W ramach totalnego relaksu zapodałam dziś sobie film, który
czekał na oglądnięcie od kilku miesięcy. Mowa o „Jak ona to robi?” z Sarah
Jessicą Parker i Piercem Brosnanem w rolach głównych, a że w grudniu czytałam
książkę, na podstawie której film powstał – „Nie wiem, jak ona to robi” Allison
Pearson, napiszę tu o obu.
Główna bohaterką książki i filmu jest Kate – zawodowo
finansista w wielkiej korporacji, prywatnie – żona i matka dwójki dzieci.
Poznajemy ją w chwili, kiedy o czwartej nad ranem wałkuje kupione w sklepie
ciasto, aby wyglądało na zrobione w domu. Powód? Przyjęcie szkolne jej córki,
Emily, na które rodzicie (czytaj: matki) musza przynieść własnoręcznie
zrobione łakocie. Kate, będąc w stałych
rozjazdach, ciągle zagoniona, ciągle zajęta, nie może jednak pozwolić, by jej
córeczka poczuła się gorsza, gdyż jej mama nie miała czasu na upieczenie ciasta
– to by tylko dało dodatkowy oręż do ręki zaciekłym wrogom pracujących matek.
Dlatego oszukuje. Żongluje – to słowo ciągle się pojawia, zarówno w powieści,
jak i w komedii na jej podstawie. Ponieważ doba na tylko 24 godziny, Kate nie
jest w stanie zrobić wszystkiego – dlatego ciągle markuje, robi prowizorki,
spóźnia się i wymyśla wymówki, wszystko po to by utrzymać iluzję, że wszystko
jest OK. Jednak każda, nawet tak starannie stworzona, piramida musi się kiedyś
rozlecieć jak domek z kart. Kate będzie musiała wybrać, co ze zbitki „pracująca
mama” jest dla niej ważniejsze – „pracująca” czy „mama”.
Jeśli ktoś pomyśli że jest to feministyczna historia w
kategorii „da się wszystko” i „można połączyć fascynujące życie zawodowe z
rodziną”, bardzo się pomyli. Mimo humoru, z jakim jest opowiedziana, jest to
tak naprawdę dosyć smutna konstatacja nad niedolą współczesnych kobiet. Bo
okazuje się, że tak naprawdę równouprawnienie to mit. Kate jest świetna w
swojej pracy, uwielbia ją, poświęca się dla niej – ale czy zostaje to
docenione? Nie, bo wystarczy jedno wyjście wcześniej do domu, bo dziecko
dostało gorączki – i już miesiące, ba! lata ciężkiej pracy idą w zapomnienie, a
ona sama okazuje się pozbawioną poczucia odpowiedzialności pracownicą –
balastem dla firmy. W domu Kate odwozi dzieci do szkoły, wcześniej robi im kanapki,
wspiera męża, którego firma przynosi więcej strat niż zysków, organizuje
przyjęcie dla córki, obiad dla teściów – ale przez odebranie kolejnego telefonu
od firmy staje się pozbawioną uczuć wyrodną matką, która pracę stawia ponad
wszystko. Bohaterka prowadzi tak naprawdę podwójne życie, ale żadnym z tych żyć
nie może się nacieszyć – kiedy jest w domu, myśli o pracy, kiedy jest w pracy –
tęskni za domem. I widzimy, jakie to cholernie niesprawiedliwe. Myślę, że ten
film i książka powinny być obowiązkowe dla początkujących feministek – oto jak
wygląda prawdziwe życie. Bycie feministką to nie wypowiedzenie wojny kremowi do
depilacji i rozwinięcie paru transparentów. To olbrzymia chęć wyciśnięcia z
życia wszystkiego, co tylko się da, i jednocześnie potworna niemoc, że na
wszystko nie starczy czasu. Bo Kate kocha swoją rodzinę, i autentycznie cierpi
kiedy omija ją coś dla nich ważnego, ale jednocześnie uwielbia swoją pracę i
chce, aby jej wysiłki były doceniane na równi z wysiłkami jej kolegów. Widzimy
też, że rodzina to koniecznie praca zespołowa – szczególnie kiedy oboje rodzice
pracują. Bo problemy Kate biorą się z tego, że wszyscy w koło mają w stosunku do
niej pewne oczekiwania (mąż, dzieci, teściowie, szef, koledzy w pracy, inni
rodzice), ale nikt z nich nie wpadnie na to, żeby kobiecie pomóc.
Co do samej książki, to choć czytałam ją już chwilę temu, do
dziś pamiętam, jak świetnie jest napisana. Pearson ma ewidentną łatwość pióra,
co wynika pewnie z faktu, iż przez lata pracowała jako dziennikarka, i za swoją
pracę otrzymała nawet kilka nagród. Książka jest dowcipna, ale i mocno naładowana
emocjami. Poza przygodami bohaterki czytamy też o jej cierpieniu, o byciu
niedocenianą, o konieczności pchania się łokciami tam, gdzie faceci wchodzą bez
żadnego problemu, o narastającym potępieniu ze strony otoczenia, które uważa,
że powinna siedzieć w domu i piec babeczki. To sprawia, że „Nie wiem, jak ona
to robi” nie jest zwykłym chicklitem, ale bardzo mądrą, a chwilami, smutną
opowieścią o współczesnej kobiecie. Autentyczności książce dodaje fakt, że
autorka piszę częściowo o swoim życiu – perypetie Kate są częściowo oparte na jej własnych przeżyciach w
pracy, kiedy założyła rodzinę. Stworzyła bohaterkę, z którą nie zawsze się może
zgadzamy, która czasami trochę (bardzo) przesadza, ale którą da się lubić, i
której czytelnik z całego serca kibicuje.
Film z kolei bardzo dobrze się ogląda. Przeważnie zdarza
się, że z łatwością można ocenić, co lepsze – książka czy film? Tu już nie jest
tak łatwo. Kilka rzeczy zostało zmienionych, np. w powieści Kate jest Brytyjką,
w filmie Amerykanką. Kilka postaci pobocznych zostało połączonych w jedno, parę
epizodów zupełnie usuniętych – tego niestety wymaga medium, jakim jest kino.
Jednak scenarzyści poczynili te zmiany tak finezyjnie, że ani przez chwilę widz
nie ma poczucia, że czegoś tu brakuje. Moim zdaniem, film jest tez świetnie
zagrany – ktoś może nie lubić Sary Jessicki, ale do tego filmu pasowała
idealnie, chociaż może jej sposób grania niewiele odbiegał od zaprezentowanego
w „Seksie w wielkim mieście”. Ale ja się tam nie znam, mnie się podobało.
Nieco inne są też zakończenia – w powieści jest nieco
smutniejsze, ale jednocześnie bardziej realistyczne, w filmie – bardzo
amerykańskie w stylu „wszystko jest możliwe”, pozytywne, ale i mniej
wiarygodne. Już od was zależy, które bardziej przypadnie Wam do gustu. Bo ja
serdecznie polecam obie wersje tej historii.
Moja ocena: 5,5/6
Allison Pearson "Nie wiem jak ona to robi"
Wyd. Albatros
Warszawa 2003
"Jak ona to robi?" reż. Douglas McGrath
Sarah Jessica Parker, Pierce Brosnan
prod. USA, 2011
Oglądałam tylko film, który bardzo bardzo mi się nie podobał. Nie zmęczyłam nawet połowy.
OdpowiedzUsuńA w moim przypadku był to pierwszy od dawna film oglądnięty od początku do końca... Ale o gustach się nie dyskutuje :)
UsuńWolałabym przeczytać książkę, zapowiada się bardzo ciekawie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Jest naprawdę dobra, polecam :)
UsuńJa coś już tej autorki czytałam i uznałam, że to wprawdzie nie ambitna, ale wielce rozrywkowa pozycja, która dała mi sporo uciechy. Filmu też nie widziałam, zacofana jestem jak mało kto.
OdpowiedzUsuńJa czytałam tylko tą jedną książkę, ale wydaje mi się, że kobitka dobrze pisze. Co do filmu, to to już typowa rozrywka w amerykańskim stylu, dobre, żeby odpocząć. A że przy okazji traktuje o ważnych sprawach, to tylko się cieszyć :).
UsuńJaka tam zacofana? Ja oglądam całe 5 filmów rocznie :D.
Myślę,że książka mi by się spodobała więc dorzucę ją do "chcę przeczytać". Co do filmu to nie wiem - gdyby był angielskiej produkcji to może.)))
OdpowiedzUsuńTeż żałuję, że nie zrobili filmu oryginalnie - brytyjskiego. Ale niestety - wiemy skąd idzie kapitał.
UsuńTytuł dobry dla wszystkich, co wiedzą, że czas jest podły i płynie zbyt szybko. Chętnie zobaczę, jak można sobie z tym radzić, może sztuczki da się naśladować, mała kalkulacja uwidoczniona. Muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że parę tricków bohaterki dałoby się wykorzystać w codziennym życiu. Jednak na dłuższą metę książka pokazuje, że nie da się tak żyć. Ale książkę polecam, dobrze mi się ją czytało. :)
UsuńPamiętam że chciałam wybrać się do kina na ten film. Myślałam o takiej lekkiej amerykańskiej komedii. Z tego co piszesz widzę że jednak historia ma głębsze przesłanie. Temat feminizmu i mnie czasami intryguje, jak kobieta ma się rozdzielić. Z chęcią przeczytam albo obejrzę tą historię przy nadarzającej się okazji.
OdpowiedzUsuńFilm jest generalnie lekką komedią, w sam raz na sesję :D, a że przy okazji zajmuje się palącym problemem współczesnych kobiet, to tylko się cieszyć.
Usuń