O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 13 października 2012

"Polowanie na cyberłosie" czyli o tym, jak zmienia się zawód policjanta



Kiedy w zeszłym tygodniu gwałtowanie załamała się pogoda, niebo zrobiło się szare, mgła spowiła drugi koniec ulicy, a temperatura kazała modlić się o działający kaloryfer, wiedziałam, że to czas na powrót do Ystad. Mimo, że książki o komisarzu Wallanderze czytałam już w różnych okolicznościach przyrody, to jednak jesienna aura sprzyja tym powieściom. Do przeczytania wytypowałam Zaporę – chronologicznie najpóźniejszy z posiadanych przeze mnie tomów i jednocześnie przedostatni z cyklu.

Kurt Wallander coraz mniej rozumie otaczająca go rzeczywistość. Właśnie otrzymał do przejrzenia akta sprawy, w której dwie nastolatki brutalnie zamordowały taksówkarza. Szwecja zdecydowanie przestała już być miejscem bezpiecznym, gdzie patologie takie jak narkotyki czy przemoc wśród najmłodszych nie dotarły. Dotarły i zaczynają się panoszyć, a policjanci starej daty nie wiedzą już, jak mają wykonywać swoją pracę. Społeczeństwo i jego problemy się zmieniły, metody policyjne – nie.

W innej części Ystad przy bankomacie umiera samotny mężczyzna, Tynnes Falk. Sekcja zwłok wykazuje, że była to śmierć z przyczyn naturalnych. Jednocześnie jednak zgon ten staje się początkiem lawiny, która połączy ów bankomat i życie Falka z morderstwem taksówkarza, śmiercią młodej dziewczyny i jej chłopaka oraz globalną aferą komputerową. Wallander będzie się czuł coraz mniej potrzebny, kiedy śledztwo przeniesie się do cyberprzestrzeni. A będzie to dopiero początek wyścigu z czasem.

Pod wieloma względami ten tom mi się nie podobał. Przede wszystkim zarzut, który postawiłam już przy Psach z Rygi – o ile „lokalne” morderstwa z rozbudowanym tłem społecznym wychodzą Mankellowi genialnie, o tyle spiskowe teorie dziejów z aferą międzynarodową już nie do końca tak dobrze. Nagle okazuje się, że Ystad z, bądź co bądź, mieściny w południowej Szwecji staje się centrum wydarzeń, które mogą wstrząsnąć światem. Fabuła wydała mi się chwilami naciągana, zbyt skomplikowana jak na ten kaliber powieści, jak na tych gliniarzy. Co zostało potwierdzone na końcu powieści, gdzie szereg szczegółów nie został wyjaśniony, skwitowany stwierdzeniem, że tego nigdy nie wyjaśniono. Czyli autor wprowadził masę detali, które zaciemniają tło, a potem zostawił je ot, tak.  Poza tym, odnoszę wrażenie, że autor coraz bardziej idzie w schemat. Szczegółowy opis procedury śledczej, coś, co w poprzednich tomach było ich wielką zaletą, tutaj zaczyna być nudne, monotonne i chwilami niepotrzebne. Autor popadł w rutynę, stąd też ciągłe spotkania grupy dochodzeniowej, które nic nie wnoszą do śledztwa. Sam Wallander z cwanego gliniarza zmienia się powoli w element wyposażenia. Miałam wrażenie, że nasz ulubiony komisarz snuje się tylko po komendzie i po całym mieście, tu usiądzie, tu pójdzie po kawę, tu gdzieś pojedzie, ale zaraz wróci. Wszyscy w koło coś robią i przynoszą wymierne rezultaty swoich działań w zębach, a Wallander w tym czasie wzdycha nad zmiennością świata i wspomina dawne czasy.

W tym tomie pojawia się również coś bardzo niesympatycznego, co rzadko jest wspominane w tego typu powieściach. Członkowie grupy dochodzeniowej się nie lubią. Zaczynają pod sobą kopać dołki, donosić na siebie, nie ufają już sobie. A są to ci sami bohaterowie, których znamy już od kilku tomów. Nagle okazuje się, że wcale ich nie znaliśmy. I to mnie przeraża. Bo że tak jest w życiu, to fakt. Ale w powieści o gliniarzach,  gliniarzach których znamy – to rozczarowujące i smutne. I myślę sobie, że jeżeli tak to ma wyglądać, to chyba lepiej, że Mankell skończył cykl na „Niespokojnym człowieku” i zaczął od nowa.

Przy czym, mimo tych wszystkich zarzutów, nie jest to książka zła. Jak zwykle trzyma w napięciu, jak zwykle jest tu komentarz do współczesnej sytuacji w Szwecji i świecie w ogóle, autor porusza ważki temat uzależnienia naszego dobrobytu, czy nawet bytu, od wielu instytucji czy systemów, których nie rozumiemy, i na które atak mógłby spowodować ekonomiczny odpowiednik końca świata. I mimo, że jest to fikcja literacka, to jednak fikcja realistyczna – może kiedy Mankell pisał książkę (1998) było to jeszcze SF, ale dziś, w 2012 roku, to już prawie jak reportaż.

Zostały mi jeszcze dwa nieprzeczytane Wallandery – „Biała lwica” z tych pierwszych tomów, i Niespokojny człowiek właśnie, którego się obawiam po tym, co zaserwowano mi w Zaporze. A potem pewnie zacznę czytać od początku,  już zapomniałam, o co chodziło w poprzednich tomach. Bo jesień bez Ystad w ogóle nie wchodzi w grę.

Moja ocena: 4/6

Henning Mankell Zapora
Wyd. WAB, seria Polityki „Lato z kryminałem 2012”
Warszawa 2012

16 komentarzy:

  1. Jakoś nie mam kiedy czytać kryminałów.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja właśnie przy braku czasu mogę czytać tylko kryminały - nic innego mi nie wchodzi :)

      Usuń
  2. Czytałam trzy pierwsze części serii o Wallandarze. Pierwsze dwie bardzo mi się podobały, ale "Biała lwica" okropnie mnie wymęczyła kwestiami politycznymi i od tamtej pory nie mogę się zmusić do Mankella. Chociaż mam ogromną ochotę na "Mężczyznę, który się uśmiechał". Zgadzam się, że najlepiej się te serię czyta w typowo jesienną pogodę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Mężczyzna, który się uśmiechał" to moja ulubiona część cyklu, naprawdę warto po nią sięgnąć :)

      Usuń
  3. Uwielbiam Mankella i każdy tom o Wallanderze. Zapora to jedna z moich ulubionych części cyklu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też uwielbiam :) Ale nie wkurzało cię to, co się podziało między Wallanderem i Martinssonem? Bo u mnie to zaważyło na ogólnej ocenie książki.

      Mniej najbardziej podobał się "Mężczyzna, który się uśmiechał" i "Fałszywy trop".

      Usuń
  4. Ja myślę, że z każdym tomem Mankell coraz bardziej był zmęczony swoim własnym bohaterem i to się dało odczuć. "Niespokojny człowiek" jest pożegnaniem, niewiele jest w nim z wcześniejszych kryminałów, jakie znamy i kochamy. Wątek kryminalny rozczarowuje, ale ludzkie oblicze Wallandera chwyta za serce. Mankell chyba wali teraz pisać swoje niekryminalne powieści, afrykańskie i trochę historyczne. Ja właśnie sobie wypożyczyłam jego najnowszą powieść o młodej Szwedce, która pod koniec zeszłego stulecia ląduje bez środków do życia w burdelu w Adryce. Bardzo jej jestem ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak przeczytam, żeby mieć komplet i płynnie przejść do kolejnej serii o Lindzie Wallander :) Ale dobrze, że z Kurtem autor już skończył, bo dzięki temu cała seria utrzyma wysoki poziom,

      Usuń
  5. Niespokojny człowiek to nie jest kryminał :)
    http://tramwajnr4.blog.pl/2011/03/01/niespokojny-czlowiek-henning-mankell/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle, że z serii, co nie? Ale dzięki za ostrzeżenie, bo faktycznie, można by się zdziwić, nastawienie jest bardzo ważne. Gdyby nie reklamowali "Alei samobójców" Czubaja i Krajewskiego jako kryminału to pewnie też by się bardziej podobał.

      Usuń
    2. Jak najbardziej z serii, ale jego przynależność polega chyba tylko na tym, że wystąpiły te same postacie. Tak najbardziej, to chyba jest książka o przemijaniu.

      Usuń
    3. Może autorowi wyczerpały się pomysły na Wallandera w roli detektywa, a ni chciał skończyć serii ot tak, bez pożegnania?

      Usuń
  6. Jakoś przegapiłam tę "Zaporę", trzeba będzie zajrzeć do Taniej Jatki na Grodzkiej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. O, "Zaporę" właśnie mam jeszcze nieprzeczytaną z tej serii. Jeśli zaś chodzi o to, co napisała Agnieszka - że autor zmęczył się swoim bohaterem - mam wrażenie, że nie o to chodzi. Chodzi o zmiany, jakim podlega każdy człowiek, jak jest młody, to jest energiczny, błyskotliwy i pełen nadziei. Życie weryfikuje nadzieje, czas przygina kark i odbiera błysk w oku. Mankell w tej serii doskonale sportretował ten proces.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda może też być gdzieś po środku. trzeba tylko odróżnić znudzenie Wallandera od znudzenia czytelnika :)

      Usuń