Niezależnie od tego, ile takich książek przeczytam, chyba
nigdy mi się one nie znudzą. Tak samo jak nigdy chyba nie wyleczę się z
marzenia, aby kiedyś te książki zamienić na rzeczywistość, i podążając ich
śladami przemierzyć Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Osobista wizyta jest
na dzień dzisiejszy tak odległa, pod wieloma względami, że ocean to naprawdę
mój najmniejszy problem. Więc pozostają mi książki. Niezależnie czy to żartobliwy styl Brysona w Zapiskach z wielkiego kraju, czy polski
punkt widzenia Marka Wałkuskiego w Wałkowaniu
Ameryki, czy uroki życia na prerii opisywanej przez Cejrowskiego w Wyspie na prerii – każdą z tych Ameryk
chciałabym zobaczyć. Bo im więcej czytam, tym bardziej zdaję sobie sprawę, że
to państwo o wielu twarzach, w zależności od tego, kto patrzy.
Tym razem było mocno nietypowo. Po pierwsze, moim
przewodnikiem był Niemiec, Wolfgang Buschner. Pierwszy raz czytałam reportaż
niemieckiego autora, początkowo trudno mi było się przyzwyczaić do nieznanego
mi dotąd stylu, niemalże porzuciłam książkę zaraz na początku. Na szczęście,
nie zrobiłam tego, bo już za pierwszym zakrętem zrobiło się ciekawie. I tu
pojawia się po drugie – autor przebył Stany Zjednoczone, ale na piechotę! Każdy,
kto wie cokolwiek o USA, wie również, iż tam nikt, ale to nikt nie chodzi na
piechotę. Mimo wielu różnic, w tej kwestii wszyscy wyżej wymienieni autorzy są
zgodni. Może poza Nowym Jorkiem i kilkoma innymi metropoliami z rozwiniętym
transportem publicznym, w Ameryce możesz nie mieć domu, ale samochód musi być.
Wprawdzie mój współtowarzysz podróży trochę „oszukiwał” będąc po drodze
podwożonym przez przejeżdżających akurat kierowców, i zdarzyło mu się
przejechać kawałek pustyni autobusem, ale po podróżowaniu trasy jaką pokonał z drogą
z Krakowa do Gdańska trudno nie poczuć szacunku dla wytrzymałości tego podróżnika.
I tak dochodzimy do po trzecie – najczęściej podróże po Stanach odbywają się
poziomo – ze Wschodu na Zachód, rzadziej odwrotnie. Buschner schodził „w dół” –
przekroczył granicę z Kanadą i udał się przez obie Dakoty, Nebraskę, Kansas,
Oklahomę i Teksas aż do Meksyku. Stany raczej marginalizowane w literaturze
podróżniczej tego kraju (może poza Teksasem).
Można się sporo dowiedzieć o państwie z takiej podróży,
głównie o ludziach. O tym, jak brak plecaka drastycznie zmniejsza zaufanie, jak
bardzo uprzedzeni są mieszkańcy stanów północnych w stosunku do Teksasu i
Oklahomy, jak trudno jest nieraz żyć w „raju na ziemi” i ilu Amerykanów tak naprawdę
ma niemieckie korzenie. Idąc, Buschner opowiada czytelnikowi historię Indian, i
skąd Karol May (prawdopodobnie) miał taką rozległą wiedzę na ich temat.
Wróciłam z tej wyprawy lekko zmęczona, mimo iż spędziłam ją
w moim fotelu (rosnący rozmiar jeansów każe pomyśleć o podobnej wyprawie, tym
razem nie-literackiej). Wbrew początkowym obawom autorowi udało się wciągnąć
mnie w swoją podróż, zainteresować, opowiedzieć fragment historii fascynującego
mnie kraju tak, że nawet nie zauważyłam, kiedy śniegi Dakoty przeszły w prerię,
a następnie w upalną pustynię Teksasu. Innymi słowy – przekonał mnie. Jadę!
(tylko jeszcze nie wiem kiedy…)
Moja ocena: 5/6
Wolfgang Buschner Hartland
Tłum. Katarzyna Weintraub
Wyd. Czarne
Wołowiec 2013
Zainteresowało mnie (poza samą tematyką, która mnie tak samo fascynuje, jak Ciebie), stwierdzenie, że trudno było przyzwyczaić się do stylu. I tak, z czystej ciekawości, zapytam: czy niemieckie reportaże mają inny styl? Czy to może raczej kwestia tego konkretnego autora? A może wręcz tłumaczenia?...
OdpowiedzUsuńPiechotą przez Stany? Tu mnie masz - uwielbiam czytać o USA, czy to powieści, czy reportaże.
OdpowiedzUsuńTeż bym chętnie pojechała :)
Trochę czytałam o Stanach, ostatnio "Amerykę po kawałku" Wałkuskiego, kiedyś tam "Drogę 66" Warakomskiej i muszę przyznać, że ten kraj mnie fascynuje. Wątpię, że tam dotrę, ale ... pomarzyć zawsze można ;-).
OdpowiedzUsuńBardzo dużo ludzi w USA chodzi, jeździ na rowerach, używa transportu publicznego… Tylko niekoniecznie w tych stanach, które opisuje Buscher. Te legendy są powtarzane od lat, od "Delicji Ciotki Dee" a prawdy w nich jest… Może ziarnko. Książkę chętnie przeczytam, czytałam inną jego książkę ("Berlin-Moskwa. Podróż na piechotę" i podobała mi się).
OdpowiedzUsuń