O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

środa, 6 marca 2013

Oszałamiający blask „Tysiąca wspaniałych słońc”



Kilka lat temu tematyka islamu, Bliskiego Wschodu, wojny w Afganistanie i kobiet w kwefach budziła żywe zainteresowanie. Powstały setki powieści o ucisku kobiet, o ich trudnym życiu w państwach teokratycznych. Wiele spośród tych książek było dobrych. Kilkadziesiąt bardzo dobrych. Ta jest wybitna.

Styl Khaleda Hosseiniego znałam już z innej jego książki – Chłopiec z latawcem. Wiedziałam więc, że autor potrafi bez dosłownych opisów przedstawić całą brutalność na jaką tylko stać człowieka, że w piękny, ale i prosty sposób potrafi oddać emocje tak, że czytelnika aż wbija w fotel. Wiedziałam to, ale mimo to nie spodziewałam się powieści tak głębokiej, wstrząsającej, strasznej, ale i miejscami pięknej i wzruszającej. Tysiąc wspaniałych słońc to historia dwóch kobiet, różniących się pochodzeniem, wyglądem, wykształceniem, wychowaniem. Żyjących w tym samym kraju, ale dwoma różnymi życiami. W pewnej chwili ich losy splotą się w jeden, po to, by później znów je rozdzielić. A w tle czytelnik poznaje historię kraju, który jak wiele innych został doświadczony trudami wojen i powstań.

Dawno już nie czytałam książki, która by tak na mnie oddziaływała. Nie jest to jedna z wielu historii islamie, jego nakazach i zakazach. Okazuje się, że podobnie jak Iran, Afganistan był kiedyś nowoczesnym państwem, gdzie zwyczaje takie jak noszenie chusty na głowie przez kobiety był, no właśnie, zwyczajem, tradycją, nie nakazem prawa surowo egzekwowanym. Państwem, gdzie każdy, bez względu na płeć, mógł się kształcić i wyjeżdżać za granicę. Przez 30 lat obserwujemy wraz z Mariam i Lajlą walkę Afgańczyków z Sowietami, walki wewnętrzne między poszczególnym frakcjami, przejęcie rządów przez talibów, aż po wypowiedzenie przez prezydenta Busha wojny zaraz po atakach na WTC. Z państwa biednego, ale rozwijającego się, Afganistan zmieni się z kupkę ruin, a potem dla całego świata – ostoją terroryzmu. Czytając Hosseiniego zdałam sobie sprawę, jak niewiele tak naprawdę wiem o tym rejonie, jak bardzo moja wiedza jest wybiórcza, że o wiele lepiej orientuję się w Rewolucji Francuskiej niż w przyczynach współczesnych konfliktów. I że państwa Bliskiego Wschodu, jak niegdyś wschodniej Europy, stały się placem zabaw dla wielkich mocarstw.

Ale o wartości tej powieści świadczą przede wszystkim losy dwóch kobiet – Mariam i Lejli,  opowieść o ich życiu została spisana przez autora w sposób pozbawiony sztuczności, chęci wywołania współczucia i bez moralizowania. Hosseini chwilami z reporterskim obiektywizmem, a jednocześnie z głębokim zrozumieniem pokazuje, jak polityka wpływała na każdego, małego nawet człowieka, w ogarniętym walką kraju. Tysiąc wspaniałych słońc czyta się gładko, powieść niesamowicie wciąga już od pierwszej strony, nie epatuje też nadmierną brutalnością. Jednak natłok złych emocji, które z taką wprawą autor wtłoczył na karty książki sprawiała, że kilka razy musiałam odłożyć ją na kilka godzin, by ochłonąć. Przy takich opowieściach, tak napisanych, się czuje, się myśli, żyje się nimi. I takie książki chciałabym zawsze czytać.

Moja ocena: 6/6  i kandydat na Książkę Roku

Khaled Hosseini Tysiąc wspaniałych słońc
Tłum. Anna Jęczmyk
Wyd. Albatros
Poznań 2010

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik (książka o kobietach) oraz wyzwania Z półki.

10 komentarzy:

  1. Wierzę, że to kandydat na ksiązkę roku, bo czytałam recenzje tak zachwalające tę pozycję i to pisane przez osoby, których gust podzielam, że nie może być inaczej. Cóż dużo mówić, mam w planach, ale najpierw: "Chłopiec z latawcem" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Chłopiec z latawcem" był moją książką roku bodajże 2011 (albo 2010 nawet). Ale tak naprawdę nie byłabym w stanie powiedzieć, czy któraś z nich jest lepsza - obie książki tego autora są genialne.

      Usuń
  2. Nadal nie miałam okazji sięgnąć po tego autora, choć z każdej strony czytam same pozytywne recenzje. Co do krajów Bliskiego Wschodu to masz rację, chyba większość z nas zna tylko slogany i wyobraża sobie te państwa na amerykański sposób, więc takie książki są bardzo ważne i wartościowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj książka pisana przez kogoś Stamtąd, ale obecnie mieszkającego w Stanach, więc realizm jest zachowany, a wiedza autora o kraju - z pierwszej ręki.Naprawdę zachęcam do zapoznania się z Hosseinim, bo to jedne z tych niewielu przykładów, kiedy bestsellerem zostaje książka wartościowa i piękna (na swój sposób).

      Usuń
  3. Zachęcasz, zachęcasz i to robisz świetnie. Warta jest przeczytania więc może mi sie uda choćby z biblioteki pożyczyć.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ci się spodoba, cieszę się, że recenzja cię zachęciła :)

      Usuń
  4. Ojej! A ja mam tę książkę pożyczoną od znajomej, trzymam już z rok i nie mogę się zabrać... Aż mi się wstyd zrobiło:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ją trzymałam od 2010 roku na półce, po tym jak wcześniej kilka miesięcy szalałam, że chcę ją przeczytać :) Ale warto się było za nią zabrać wtedy, kiedy ma się wenę na takie rzeczy.

      Usuń
  5. Ja sobie ją chyba odpuszczę...
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod pewnymi względami to trudna lektura, więc faktycznie lepiej podejść do niej z weną, bo inaczej może nie podejść.

      Usuń