Kiedy poszukuje się lektury na odpoczynek, nie ma nic
lepszego niż powieść o jedzeniu, miłości i Irlandii. Jest coś szczególnego w
tym połączeniu, co pozwala oderwać się od codziennych trosk i odsapnąć po
trudniejszych lekturach. Takie
połączenie serwuje Sarah-Kate Lynch w książce Błogosławieni, którzy robią ser.
Na niewielkiej farmie w Irlandii dwóch starszych panów –
Corrie i Fee – robią najlepsze sery świata. Jako doświadczeni w tym temacie
serowarzy wiedzą, że oprócz dobrego mleka przy produkcji sera potrzebna jest
też odrobina magii. Ta magia sprawia, że wokół nich zbiera się dosyć nietypowa
grupka życiowych nieudaczników – alkoholik i były broker z Wall Street, Kit,
Abby, która pragnie uleczyć serce po zdradzie męża, pełna ciepła i humoru Avis,
pięć ciężarnych wegetarianek i trzy koty – Jezus, Maria i Wszyscy Święci. Sama
powieść jest przewidywalna do bólu – zaczyna się jako powieść obyczajowa
podobna do czytanego przez mnie w zeszłym roku Irlandzkiego swetra, w połowie zmienia się w typowy romans, którego
nie powstydziłaby się Nora Roberts, by na końcu autorka zaszalała i wrzuciła do
tego wora zwanego książką wszystko, absolutnie wszystko. Tak naprawdę pośród
wydarzeń, rodzinnych tajemnic i
wszelkiej maści ran emocjonalnych i psychicznych brakuje już tylko statku
kosmicznego.
Jednak to nie przeszkadza. Powieść jest napisana lekkim
językiem, czyta się ją zupełnie bez udziału woli, postaci są albo sympatyczne,
albo na wskroś złe, czytelnik nie musi się o nic obawiać, bo od pierwszego
rozdziału (no, może drugiego) wie, jak to się skończy. Dzięki temu można po
prostu odpocząć i rozkoszować się opisami Irlandii i jedzeniem (uwaga – nie da
się czytać bez przysposobienia chociaż kanapki!).
Po prawdzie, gdyby autorka zrezygnowała z kilku szczegółów,
książka by na tym zyskała, w myśl zasady, że mniej znaczy więcej. Ale też nie
czyta się takich optymistycznych książek dla realizmu, prawda? Bo że Błogosławieni niosą ze sobą sporą dawkę optymizmu,
magii i dobrego humoru, temu zaprzeczyć się nie da. Dlatego szczególnie polecam
tą książkę na doła i spadek weny zastrzegając, że NIC was tu nie zaskoczy. I
dobrze.
Moja ocena: 4,5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka-epik jako
książka z wątkiem nieszczęśliwej miłości (nawet dwoma wątkami).
Sarah-Kate Lynch Błogosławieni,
którzy robią ser
Tłum. Dorota Malinowska-Grupińska
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2004
Recenzja świetna, ale jakoś ta książka mnie nie pociąga ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Nie może się wszystkim podobać to samo :)
UsuńDla mnie w tej książce wszystko w jednym worku też nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńCzytałam ją dawno temu, ale chyba w takim czasie, gdy właśnie takiej książki potrzebowałam. Może właśnie dlatego tak bardzo dobrze ją wspominam.
Książka wtedy bardzo mnie uspokoiła wewnętrznie.
Mnie też za bardzo nie przeszkadza, zwłaszcza, że jest to uroczo napisane. Mnie też ta książka uspokoiła i nastroiła pozytywnie do życia :)
UsuńA ja kiedyś zaczęłam i zupełnie nie mogłam się wciągnąć... ale może warto wrócić i spróbować jeszcze raz? ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, nie jest to jakieś wiekopomne dzieło, żeby było czego żałować ;) Mnie osobiście podobała się bardziej pierwsza połowa, więc jeśli nawet początek Cię nie zachwycił, to może nie warto próbować drugi raz. Jest tyle książek o podobnej tematyce, które może podejdą ci bardziej. :)
UsuńO matko, to jest książka antywiosenna (w sensie, trzeba jeść, kiedy się właściwie trzeba odchudzić po zimie...). Idę sobie zrobić kanapkę:-)
OdpowiedzUsuńNo tak, o tym nie pomyślałam... Ale ja generalnie nie uznaję "jeść mniej", tylko ewentualnie jakieś ćwiczenia (np. da się położyć książkę na bieżni na siłowni, więc taki sposób odchudzania mi pasuje) :D
Usuń