O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

wtorek, 28 kwietnia 2015

Piechotą przez USA

Niezależnie od tego, ile takich książek przeczytam, chyba nigdy mi się one nie znudzą. Tak samo jak nigdy chyba nie wyleczę się z marzenia, aby kiedyś te książki zamienić na rzeczywistość, i podążając ich śladami przemierzyć Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Osobista wizyta jest na dzień dzisiejszy tak odległa, pod wieloma względami, że ocean to naprawdę mój najmniejszy problem. Więc pozostają mi książki. Niezależnie  czy to żartobliwy styl Brysona w Zapiskach z wielkiego kraju, czy polski punkt widzenia Marka Wałkuskiego w Wałkowaniu Ameryki, czy uroki życia na prerii opisywanej przez Cejrowskiego w Wyspie na prerii – każdą z tych Ameryk chciałabym zobaczyć. Bo im więcej czytam, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że to państwo o wielu twarzach, w zależności od tego, kto patrzy.

Tym razem było mocno nietypowo. Po pierwsze, moim przewodnikiem był Niemiec, Wolfgang Buschner. Pierwszy raz czytałam reportaż niemieckiego autora, początkowo trudno mi było się przyzwyczaić do nieznanego mi dotąd stylu, niemalże porzuciłam książkę zaraz na początku. Na szczęście, nie zrobiłam tego, bo już za pierwszym zakrętem zrobiło się ciekawie. I tu pojawia się po drugie – autor przebył Stany Zjednoczone, ale na piechotę! Każdy, kto wie cokolwiek o USA, wie również, iż tam nikt, ale to nikt nie chodzi na piechotę. Mimo wielu różnic, w tej kwestii wszyscy wyżej wymienieni autorzy są zgodni. Może poza Nowym Jorkiem i kilkoma innymi metropoliami z rozwiniętym transportem publicznym, w Ameryce możesz nie mieć domu, ale samochód musi być. Wprawdzie mój współtowarzysz podróży trochę „oszukiwał” będąc po drodze podwożonym przez przejeżdżających akurat kierowców, i zdarzyło mu się przejechać kawałek pustyni autobusem, ale po podróżowaniu trasy jaką pokonał z drogą z Krakowa do Gdańska trudno nie poczuć szacunku dla wytrzymałości tego podróżnika. I tak dochodzimy do po trzecie – najczęściej podróże po Stanach odbywają się poziomo – ze Wschodu na Zachód, rzadziej odwrotnie. Buschner schodził „w dół” – przekroczył granicę z Kanadą i udał się przez obie Dakoty, Nebraskę, Kansas, Oklahomę i Teksas aż do Meksyku. Stany raczej marginalizowane w literaturze podróżniczej tego kraju (może poza Teksasem).

Można się sporo dowiedzieć o państwie z takiej podróży, głównie o ludziach. O tym, jak brak plecaka drastycznie zmniejsza zaufanie, jak bardzo uprzedzeni są mieszkańcy stanów północnych w stosunku do Teksasu i Oklahomy, jak trudno jest nieraz żyć w „raju na ziemi” i ilu Amerykanów tak naprawdę ma niemieckie korzenie. Idąc, Buschner opowiada czytelnikowi historię Indian, i skąd Karol May (prawdopodobnie) miał taką rozległą wiedzę na ich temat.

Wróciłam z tej wyprawy lekko zmęczona, mimo iż spędziłam ją w moim fotelu (rosnący rozmiar jeansów każe pomyśleć o podobnej wyprawie, tym razem nie-literackiej). Wbrew początkowym obawom autorowi udało się wciągnąć mnie w swoją podróż, zainteresować, opowiedzieć fragment historii fascynującego mnie kraju tak, że nawet nie zauważyłam, kiedy śniegi Dakoty przeszły w prerię, a następnie w upalną pustynię Teksasu. Innymi słowy – przekonał mnie. Jadę! (tylko jeszcze nie wiem kiedy…)

Moja ocena: 5/6

Wolfgang Buschner Hartland
Tłum. Katarzyna Weintraub
Wyd. Czarne

Wołowiec 2013

4 komentarze:

  1. Zainteresowało mnie (poza samą tematyką, która mnie tak samo fascynuje, jak Ciebie), stwierdzenie, że trudno było przyzwyczaić się do stylu. I tak, z czystej ciekawości, zapytam: czy niemieckie reportaże mają inny styl? Czy to może raczej kwestia tego konkretnego autora? A może wręcz tłumaczenia?...

    OdpowiedzUsuń
  2. Piechotą przez Stany? Tu mnie masz - uwielbiam czytać o USA, czy to powieści, czy reportaże.
    Też bym chętnie pojechała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę czytałam o Stanach, ostatnio "Amerykę po kawałku" Wałkuskiego, kiedyś tam "Drogę 66" Warakomskiej i muszę przyznać, że ten kraj mnie fascynuje. Wątpię, że tam dotrę, ale ... pomarzyć zawsze można ;-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dużo ludzi w USA chodzi, jeździ na rowerach, używa transportu publicznego… Tylko niekoniecznie w tych stanach, które opisuje Buscher. Te legendy są powtarzane od lat, od "Delicji Ciotki Dee" a prawdy w nich jest… Może ziarnko. Książkę chętnie przeczytam, czytałam inną jego książkę ("Berlin-Moskwa. Podróż na piechotę" i podobała mi się).

    OdpowiedzUsuń