O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

wtorek, 20 stycznia 2015

Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata

Zanim przejdę do meritum, powieść ta ma przepiękny tytuł, który w dosłownym tłumaczeniu z angielskiego brzmiałby „Arystoteles i Dante  odrywają sekrety wszechświata”. Czyż to nie brzmi cudownie i intrygująco? Ponadto, oryginalna wersja ma taką oto okładkę:



Natomiast wersja polska wygląda tak:



A teraz chwila ciszy za te wszystkie książki skrzywdzone przez wydawców.
.
.
.
Ok. pomilczeliśmy. Teraz do meritum – ta powieść jest najwspanialszą książką, jaką czytałam w życiu, i będę ją trzymać blisko serca aż po grób. A jak wiecie, takie rzeczy rzadko się mówi, zwłaszcza gdy dopiero co zakończyło się lekturę. Inne zasady lata jest tak obłędne, że nawet nie wiem, jak mam o tym pisać, by zachęcić was do lektury (PO PROSTU PRZECZYTAJCIE TO!) i nie zdradzić zbyt wiele.

Arystoteles i Dante mają po piętnaście lat i żyją w El Paso w Teksasie. Jest rok 1987, upalne lato, basen miejski, gdzie dwa bohaterowie poznają się – jeden unosi się na wodzie, drugi proponuje lekcje pływania. Tak rodzi się najpiękniejsza przyjaźń w dziejach literatury. Nie ma tutaj szybkiego tempa fabuły, nie ma zaskakujących zwrotów akcji, ale jest piękno, bogactwo, ciepło, które sprawiają, że nie mogłam się od tej książki oderwać, a kiedy jej nie czytałam, myślałam o niej. Tak wspaniałej opowieści o przyjaźni, miłości, rodzinie, dorastaniu, dojrzewaniu, inności, wybaczaniu sobie i innym, o poznawaniu samego siebie i spotykaniu innych w pół drogi nie czytałam jeszcze nigdy. Arystoteles i Dante to dwoje zupełnie innych ludzi, którzy wychodzą z dwóch zupełnie różnych miejsc i spotykają się, by uczynić swoje życie bogatszym. Nie tylko dynamika pomiędzy tymi dwoma postaciami wyrywa serce z klatki piersiowej, ale również to, co dzieje się pomiędzy chłopcami i ich rodzicami, to coś, czego nie sposób opisać w zwykłym poście na blogu. Trzeba to zwyczajnie przeczytać.

To nie jest młodzieżówka, i może dlatego obraz rodzin obojga bohaterów jest innych niż zwykle to bywa  w literaturze młodzieżowej. Tam przeważnie rodzice są albo nieobecni, albo nie rozumieją swoich dzieci, albo są nadopiekuńczy. Tutaj rodzice są rodzicami – wraz ze swoimi tajemnicami, problemami, błędami, ale i z olbrzymimi pokładami miłości i troski dla swoich dzieci, z tworzonymi zasadami, i zrozumieniem, że niektóre z tych zasad będą złamane za ich plecami, bo takie jest życie. Ze słowami „kocham” i „przepraszam” w małych słownych wojenkach.

Gdyby nie ta parszywa okładka, ułożyłabym sobie tą książkę tuż na biurkiem, by w gorszych chwilach popatrzeć na nią i poczuć to ciepło, które towarzyszyło mi czytaniu tej książki. Tymczasem zamyślony ziomal z grzywką na sztorc nie koresponduje z treścią i mam wrażenie tak spłaszcza tą powieść w oczach potencjalnego czytelnika, że powieść, która w USA stała się bardzo popularna i została nagrodzona American Book Award, u nas przeszła praktycznie bez echa. Wydawcy, wydawajcie takie piękne książki, ale, na Boga, jakoś ładniej!

Moja ocena: 6/6

Benjamin Alire Saenz Inne zasady lata
Tłum. Agnieszka Skowron
Wydawnictwo Rodzinne

Bielsko-Biała 2013

35 komentarzy:

  1. Przekonalas mnie. Książkę na pewno kupie, ale po angielsku, wiec okladke będę miała ładna :) ostatnio nie mam weny do czytania, szukam sama nie wiem jakiej książki, ale myślę, ze tak znów mnie na czytanie "nawroci".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powyższą książkę czyta się tak dobrze, że warto ją rozważyć jako książkowego terapeutę :) Chociażby patrząc na okładkę (amerykańską!).

      Usuń
  2. Masz rację, patrząc na polską okładkę nigdy bym po tę książkę nie sięgnęła biorąc ją za kolejną nudną młodzieżówkę. Ale Twoja recenzja dużo zmienia w moim podejściu. Na pewno zwrócę na nią uwagę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się wydaje, że to okładka na młodzieżówkę, facet na zdjęciu jest dużo za stary jak na bohaterów powieści, i w ogóle wszystko jest nie tak. :(

      Usuń
    2. Dziwnie się w życiu zdarza, ale w taniej książce na stacji znalazłam ten tytuł... za 7 zł. Stwierdziłam, że kupię, tym bardziej, że złapałam ostatni egzemplarz porywając go sprzed nosa innej dziewczynie :)

      Usuń
    3. Farciara! Swoją drogą, fajna tania książka, zazdraszczam :D

      Usuń
  3. Polska okładka wygląda jak romans, może nawet bym się skusiła (ktoś w Polsce wydał romans między dwoma chłopakami? Biorę! :D). Wielka szkoda, że nie zostawili oryginalnej- jest piękna i lepiej pokazuje o czym jest ta powieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym taki romans poczytała, tutaj nie jest to do końca to, ale blisko. A okładka, taka piękna...

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Viv, czytam regularnie Twojego bloga, ale nie komentuję. Jednak powyższy wpis nie może pozostać bez echa ;). Nie wierzę, że można z tak cudownej okładki i tytułu zrobić coś tak koszmarnego!!! Przyznam, że nigdy nie szukałam oryginalnych okładek książek, które czytam, ale może warto od czasu do czasu zobaczyć, jak książkę wydano w oryginale, by mieć w pamięci takie cuda, jak to, o którym piszesz w tym poście.

    A co myślicie o polskich książkach i ich okładkach? Mamy się czym pochwalić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że zaszokowałam tak bardzo, że aż zmusiłam do komentowania :) Ja też nie wierzę, że można było to osiągnąć - czy w tych wydawnictwach pracują jacyś ludzie, którzy lubią książki? Bo patrząc powyżej - raczej nie. Co do polskich okładek, to mam wrażenie, że dosyć często zdarzają się koszmarki. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale odkąd oglądam amerykańskie booktuberki i przy niemalże każdej pokazywanej przez nie książce aż mi dech zapiera, to się zastanawiam, czy Polacy mają fatalny gust i te nasze okładki mają temu sprzyjać, czy po prostu komuś się nie chce postarać...

      A książka jest tak cudna, jak jej oryginalna okładka, więc bardzo polecam!

      Usuń
  6. I właśnie przez takie "tłumaczenia" tytułów i zmiany okładkowe na takie, które nie oddają w pełni treści książki, omija mnie masa książek, na których tłumaczenie czekam. Dlatego też do tej pory nie wiedziałam, że ta książka (którą pragnę przeczytać odkąd o niej usłyszałam na anglojęzycznym booktubie) została w ogóle u nas wydana... Ech. Na pewno przeczytam, ale nie wiem czy kupię polskie wydanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne jest to, że książki z literatury popularnej, ale z ambicjami, w USA czy w Anglii są promowane i stają się bestsellerami, a u nas przechodzą zupełnie bez echa... Odnoszę wrażenie, że taki średnio intensywny czytelnik ma prawdziwy problem, jeśli wejdzie do księgarni, bo na środku na wyspie leżą albo laureaci Nike, albo Nora Roberts, a pomiędzy nimi nic. A nie każdy lubi takie klimaty. To co mu pozostaje? Książka kucharska? A potem jest, że Polacy nie czytają. Może zamiast tworzyć głupie hasła i plakaty zacznijmy promować fajną, mądrą literaturę popularną.

      Usuń
    2. Wyszukuję te amerykańskie polecanki u nas po nazwiskach autorów a potem sprawdzam oryginalny tytuł. Zdziwiłabyś się, ile rzeczy u nas wyszło, i to wcale nie dopiero co. Mało co też bym nie trafiła na tą powieść, bo nie przypuszczałam, że ktoś może aż tak zmienić tytuł...

      Usuń
  7. W życiu. W życiu bym tego polskiego wydania nie kupiła. A oryginalne już tak. To oczywiście spontaniczna reakcja wyłącznie na tytuł i okładkę, więc Twoja minuta milczenia jest jak najbardziej na miejscu. Drogi Wydawco, jeśli czytasz te słowa, zastanów się, czy to aby na pewno był dobry pomysł...
    Lecę szukać tej książki. Niekoniecznie w polskiej wersji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak bardzo chciałam poznać tą historię od razu, że poleciałam do Empiku i zapłaciłam 40 zł. Drogi Wydawca, obawiam się, ma gdzieś, lepiej sprzedać tą książkę paru rozchichotanym gimnazjalistkom, bo im się facet na okładce spodoba, niż żeby kupił ktoś, kto chce przeczytać tą historię. Ech, płakać się chce...

      Usuń
  8. Wrzucam linka do niemieckiego wydania:
    http://www.amazon.de/Aristoteles-Dante-entdecken-Geheimnisse-Universums/dp/3522201922/ref=sr_1_1?s=books&ie=UTF8&qid=1421766914&sr=1-1&keywords=Benjamin+alire+saenz
    Można inaczej? Można :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też ładna, ale amerykańska najlepsza. Co nie zmienia postaci rzeczy, że książka super :)

      Usuń
  9. Oryginalna okładka jest fantastyczna - taka magnetyczna, od razu przyciąga wzrok, A polska wersja... Ekhem. Tym bardziej cieszę się, że swobodnie mogę sięgać po anglojęzyczne wydania i wybierać oprawy bardziej cieszące oczy. Powieść Saenza mam w planach, bo ponoć jest niezwykła (co potwierdza twoja recenzja) :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest przepiękna, i powieść sama w sobie, i anglojęzyczna okładka. Sama się teraz zastanawiam, dlaczego nie zamówiłam po prostu angielskiej wersji, może dlatego, że chciałam jak najszybciej przeczytać tą książkę. :)

      Usuń
  10. Wydawca potrafi naprawdę skrzywdzić książkę. Ja po taki koszmarek bym nie sięgnęła, gdyby nie Twoja (jakże pozytywna) recenzja. Nie wiem jak to się dzieje, że niektórzy polscy wydawcy potrafią stworzyć cuda, a inni takie maszkary.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tego nie rozumiem :/ Co więcej, dziwi mnie, że książka, która zyskała taką popularność i liczne nagrody w USA, w Polsce zupełnie nie była promowana. Z powyższych komentarzy wynika, że prawie nikt nie wiedział, że to wu nas wyszło...

      Usuń
  11. Geez jakby to powiedziała Gośka. Na polską okładkę w ogóle bym nie zwróciła uwagi, a oryginalna jest cudowna no i ten tytuł. I zachęciłaś mnie, poczytam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj, czytaj, tylko nie patrz na okładkę :)

      Usuń
  12. Wrzucam natychmiast do schowka! Jeśli uda mi się zdobyć, wydrukuję sobie obwolutę ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Wow! Najpierw zobaczyłam tytuł i okładkę oryginalną i pomyślałam, że to pewnie jakaś książka dla dzieci... potem polską, i że to jakiś romans. Masakra. I tak, minuta ciszy się przyda. Chociaż i godzina nie wystarczy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że znajdę tutaj bratnie dusze, które poczują ten sam smutek co ja, jeśli idzie o tą okładkę...

      Usuń
  14. Że co? ŻE CO?!
    Widziałam tę książkę u zagranicznych booktuberów, ale patrząc na tę naszą, nigdy nie pomyślałabym, że to jedna i ta sama książka T.T
    PS. Dodaję do obserwowanych

    OdpowiedzUsuń
  15. Pierwszy raz słyszę o tej książce, a przecież siedzę w tym od dawna. Znaczy, że promocja była żadna. Nie rozumiem, jak wydawnictwa mogą tak sobie szkodzić, a potem mieć pretensje do nas czytelników, że nie kupujemy książek.

    OdpowiedzUsuń
  16. Oj, rzeczywiście wielka krzywda stała się książce. Szkoda.
    Nie pierwszy raz wydawcy mają Polaka za buraka i proponują debilną, nieadekwatną okładkę i zaskakująco chybiony tytuł.
    Co do książki - chętnie sięgnę, bo brzmi bardzo zachęcająco.

    OdpowiedzUsuń
  17. O rany, mam tą książkę w oryginale! Jeszcze nie zdążyłam jej przeczytać, ale ze zdumieniem przyglądam się polskiej okładce, bo nie miałam pojęcia, że została u nas wydana. Grymas obrzydzenia oczywiście wykrzywia mi twarz, ale jednocześnie cieszę się już na tą historię. Cóż, grafik płakał projektując... :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobry Boże! Ja książki z takimi okładkami omijam szerokim łukiem, bo kojarzą mi się jednoznacznie z obyczajowymi, banalnymi romansidłami. A tu wśród nich takie cudeńko! A jaka piękna oryginalna okładka - masz rację! Ja jestem, niestety, przyznaję się bez bicia, skończonym estetą i okładki są dla mnie bardzo ważne. Nie muszą być Bóg wie jak barokowo ozdobne, lubię też takie minimalistyczne. Nie toleruję więc takiego odwalania fuszerki, zaprezentowanego przez grafika przy tej książce. Chyba sobie ebooka sprawię - w drodze wyjątku.

    OdpowiedzUsuń
  19. Już czytałam o tej książce, ale też potraktowałam ją jako książkę dla nastolatków a takowych już nie czytam.
    Po Twojej świetnej, pełnej ciepła recenzji popytam o nią w bibliotece.
    Ilustrator z prawdziwego zdarzenia z pewnością stworzyłby okładkę oddająca sens książki, ale dzisiaj niestety okładki tworzone są jak najprostszą i najtańszą metodą ...komputerową. I być może robią to graficy...ale nie artyści......

    OdpowiedzUsuń
  20. Od dłuższego czasu przeglądam anglojęzyczne blogi (+YouTube) książkowe, widzę więc sporo cudownych okładek - świetna grafika, rysunki, ciekawe nawiązanie do tytułu lub treści itd., a bardzo rzadko po prostu jakiekolwiek zdjęcie lub zdjęcie przypadkowych panów lub pań lub konfiguracji różnych. A potem książka trafia do Polski i klops, porażka, masakra. Może wydawcy myślą, że twarz na okładce (znana lub nie, nieważne) sprzeda wszystko. A to nieprawda.

    OdpowiedzUsuń