas czytania miałam niekiedy wrażenie, że intryga kryminalna odchodzi gdzieś na bok, by zrobić miejsce na portretowanie skomplikowanej osobowości nadkomisarza, jego stosunków z otoczeniem (byłą żoną, kolegami i podwładnymi) oraz dosyć kontrowersyjnych i bardzo nieregulaminowych działań polskiej policji. Bywa tu bardzo brutalnie, policjanci, którzy winni stać po jednej stronie walczą ze sobą, ale z drugiej strony niektórzy zdolni są do niesamowitej solidarności, która może się narodzić tylko przy wspólnie nierozwiązanej sprawie sprzed lat. Mamy działania poza prawem, mamy tuszowanie zbrodni, ale i zemstę, i zapłatę za wyrządzone zło. A intryga, czy raczej intrygi kryminalne toczą się gdzieś, swoim nurtem, by nagle wypłynąć, połączyć wszystkie sznurki w jeden węzeł, a następnie dać się rozwiązać komisarzowi Patrowi (nie Paterowi!). A nad wszystkim unosi się smród śmieci, gdyż w Gdańsku, mimo okropnych upałów, trwa strajk śmieciarzy…

Mimo tych nietypowych zagrań, brutalności i smrodu śmieci bardzo mi się ta powieść spodobała. Chociaż stworzona przez dwóch autorów, napisana jest jednolitym językiem, tak że niemożliwym jest wskazanie, kto co pisał, a książkę czyta się płynnie, bez nieregulowanych przeskoków. Główny bohater jest typowy-nietypowy – z jednej strony: średni wiek, rozwodnik, raczej pesymista. Z drugiej wykształcenie i co za tym idzie, olbrzymia wrażliwość na czystość i poprawność językową oraz skłonność do hazardu. Tworzy to niezwykle barwną postać, której nie sposób zaszufladkować. Autorzy na kartach powieści ponad to demaskują to, co w naszej społeczności złe, brzydkie, śmierdzące. I ten wszędobylski fetor śmieci, podkreślający szary obraz niektórych miejsc w Polsce. Niekompetentnych lekarzy, brudnych gliniarzy, domów starców z piękną fasadą i wysypiskiem na tyłach…

Polecam szczególnie tym, którzy lubią seriale takie jak Pitbull czy Fala zbrodni, bo klimacik tu mamy podobny jak we wspomnianych obrazach. Oraz oczywiście wielbicielom prozy panów Krajewskiego i Czubaja. Ja na pewno sięgnę po drugi tom z tego cyklu, „Róże cmentarne”.


Marek Krajewski, Mariusz Czubaj „Aleja samobójców”
Wyd. WAB, Seria Polityki - Lato z Kryminałem
Warszawa 2009


Książka przeczytana w ramach wyzwania Z Półki.


A tutaj pochwalę się jeszcze pożyczka od Oisaj: "Morderstwo tuż za rogiem" Zofii Małopolskiej. Dziękuję raz jeszcze!

A tutaj mój mały stosik kryminałów polskich, którzy planuje poszerzać o kolejne zdobycze:

















A wy znacie jakieś dobre, polskie kryminały? Dajcie znać, gdzie jeszcze można pojechać :)

18 komentarzy:

  1. Świetna recenzja i czekamy na kolejne:) Ciekawe, jak ci sie spodoba Morderstwo tuż za rogiem. Ja czytałam przed założeniem bloga i 3+ dałabym, więcej nie. Ciekawe, jak ty ją odbierzesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się nie mogę doczekać czytania, ale niestety nie wiem, kiedy to nastąpi, bo pozaczynałam masę innych a tu sesja hula. Ale bardzo lubię książki, które dzieją się w znajomym środowisku - można się później przejść tymi samymi ulicami, zobaczyć je na nowo cudzymi oczyma...

      Usuń
  2. Kurczę, realia jakoś średnio do mnie przemawiają xD
    Ale stosiki zapowiadają się bardzo atrakcyjnie:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo to jednak albo się lubi takie klimaty, albo nie. Ja czasem lubię sobie poczytać coś w tym stylu - trochę brutalne, trochę mroczne, bardzo pesymistyczne.

      Stosik już w połowie przeczytany, bo i Konatkowski, i Pollak, i Krajewskie oba. Został Miłoszewski, Wroński, Małopolska i Kuźmińscy. :)

      Usuń
  3. Wstyd się przyznać, ale jeszcze polskich kryminałów nie czytałam. Dużo ksiązek Krajewskiego widziałam w Dedalusie, w Krakowie też pewnie macie ten sklep, fajne i bardzo tanie książki można tam kupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden wstyd, ja zaczęłam czytać w zeszłym roku - od Krajewskiego właśnie, i jego cyklu wrocławskiego. Polecam, bo to naprawdę świetne książki.

      Tez mamy ten sklep, w dodatku na mojej stałej trasie, toteż mój portfel cierpi... :)

      Usuń
  4. Przyznam szczerze, że "Aleja Samobójców" w szczególny zachwyt mnie nie wprawiła, choć i jednego i drugiego autora solo lubię. Wydała mi się jakaś przegadana i niespójna, choć podobały mi się bardzo polskie smaczki i taki jakiś ironiczny sposób zahaczania o niektóre tematy. "Róże cmentarne" mimo to mam zamiar przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ona się może nie podobać, jakaś taka dziwna, jest. Ja chwilami, podczas czytania, zastanawiałam się, czy to w ogóle kryminał jest, ale jednocześnie coś mnie do niej przyciągało. Może ta ogólna atmosfera zgnilizny mnie przekonała, może główny bohater, może sam styl, nie wiem, w każdym razie z ciekawością doczytałam do końca.

      A najbardziej mi się spodobał "smażony kot w pięciu smakach" :D

      Usuń
  5. Polecam Twojej uwadze kryminały Marka Harnego - rewelacja!
    Dobre są również te spod pióra Joe Alexa(Macieja Słomczyńskiego).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Harnego nie znam, dzięki za polecenie, na pewno poszukam :) A co do Joe Alexa - kiedyś próbowałam i jakoś nie mogłam przegryźć się przez ten styl, ale było to dawno temu, może powinnam dać mu drugą szansę :)

      Usuń
    2. ja kryminałów nie czytam ale zapraszam do mnie.

      Usuń
  6. Kryminały do mnie nie przemawiają. Czasem sięgnę po niektóre tytuły, żeby się przekonać, dlaczego są tak popularne ;), ale z zasady gustuję w innych gatunkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei uwielbiam, od nich zaczęła się właściwie moja przygoda z czytaniem "dorosłych" książek ;)

      Usuń
  7. Fajny pomysł z tą "kryminalną podróżą po Polsce';-)
    We moim Wrocławiu już byłaś, więc mogę Ci polecić wyjazd do Krynicy Morskiej( w sam raz na wakacje), ale to tylko wtedy, gdy lubisz książki Chmielewskiej.
    W Krynicy Morskiej toczy się akcja jej powieści "Złota mucha".
    Dzięki tej książce Chmielewska została nawet honorową obywatelką Krynicy.
    Przyznaję bez bicia, że ilekroć tam jestem, czytam "Złotą muchę" po raz kolejny;-)
    A Krajewskiego czytałam niewiele, jest dla mnie nieco zbyt mroczny.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krynicę Morską uwielbiam, Chmielewską z resztą też, chociaż przyznaję, że tej powieści akurat nie znam - muszę koniecznie nadrobić, dziękuję za radę! Co do Wrocławia, to również akcja "Gdzie mól i rdza" Pawła Pollaka dzieje się w tym pięknym mieście (w którym jestem absolutnie zakochana od mojej zeszłorocznej wizyty). Pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Oczywiście miało być: "w moim Wrocławiu";-)
    Nie wiem skąd się wziął ten wygibas językowy.

    OdpowiedzUsuń