Jak zapewne niektórzy zauważyli, przez kilka ostatnich dni
byłam nieobecna w blogowym świecie, gdyż postanowiłam wybrać się na kilka dni
do Sztokholmu na zasadzie „akcja spontan” – takie są chyba najlepsze. :)
Sztokholm leży na 14 wyspach, które łączy 53 mosty. Jest to
stolica Szwecji, a przez niektórych Sztokholm nazywany jest też stolicą Skandynawii.
Jest to siedziba władz państwowych oraz rodziny królewskiej oraz scena wielu
szwedzkich kryminałów. Praktycznie na każdym kanale zacumowane są różnej
wielkości łodzie, robiąc wrażenie że miasto to jeden wielki port.
Typowy widok w Sztokholmie |
Spędziłam w stolicy Skandynawii niecałe 3 dni, toteż trudno
o porządne podsumowanie prawie nie poznanego miasta – Sztokholm jest olbrzymi i
w trakcie mojego krótkiego pobytu zaledwie udało mi się liznąć jego atmosfery i
poznać kilka najważniejszych miejsc. Mimo skrupulatnego planowania nie udało
nam się z kumpelą zobaczyć wszystkiego, co planowałyśmy, gdyż poza sezonem
większość muzeów i atrakcji otwarta jest tylko kilka godzin dziennie i fizyczną
niemożliwością było zdążyć wszędzie. Mimo to, z pomocą Karty Sztokholmskiej,
odwiedziłyśmy 7 muzeów (sensu largo) i pojeździłyśmy świetnie zorganizowanym
metrem. Szczerze polecam tą Kartę, to jedna z lepszych tego typu, na jakie
natrafiłam.
Zamek królewski |
Udało nam się zwiedzić przede wszystkim Zamek Królewski.
Skarbiec robi wrażenie, o wiele większe niż ten na Wawelu, głównie dlatego, że
Szwedom nikt nie ukradł koron i mieczów koronacyjnych – przed wizytą na tej
ekspozycji nawet nie przypuszczałam, że istnieją takie wielkie diamenty.
Niesamowite jest też to, że te korony wciąż są używane – wprawdzie Szwedzi
zarzucili zwyczaj koronacji, ale przy każdej większej okazji korona leży obok
króla na poduszce i świadczy swoją obecnością. Z kolei po wyjściu z podziemi i
udaniu się na zwiedzanie komnat królewskich gość może się lekko zdziwić widząc…
niebieskiego Indianina. Ot, lokalne kuriozum, żaden zamek się bez niego nie
obejdzie. Sam Zamek robi wrażenie rozmiarem – w końcu gdzieś trzeba pomieścić
te 608 komnat! Ponieważ zamek jest wciąż siedzibą króla i ważniejszych urzędów
i instytucji, tylko niewielka część sal była dostępna dla zwiedzających, ale
nawet te kilka wystarczyło, by przekonać zwiedzających, że król Szwecji wielkim
królem jest.
Ratusz |
Odwiedziłyśmy również ratusz, który przypomina trochę
latanię morską, trochę kościół, a od środka – pałac Dożów. Pełni funkcję nie
tylko atrakcji turystycznej, ale i miejskiego ośrodka władzy, dlatego wraz z przewodniczką
prześlizgiwaliśmy się przez kolejne sale, próbując nie przeszkadzać. W
sztokholmskim ratuszu możesz wziąć ślub w… 45 sekund. Nie musisz być Szwedem,
musisz być natomiast cierpliwy, bo na termin czeka się tutaj rok. Coś dla ludzi
nie cierpiących długich ceremonii. W największej sali budynku co roku odbywa
się bankiet dla laureatów Nagrody Nobla – jako, że Unia otrzymała ostatnio
Pokojową Nagrodę, można powiedzieć, że my również byliśmy w ratuszu honorowymi
gośćmi :).
Vasa |
Czym byłaby wizyta w Sztokholmie bez zobaczenia pięknego
statku Vasa. Jest to wspaniały okręt, wybudowany w XVII wieku, kunsztownie
ozdobiony i kiepsko zaprojektowany. Poszedł na dno w 20 minut od rozpoczęcia
swego dziewiczego rejsu – nawet nie zdążył wypłynąć z portu. W całości
przeleżał 300 lat na dnie sztokholmskiego portu, by w 1961 zostać wyciągniętym
na powierzchnię, następnie zrekonstruowanym i udostępnionym zwiedzającym. Wokół niego stworzono bardzo ciekawą wystawę,
gdzie między innymi Szwedzi uznali za stosowne zadać sobie jedno, bardzo ważne
pytanie: czy zatonięcie Vasy było wolą Boga czy efektem złośliwych działań
Polski? Nie ma to jak wybudować lipny okręt a potem oskarżyć o jego zatonięcie
państwo po drugiej stronie Bałtyku.
Gamla Stan |
Choinka na rynku - Sztokholm jest gotowy na Boże Narodzenie |
Ale obok zamkniętych ekspozycji na zwiedzanie Sztokholmu
składa się również wałęsanie się po starym mieście – Gamla Stan – którego wąskie
uliczki obsadzone są sklepikami z najpiękniejszymi pamiątkami, jakie kiedykolwiek
widziałam. I świątecznie ozdobione. Całe miasto jest już jedną nogą w
świątecznej gorączce – zewsząd mrugają do nas mikołaje, renifery, choinki,
obłędnie piękne ozdoby choinkowe i śnieżynki. Przeważnie nie wpadam z zakupowy
szał w sklepikach dla turystów, ale w tamtejszych sklepach można było stracić
całą fortunę (i życie, bo mało mi serce nie pękło, że nie uda mi się przewieźć
pięknej bombki w kształcie pegaza i nie mogę jej kupić).
Poza dekoracjami świątecznymi całe miasto krąży wokół kilku
symboli – trzy korony, łosie, Vikingowie, łosie, koniki z Dalarny, łosie,
statek Vasa, ło… no, wiecie. Poza tym, kończąc ten przydługi post, najbardziej
zaskoczyła mnie atmosfera miasta. Czytając szwedzkie kryminały, odniosłam
wrażenie, że Sztokholm jest dosyć ponurym, posępnym miastem – tymczasem biurowce,
sklepy, jasno oświetlone ulice sprawiają, że jest to jedna z najpiękniejszych i
nowoczesnych europejskich stolic, jakie widziałam. I na pewno nie była to moja
ostatnia w niej wizyta.
Jedna z wystaw prezentująca kolekcję świeczek z dekoracją |
W jednej z kawiarni serwowano caffe latte w misce |
Jeju, ależ Ci zazdroszczę, cudowna wyprawa! Oglądałam zdjęcia z jęzorem do pasa. Oby więcej takich wypraw i podróży!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
O tak - im więcej podróży, tym lepiej :) Cały wypad trwał trzy dni, a zobaczyłyśmy naprawdę sporo, a że wyszło częściowo na weekend, więc nawet nie dużo zajęć straciłam.
Usuńhehe, ja wręcz doszłam do wniosku, że im mniej mam czasu, tym więcej zdjęć przywożę ze sobą:)
UsuńJa zrobiłam 620 :) A kumpela pewnie drugie tyle.
UsuńPopieram na 300% i zapraszam do mojej Szwecji.
Usuńhttp://dana-express.pl/mojaszwecja.htm
Świetny post, przez chwilę poczułam się jakbym tam była :) Zazdroszczę Ci, w zeszłym roku ktoś ze znajomych rzucił nawet pomysł wypadu do Szwecji ale rozeszło się po kościach ;)
OdpowiedzUsuńMy znalazłyśmy bilety na 15 zł. i fajny hostel z tanimi noclegami, z wliczonym śniadaniem i w dodatku blisko centrum. Jeśli weźmie się własne jedzenie (gorące kubki itp.) i nie kupuje się pamiątek (trzeba mieć silną wolę) to wychodzi naprawdę tani wypad, jak na Skandynawię, która jest potwornie droga.
UsuńŚwietna relacja :) Zazdroszczę takich wojaży i tylu wrażeń. Muszę też przyznać, że szczerze zaintrygowały mnie wspominane przez Ciebie łosie. Jestem ciekawa dlaczego akurat ten zwierzak ma symbolizować Sztokholm? Dowiedziałaś się może czegoś na ten temat? :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŁosie są generalnie symbolem Szwecji jako takiej - potrzebowali takich pamiątek które można by sprzedawać i w Sztokholmie i w innych miejscach Szwecji, a łosie się kwalifikowały, bo jest to bardzo licznie występujący zwierz w tym kraju. :)
UsuńWow kawa z misce:) Sztokholmu niestety nie zwiedzałam, ale Skandynawię uwielbiam jako taką jak i ich kryminały i mroczność w książkach, bo mieszkać tak po ciemku to bym nie wytrzymała. Ale ciekawi mnie jedna rzecz - którą książkę w końcu przeczytałaś w podróży?
OdpowiedzUsuńJak tam jechałyśmy, to ktoś powiedział, że od 9 do 14 jest szarówka, a potem ciemno. Ale okazało się do 16 jest piękny dzień, pełne słońce, potem zachodzi, tak jak u nas, więc wcale nie jest po ciemku. Co innego na samej górze, przy biegunie, ale nie w Sztokholmie. :)
UsuńZabrałam ze sobą w końcu "Drogę cienia" - prezent mikołajkowy, który mnie kusił już od dawna, a uznałam, że zawsze to dużo czytania i na pewno mi się nie skończy przed powrotem. Okazało się, że nie było prawie czasu na czytanie, więc przeczytałam tylko 150 stron w samolocie. :)
Ja byłam na przełomie grudnia i stycznia w Oslo to rzeczywiście było tak, że od mniej więcej 10-15 była szarówka, a tak to ciemno cały czas. Tak że ja która nie potrafi spać w dzień, tam wystarczyło, żebym przyłożyła głowę do poduszki i w pięć sekund spałam. Ale sądząc po zdjęciach miałyście piękną pogodę i słońca dużo, więc pewnie też dzięki temu było jaśniej:)
UsuńMy miałyśmy słońce przez cały poniedziałek i wtorek, ale było zimno, z kolei w niedzielę było szaro i lało, ale było ciepło. Widać, w komplecie słońce i ciepło nie występują ;)
UsuńKurcze pojechałabym jeszcze raz:) świetna relacja.
OdpowiedzUsuńJa też :) i dziękuję :)
UsuńMam jedno pytanie: jaki trzeba mieć żołądek, żeby wychłeptać ten szaflik kawy? I Ty dałaś temu radę? A serducho?... Pogotowie przynajmniej szybko przyjechało?...
OdpowiedzUsuńPS. Już po samych zdjęciach stwierdzam, że z miastem mogłabym się zaprzyjaźnić:-)
Micha nie była pełna, a poza tym to latte - głównie mleko, z dalekim, subtelnym posmaku kawy, więc serducho nie odczuło tego jako zamachu. :D
UsuńMiasto jest bardzo niemieckie, trochę przypomina Wiedeń, trochę Gdańsk, trochę Amsterdam - kiedy lubi się takie klimaty, miasto można pokochać od ręki. Ja teraz przeżywam depresję popowrotową, bo mogłabym tam zamieszkać.
Czyli masz to, co ja - gdy tylko opuszczam jakieś miejsce, w którym spędziłam dłużej niż dzień, zaczynam za nim tęsknić (wyjątkiem jest wieś, gdzie mieszkają teściowie. Tam, wbrew wszelkiej logice, dostaję klaustrofobii).
UsuńJeszcze nie widziałam kawy w misce, robi wrażenie :P Nieważne ile. ważne, ze byłaś i że poczułaś atmosferę miasta. A 7 muzeum w tak krótkim czasie to baaardzo dużo.
OdpowiedzUsuńOsobiście zaliczam miskę do hitów wypadu :D
UsuńZazdroszczę Ci tej wycieczki! :)
OdpowiedzUsuńw misce...hihi :)
OdpowiedzUsuńsuper wyjazd, mnie też się marzy zobaczyć kawałek Skandynawii
Polecam patrzeć na promocje, można stosunkowo tanio zobaczyć trochę północy :)
UsuńCieszę się, że wróciłaś w jednym kawałku. Pochwal się którą książkę w końcu ze sobą wzięłaś :)
OdpowiedzUsuńaaa widzę, że już ktoś zapytał. Jak Durzo i Merkuriusz się spisali ?
UsuńWiesz, prawie nie miałam czasu czytać, jestem w połowie powieści, ale naprawdę mi się podoba, chociaż sporo tam polityki i oczywiście jeszcze nie do końca chwytam obce nazwy - muszę się wgryźć w nowy świat, jak to bywa z pierwszymi tomami. Ale już widzę, że zaprzyjaźnię się z tym cyklem, świat już do mnie przemówił. :) Toteż będziemy uaktywniać twój kontakt w sprawie kolejnych tomów :)
Usuńleżą na półce i czekają aż powiesz JUŻ L(
UsuńSpoko, ale zaczęłam się zastanawiać, czy nie zainwestować w pozostałe tomy, zależy od tego, jak bardzo mi się spodoba zakończenie :)
UsuńAleż super tam musiało być:)
OdpowiedzUsuńAle z tą kawą w misce to mnie zagięłaś;D
Szkoda, ze nie widziałaś mojej miny - rozglądałam się za ukrytą kamerą :D
UsuńOjeeeej. Cudownie! Skandynawia to moje ogromne marzenie i mam nadzieję, że uda mi się kiedyś ją zwiedzić. Latte w misce? Ciekawy sposób, nie powiem, chętnie bym sobie taką kawusię...pojadła? :D Nie pochwaliłaś się, jaką książkę ze sobą ostatecznie zabrałaś!
OdpowiedzUsuńChwaliłam się już, ale pochwalę po raz drugi - wybrałam najgrubszą - "Droga cienia" i przeczytałam tylko 150 stron, bo w ogóle nie było czasu na czytanie :)
UsuńKiedyś, bardzo dawno temu moja druga połowa zarabiała tam przez dwa miesiące na mieszkanie. Wtedy jeszcze nie było takiej komunikacji,jak dzisiaj i na połączenie telefoniczne trzeba było czekać długie godziny. Niewiele opowiedział jak wrócił, gdyż nie zwiedzał tak jak Ty dlatego z przyjemnością przeczytałam Twój post i obejrzałam zdjęcia z miasta, które jest jednym z kilku zwanych Wenecją północy.)
OdpowiedzUsuńZ zaskoczeniem zauważyłam, jak wielu rodaków pracuje dziś w Szwecji. jakoś nie kojarzyłam akurat tego państwa z polską emigracją, a tu cały autokar Polaków jechał z lotniska.
UsuńCieszę się, że relacja się podobała :)
Miasto jedyne w swoim rodzaju, a zdjęcia przepiękne ! :)
OdpowiedzUsuńps. Zapraszam na mojego bloga, gdzie przed kilkoma dniami ruszył konkurs! Do wygrania powieść "Cień kruczych skrzydeł" !!!
Szczegóły tu:
http://ksiazka-na-kazdy-dzien.blogspot.com/2012/11/pierwszy-blogowy-konkurs.html