O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 3 marca 2013

Boski błękit, indyjska zmysłowość, amerykański sen



Przyznajmy szczerze – nie jest łatwo stworzyć wiarygodną postać dziecka czy nastolatka w powieści, zwłaszcza, kiedy ta powieść napisana jest w pierwszej osobie. I kiedy ta postać w założeniu ma być trochę inteligentniejsza niż rówieśnicy. Rodzi się wtedy w autorach pokusa, by przedobrzyć, w efekcie zamiast dzieciaka mamy dokładnie wykształconego czterdziestolatka, który z jakiegoś powodu chodzi do podstawówki. Z drugiej strony, niektóre postaci dziecięce w książkach są zbyt infantylne, irytujące, nieprawdziwe, i przez to czytelnik zastanawia się, po co w ogóle tworzyć takiego bohatera, po co pisać taką książkę?

Mam kilku ulubionych książkowych małych chłopców, których twórcy nie popadli w żadną z tych skrajności. Przede wszystkim należy do nich Bertie z niedawno przez mnie wspominanej serii Scotland Street 44. Na drugim miejscu uplasował się Oscar z Strasznie głośno, niesamowicie blisko. Teraz do tej listy dołączył kolejny – Kiran, bohater i jednocześnie narrator Błękitnego chłopca.

Kiran ma dwanaście lat, jego rodzice są imigrantami z Indii, on zaś urodził się już w Cincinnati w stanie Ohio. Mama i tata wychowani zostali w kulturze i języku hinduskim, przybyli do Ameryki już jako dorośli ludzie, dlatego nie trudno zrozumieć, identyfikują się głównie z podobnymi sobie rodzinami i starają się wychować syna na dobrego Hindusa. Jednak Kiran poza cotygodniowymi modlitwami zanurzony jest w kulturze amerykańskiej, chodząc do amerykańskiej szkoły. Ponad to nie przypomina innych chłopców – nie interesuje go sport, samochody i dziewczyny. Uwielbia za to balet, kosmetyki i kolor różowy. A tego żadna z kultur, w których jest zanurzony, nie akceptuje. Chłopiec powoli uzmysławia sobie swoją odmienność, ale nie wstydzi się jej – przeciwnie, pragnie ją uzasadnić, zrozumieć i pokazać światu. Dochodzi do wniosku, że cechy różniące go od innych towarzyszą mu, gdyż jest kolejnym wcieleniem boga Kryszny. Kiran tworzy listę rzeczy, które pomogą mu upodobnić się do swych poprzednich wcieleń, i powoli realizuje swój plan.

Błękitny chłopiec to przede wszystkim opowieść o inności, o poszukiwaniu swojego miejsca, ale i o styku dwóch różnych kultur. Kiran musi żyć w amerykańskim świecie, ale jednocześnie podporządkowywać się indyjskim wzorcom (na przykład zwyczajowi wyszukiwania żony przez rodziców). Dodatkowo jego zainteresowanie wszystkim, co dziewczęce i zmysłowe każe mu poniekąd „zejść do podziemi” – wie, że robienie makijażu może być bardzo źle odebrane zarówno przez społeczność hinduską, jak i amerykańską. To wszystko, plus coraz to nowe problemy z dojrzewaniem i nieprzystosowaniem do rówieśników coraz bardziej popychają Kirana do udowodnienia iż jest Bogiem. Choć to, co mnie zafascynowało w tej opowieści, to obserwowanie Kirana-człowieka – inteligentnego, wrażliwego chłopca, który pod wpływem odtrącenia z dobrego chłopca przemienia się chwilami w swoją gorszą wersję. Satyal w ujmujący, wiarygodny sposób opisał tą przemianę, jednocześnie czyniąc książkę płynną, ciepłą, i chwilami zabawną.

Na koniec w charakterze czepiania się – autor pod koniec powieści zaczął trochę galopować z pomysłami, które jak dla mnie nie zyskały odpowiedniej oprawy, nie zostały doprowadzone do końca. Jakby chciał poupychać wszystkie dobre pomysły i jednocześnie zmieścić się na tych 300 stronach. W efekcie koniec książki nie jest już tak płynny i magiczny jak jej większość – innymi słowy, jest to dobry przykład na to, że im mniej tym lepiej. Nie zniszczyło mi to jednak przyjemności z lektury.

Moja ocena: 5/6

Rakesh Satyal Błękitny chłopiec
Tłum. Anna Gralak
Wyd. Znak
Kraków 2011

Książka przeczytana w ramach wyzwania „Od A do Z”.
Przeczytana dzięki uprzejmości Ktryi.

12 komentarzy:

  1. Też jestem świeżo po lekturze książki, w której "opowiadaczem" jest dzieciak, i muszę przeznać, że autorka akurat z narracją poradziła sobie brawurowo. Wyłożyła się natomiast na łzawo-hurraoptyistycznym zakończeniu, ale może tak miało być, bo to Amerykanka, a książka jest dla młodszych nastolatków:-) Też zawsze powtarzam, że mniej znaczy czasem więcej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tutaj jest coś dokładnie na odwrót w stosunku do historii Auggiego - większość powieści jest ciepła, pełna lekkiego humoru, a koniec jest trochę przesadzony, natomiast finał nie nadmiernie szczęśliwy, ale też nie przykry - taki w ram raz, realistyczny. Mogłoby ci się spodobać :)

      Usuń
  2. Brzmi ciekawie. Dawno nie czytałam książki poruszające tematy, o których piszesz. Tym bardziej mam na nią ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo lubię książki o pograniczu kultur, szczególnie gdy chodzi o te tradycyjne versus USA lub Wielka Brytania. Kiedyś czytałam "Utalentowaną" Nikity Lalwani - o rodzina wyemigrowała z Indii do Anglii, też bardzo polecam.

      Usuń
    2. Zapiszę, dziękuję. Żeby tylko czas pozwalał, albo żebym czytała szybciej ;)

      Usuń
    3. Też mam ten problem - za dużo książek, za mało czasu na nie...

      Usuń
  3. Cieszę się, że lektura wywarła na tobie pozytywne wrażenie, bo nie wszystkie recenzje tej książki zachęcały do jej przeczytania. Cieszę się tym bardziej, że książka czeka na półce :-)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem właśnie skąd taki ambiwalentne podejście do tej książki, może faktycznie nie jest to arcydzieło, ale ja tu jakiś większych błędów czy wypaczeń nie zauważyłam, za to bardzo polubiłam bohatera, i kilka razy mi się głośno śmichnęło przy czytaniu :) Dla mnie to wystarczy.

      Usuń
  4. Co do "Strasznie głośno, niesamowicie blisko" widziałam ostatnio film i jestem nim zachwycona, dlatego koniecznie muszę dorwać tę książkę. Jeśli zaś chodzi o "Błękitnego chłopca", to być może kiedyś po niego sięgnę, na razie jednak mam inne plany i zaległości. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ta książka zachwyciła, teraz muszę zobaczyć film :)

      Usuń
  5. Ja postanowiłam dotrzeć do mojej recenzji tej książki. Ocenę dałam tę samą. Natomiast zaintrygowały mnie moje refleksje. Przede wszystkim zastanawiałam się, czy główny bohater (kiedy mimo czynności należących do dziewczynek, przekonałam się w końcu, że bohaterem jest jednak chłopiec) jest transwestytą. Widziałam u chłopca wyraźne problemy z własną seksualnością, a usprawiedliwianie swoich zachowań jako oznak swojej boskości tylko podkreślało jego zaburzenia psychiczne.

    To tak w dużym skrócie. Ale przede wszystkim miałam ambiwalentne uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku miałam podobne odczucia, też mi się wydawało, że jest transwestytą, potem otwarcie mówił, że chyba raczej gejem, natomiast według mnie ta cała szopka z malowaniem się i lalkami była jakimś produktem ubocznym całej tej sytuacji z dwoistością kultur. Pytanie oczywiście czy najpierw miał takie a nie inne zainteresowania, i dlatego dzieci w szkole się z niego śmiały, czy przez to, że się śmiały on zaczął tak sobie z tym radzić. A co do tego bycia bogiem, to nie traktowałabym tego jako problemów psychicznych, wydaje mi się, że wiele dzieci, szczególnie w tym wieku, kiedy już nie jest się tak do końca dzieckiem, ale jeszcze nie nastolatkiem, marzy,że tak naprawdę jest kimś innym - pochodzi z innej rodziny, tylko podmieniono go w szpitalu, jest zaginionym następcą tronu, czarodziejem itp. Bóg tu idealnie pasuje. A że Kiran podszedł do tematu trochę bardziej twórczo, to inna sprawa. :)

      Moim zdaniem jedynie autor w pewnej chwili przedobrzył, może tych kolorowych elementów było po prostu za dużo, i dlatego bohater wysyła jakby sprzeczne sygnały. A czytelnik ma Myślenice o co może chodzić?

      Usuń