Średnio raz w roku odświeżam swoją pamięć i ponownie czytam
wszystkie części Harrego Pottera oraz, oczywiście, oglądam filmy. Przy czym
przez ostatnie kilka lat czytałam te książki wybiórczo, skacząc do swoich
ulubionych scen. Po latach postanowiłam przeczytać je ponownie DOKŁADNIE, od
deski do deski. Zrobiłam sobie tym samym wyprawę do przeszłości, i jednocześnie
odzyskałam wenę do działania.
Nie będę tu oczywiście zamieszczać recenzji Harrego Pottera i Kamienia Filozoficznego.
Chyba wszyscy już wiedzą, o czym jest ta książka, kto miał przeczytać,
przeczytał, kto nie chce, tego się przecież już nie zmusi. Mnie osobiście
powieści Rowling inspirowały odkąd je przeczytałam. W klasie maturalnej
zrobiłam na jego temat prezentację, na studiach napisałam esej. I pomyślałam
sobie, że skorzystam z faktu, iż jestem „na świeżo” po lekturze i opowiem wam o
paru kwestiach związanych z tymi powieściami.
Na początek, trochę luźnych przemyśleń po przeczytaniu
książki: wciąż mnie bawi. To chyba najważniejsze, że mimo tak dogłębnej
znajomości fabuły pewne sytuacje i teksty wciąż wywołują uśmiech na twarzy.
Podczas czytania towarzyszyły mi też inne emocje, te same, które odczuwałam w
gimnazjum, pierwszy raz czytając Pottera. Zawsze też, gdy czytam te powieści,
odkrywam coś nowego, szczegół, który do tej pory mi umknął. Oczywiście
znajomość treści dalszych tomów sprawia, że odbiór jest inny niż wtedy, na
początku – same rzucają się w oczy kwestie, które wypłyną później, w drugim, piątym,
siódmym tomie. Niesamowitą przygodą jest śledzić te szczegóły, rzeczy,
sytuacje, osoby, kiedy już wiemy, jak cała historia się zakończy. Ale też z
zaskoczeniem odkryłam, jak bardzo film różni się od książki – po latach te
różnice zatarły mi się w pamięci, dlatego szereg wydarzeń było dla mnie znowu
zaskoczeniem.
Seria o Harrym Potterze zyskała od początku tylu zwolenników
co przeciwników. Co ciekawe, największymi wrogami okazały się środowiska katolickie,
których przedstawiciele nieraz wprost stwierdzali, że książki nie czytali, ale
główny bohater nie chodzi do Kocioła i używa (!) czarnej magii, więc książka
powinna być zakazana. Jednak, po przyjrzeniu się głównemu bohaterowi,
odkrywamy, że tak naprawdę Potter to nic nowego. Znany antropolog Joseph
Campbell w swojej książce Bohater o
tysiącu twarzy podaje główne etapy życia bohatera, ilustrując je przykładami
z legend i mitów z całego świata. Okazuje się, że obok Edypa, króla Artura czy
Odyseusza, również Harry przechodził przez te same etapy. Skracając tekst na
potrzeby tego posta, wyglądało to mniej więcej tak: bohater jest sierotą, nie
zna swoich rodziców, czasem nawet nie wie, kim jest; dowiaduje się, że ma
szczególną moc, zostaje wystawiony na liczne próby, przechodzi płynnie do
innego, magicznego świata, by znów powrócić, z wyprawy wraca odmieniony.
Campbell nazywa te etapy Wyjściem, Inicjacją i Powrotem. Jest też masa kwestii podocznych:
spotkanie wielkiego czarodzieja (Dumbledore od samego początku przypominał
Merlina czy Gandalfa), przyjaciół, którzy stworzą drużynę bohatera, smoka,
którego należy pokonać, bohater często też symbolicznie umiera, by się odrodzić.
Po pokonaniu zła bohater wraca do poprzedniego świata, gdzie ma problem z
dostosowaniem się, nikt nie rozumie jego przeżyć. Przez te i podobne etapy
Harry przechodzi na równi z postaciami stworzonymi w kulturze europejskiej, ale
i np. azjatyckiej. To czyni go bohaterem uniwersalnym. Dlatego ci , którzy chcą
spalić książki o Potterze na stosie, powinni również mit o Edypie i legendę o
królu Arturze wpisać do Działu Ksiąg Zakazanych. Bo to w gruncie rzeczy ta sama
historia.
Nie wielu też zdaje sobie sprawę, że Rowling wykonała
tytaniczną pracę, umieszczając w swoim świecie tak wiele elementów bajkowych, i
to nie tylko tych najbardziej znanych, jak różdżka czy smok, ale i takich,
które pojawiają się z zupełnie nieraz zapomnianych legendach. Animagowie (czarodzieje zmieniający się z
zwierzęta) pojawiają się w mitologii celtyckiej oraz w opowieściach rdzennych
mieszkańców Ameryki. Boginy znane są w USA jako bogeys, Szkocji jako bogle,
a w Niemczech jako Boggelmann –
zawsze jako zgnębione dusze, lub dokuczliwe domowe duszki. Chochliki kornwalijskie naprawdę występują w opowieściach popularnych
w Konwalii, ale tam zwane są pixies. Najbardziej
lubią tańczyć w świetle księżyca i zwodzić podróżujących na manowce. Z kolei druzgotki
pojawiają się w legendach z Yorkshire w Anglii. W legendach tych są to wodne
demony. Gryfy pochodzą z Indii. Jednorożce
– z Mezopotamii, Chin i Indii. Kappy z Japonii. A imię sowy Harrego, Hedwigi?
Rowling przyznała, że wzięła je od imienia… św. Jadwigi Śląskiej. Czytając uważnie Harrego Pottera można nauczyć
się wiele o baśniach, legendach i mitach wielu kultur, od Grecji i Rzymu
poczynając, a kończąc na Indianach czy kulturach Dalekiego Wschodu.
Mam nadzieję, że dowiedzieliście się czegoś nowego. Może zmobilizowałam
was też do przyjrzenia się swoim ulubionym książkom pod takim właśnie kątem?
A wy macie powieść, do której wracacie regularnie, zwłaszcza
w czasie chandry i spadku chęci do działania?
Przy pisaniu tego posta korzystałam z :
Bohater o tysiącu
twarzy – Joseph Campbell, Wyd. Zysk i sp., Poznań 1997
Magiczne światy
Harrego Pottera – David Colbert, Wyd. Albatros, Warszawa 2002
Oraz oczywiście
Harry Potter i Kamień
filozoficzny – J. K. Rowling, Wyd. Media Rodzina, Poznań 2000
Mam wielki sentyment do tej serii
OdpowiedzUsuńWspaniale, że nawiązałaś do Campbella - że też nie zwróciłam na to wcześniej uwagi! Kurczę, post jest o wiele ciekawszy, niż gdybyś po prostu zamieściła entą recenzję książki:) Brawo!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Przyznaję, że nie ja na to wpadłam, a Colbert, który zainspirował mnie do przeczytania Campbella, co nie było łatwe, kiedy jest się nastolatką. Kilka lat później na studiach zabrałam się za niego ponownie i wtedy poszło gładko. I faktycznie - Harry Potter wpisuje się w ten schemat wręcz idealnie!
UsuńUwielbiam tą serię! I przyznam, że bardzo ciekawy post z którego dowiedziałam się wielu faktów :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Mam wrażenie, że większość ludzi lekceważy tę serię, porównując ją do "Zmierzchu", ale z całej serii Meyer nie wyciśniesz tyle soków, co z jednego, cienkiego Pottera.
UsuńSeria chyba już weszła do kanonu klasyki dla dzieci, i to takiego prawdziwego (czyli naprawdę czytanego), i dobrze. Przeżywałam przygody Harryego już dwukrotnie, (najpierw sama, potem ze starszym Smokiem), teraz małe Smoczę utknęło na Zakonie Feniksa i się zaparło (po polsku mu naprawdę jakoś nie idzie), więc będziemy odświeżać wkrótce razem. Może audiobooka sobie posłuchamy... Smoczę ma bowiem surową matkę, która zakazała oglądać film, dopóki książka nieprzeczytana...:-)
OdpowiedzUsuńTez mi się wydaje, że Potter już na dobre zagnieździł się w kanonie. Świadczyć o tym może chociażby ilość stron, zdjęć, filmów poświęconych tej historii, które wciąż licznie występują w internecie.
UsuńBardzo dobrze, że nie pozwalasz oglądać filmów, zanim nie przeczytają książek. Z przyjemnością stwierdziłam, że trochę w czasie ponownej lektury mi się przypomniało, jak JA wyobrażałam sobie niektóre miejsca i sceny, ale niestety większość tego typu wrażeń została zatarta przez filmy.
Piąty tom jest moim ulubionym, natomiast piąty film - najmniej lubianym. Może dlatego, że ze względu na objętość musieli sporo z niego wyciąć. Zastanawiam się, jak osoby, które nie przeczytały książki, w ogóle coś z niego rozumieją?
A ja o wracaniu. Jak mam chandrę to sięgam po "Grę Endera", bo to naprawdę dobre SF. A ostatnio do pary z Enderem mam "Wojnę starego człowieka". Wiem że to nie literatura przez duże L, ale obie poprawiają mi humor.
OdpowiedzUsuńHP też większość ludzi nie uznałaby za ambitną literaturę. W takim wracaniu chodzi też od odpoczynek, powrót do starych znajomych :)
UsuńBardzo bardzo interesujący post. Trochę wiedziałam, bo czytałam kiedyś obszerny wywiad z Rowling, ale trochę rzeczy jest dla mnie nowych i za to Ci dziękuję.
OdpowiedzUsuń"Harry Potter" to moja najukochańsza książka, każdą część czytałam 5-7 razy, za każdym razem śmiejąc się, bojąc i płacząc. Nie wiem, kim bym dziś była, gdyby nie te książki. Żadna inna lektura (no może poza "100 lat samotności") tak bardzo na mnie nie wpłynęła. A niech mnie, jak pojadę do rodzinnego domu, to wezmę się za "Harry'ego", ja chcę do Hogwartu!
Cieszę się, że post ci się spodobał. :)
UsuńMam dokładnie takie same odczucia wobec książek o Harrym, po wieloma względami ukształtowały mnie na taka osobę, jaką jestem dzisiaj. :)
Uwielbiam Harrego Pottera. Bardzo ciekawy i interesujący post:) Nie wiedziałam kilku rzeczy.
OdpowiedzUsuńJak dobrze pójdzie, to może dziś stanę się szczęśliwą posiadaczką HP z 'dorosłymi' okładkami:D
OdpowiedzUsuńZAZDROSZCZĘ! I jestem trochę zła, że nie wydawali u nas na bieżąco, tak jak w UK, od razu obu okładek do wyboru. Mam już skompletowany zestaw "młodzieżowy", a na drugi nie ma ani miejsca, ani funduszy. :(
UsuńNie rozumiem tej nagonki na Harrego przecież to postać pozytywna i to bardzo, która potrafi czegoś nas nauczyć:) Dla mnie czas odświeżenia pamięci jeszcze nie nadszedł, ale z pewnością kiedyś to zrobię:) Moje marzenie to mieć wszystkie części na półce! Podoba mi się to wskazanie przez Ciebie nowego spojrzenia na ulubione książki:)
OdpowiedzUsuńTeż nie rozumiem, pamiętam na początku, że byłam tym mocno zaskoczona, chociaż jak widać, złe języki nie zaszkodziły powieści, może jej nawet pomogły.
UsuńPod Tolkiena też kiedyś padały zarzuty, że bohaterowie "Władcy Pierścieni" nie chodzą do kościoła. ;)
Maluśkie (trzeba szukać) nawiązanie do HP:
OdpowiedzUsuńhttp://gackolandia.blogspot.com/2010/10/ksiazka-dla-tosi.html
Dobre! Chodziać takiego dzieciaka z piekła rodem to bym chyba gołymi rękami usunęła z tej biblioteki :)
Usuń