Polski hydraulik to
zbiór reportaży ze Szwecji. Czy można napisać dobry reportaż na temat państwa,
w którym nic się praktycznie nie dzieje?
Nie ma ruchów separatystycznych, zamachów, wojny domowej, przewrotów
pałacowych, trzęsień ziemi, powodzi? Przestępczość i bezrobocie mają najniższe współczynniki w
świecie, każdy obywatel objęty jest szerokim pakietem socjalnym, waluta jest
silna? Otóż można, gdyż wprawny obserwator życia społecznego, jakim
niewątpliwie jest Maciej Zaremba, potrafi nawet w raju zdemaskować patologie
życia społecznego. I potwierdzić to, co od lat próbują nam przekazać autorzy
szwedzkich powieści (Mankell, Marklund, Larsson) – że źle się dzieje w państwie
szwedzkim.
Zaremba urodził się i spędził młodość w Polsce, by w wieku osiemnastu
lat wyjechać na stałe do Szwecji. Włada biegle językiem szwedzkim, a mieszkając
tam zaznajomił się doskonale z zasadami działania państwa opiekuńczego. Dlatego
teksty z tej książki napisane są z perspektywy „Ja, Szwed”, z drugiej jednak
strony urodzenie z innym państwie daje reporterowi możliwość spojrzenia na
otaczający go świat z innej jeszcze perspektywy – „Ja, Obcy”. Dzięki temu każdy
fragment książki zyskuje unikatowe, podwójne spojrzenie na opisywane problemy,
jednocześnie obiektywne, ale i wynikające z głębokiego, genetycznego wręcz
zrozumienia problemu. A problemów jest wiele: zdemoralizowane związki zawodowe
ustanawiające i egzekwujące prawo samodzielnie, bez nadzoru z góry, kulawy
wymiar sprawiedliwości, muszący radzić sobie z brzemienną w skutki zmianą
prawa, służb zdrowia przegniła do imentu. Choć, jak przystało na
profesjonalnego dziennikarza, Zaremba przywołuje do mównicy obie strony
konfliktów, to nie obawia się nieraz nazwać po imieniu patologii, których nie
da się rozsądnie wyjaśnić. Posługuje się obiektywnym językiem reportażu z
rozmachem, jakiego pozazdrościć mu by mogło wielu powieściopisarzy. Dzięki temu
Polskiego hydraulika czyta się jak
naukową fantastykę, mimo, że opisywane rzeczy wciąż dzieją się 2 godziny lotu
od nas. I czytając tą książkę, zastanawiam się, jak ktokolwiek zdołał przeżyć,
by o tym opowiedzieć.
Po lekturze Polskiego
hydraulika, tatami kontra krzesła i Zapisków z wielkiego kraju dochodzę do
wniosku, że w tzw. krajach dobrobytu
ludzie poszaleli. Bo czy normalne są milionowe procesy odszkodowawcze za
siedmiosekundowe spóźnienie japońskiego pociągu? I zanik pasów dla pieszych na
amerykańskich ulicach, gdyż tam każdy wszędzie podjeżdża samochodem pod same
drzwi? A to, że jedna trzecia szwedzkiej służby zdrowia jest na stałe na
zwolnieniu lekarskim, gdyż jej pracownicy
są smutni i zestresowani i muszą przejść psychoterapię? Chociaż często
narzekamy na nasz kraj, i często mamy prawdziwe powody, to jednak po
przeczytaniu tych książek zastanawiam się, czy faktycznie jest do czego
aspirować. Ironia losu rozwiniętych państw jest taka, że pokonanie większości
żywotnych problemów doprowadziła do patologii i zaniku zdrowego rozsądku.
Wygląda na to, że gdy brak prawdziwych społecznych kwestii do rozwiązania,
takich jak bezrobocie, głodowe pensje minimalne czy kilometrowe kolejki do
specjalisty, prawodawcy i urzędnicy zaczynają kombinować, a obywatelom
przewraca się w głowach. Dlatego Japończycy całkiem poważnie traktują wybór
muszli klozetowej z pozytywką, Amerykanie kupują samochód kierując się liczbą
uchwytów na napój, a szwedzki pielęgniarz szpitala psychiatrycznego wzywa
policję, gdy jego pacjentka rzuci w niego gazetą i brzydko nazwie. A zamiast
państwa mamy dom, który czyni szalonym.
Moja ocena: 5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania trójka e-pik jako
książka zaplanowana na ten rok.
Maciej Zaremba Polski
hydraulik i inne opowieści ze Szwecji
Wyd. Czarne
Wołowiec 2008
No proszę, w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że nowoczesne państwo opiekuńcze ma tyle wad! Chętnie bym tę książkę przeczytała!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Czytałam tą książkę z narastającym zaskoczeniem, tuz przed wyjazdem do Szwecji, i chyba słusznie zdecydowałam nie brać jej na drogę do samolotu, bo chyba bym wyskoczyła w połowie lotu i wpław wracała z krzykiem do Polski ;)
UsuńAż tak? :) To w takim razie muszę przeczytać :)
UsuńA ja myślałam, że tam jak w raju jest... Z chęcią przeczytam, bo bardzo lubię ciekawe reportaże. A o Brysonie ciągle zapominam, ale kiedyś na pewno przeczytam!
OdpowiedzUsuńJuż zamówiłam w bibliotece "Świat w pigułce" Kraśki i tam jest chyba o Szwecji, więc już nie mogę się doczekać!
Czarne chyba nie wydaje kiepskich reportaży, ale to się czytało naprawdę świetnie! A Brysona polecam, szczególnie "Krótka historie prawie wszystkiego". :)
UsuńJednym słowem, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Tak się nam zawsze wydaje.
OdpowiedzUsuńTylko, że to wszystko o czym piszesz do nas zmierza dużymi krokami.Europa, do której niby to weszliśmy po upadku komunizmu jest przeżarta polityczną poprawnością, jest groźna dla wolności jednostki.)
Bbb. fajna recenzja :-).
OdpowiedzUsuńCo do panstwa opiekunczego, to przypuszczam, ze istnieje w nim jeszcze z milion chorych rzeczy - ostatnio byla u nas ciocia mojego meza, ktora ze 30 lat temu wyszla za Szweda i mieszka tam na stale... naprawde, nie chcialo mi sie wierzyc w jej opowiesci (ale przypuszczam, ze byly - niestety - prawdziwe).
Na szczęście byłam za krótko w Szwecji, by musieć korzystać z usług tamtejszej administracji, ale jeśli chodzi o ludzi, to po raz pierwszy w obcym kraju miałam do czynienia z tubylcami, którzy byliby w większości tak bezbarwni. O Austriakach, Włochach, Hiszpanach czy Anglikach po kilku dniach można już było coś sensownego powiedzieć, a o Szwedach tylko tyle, że są, a jakby ich nie było. Jedyna osoba, która się do mnie uśmiechnęła i zapytała, skąd jestem, to imigrant z Indii.
Usuń