O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

środa, 9 maja 2012

Filmy mojego życia


Miałam swego czasu fazę na czytanie literatury latynoamerykańskiej, która wiązała się głównie z przygotowaniami do egzaminu z tejże. Przyznaję bez bicia, że był to chyba najprzyjemniejszy egzamin w moim życiu (trzeba było opowiedzieć i dodać własny komentarz do jednej z przeczytanych książek), a i samo przygotowywanie do niego wspominam bardzo przyjemnie (polegało to na czytaniu samodzielnie wybranych książek z listy). Dlatego postanowiłam otworzyć nowy cykl wpisów na blogu, dotyczących właśnie literatury pochodzenia iberoamerykańskiego. Będą to wpisy o książkach, które mnie zainteresowały, zachwyciły lub odstręczyły. Ponieważ większość z nich czytałam już chwilę temu, to będą raczej krótkie impresyjki niż właściwe recenzje. Postaram się również, aby dotyczyły powieści mniej znanych szerszemu gronu, które jednak warto rozpropagować. Mam nadzieję, że Wam się to spodoba.

Na pierwszy ogień biorę dziś „Filmy mojego życia” Alberto Fugueta. Młody mężczyzna, z pochodzenia Chilijczyk, w samolocie poznaje kobietę. Ta opowiada mu o ciekawym przedsięwzięciu, które polega na spisaniu tych filmów, które okazały się w jakiś sposób kluczowe dla życia bohatera – takie, które wpłynęły na jego życiowe wybory, które oglądał w ważnych momentach życia, takie, z którymi ma szczególne wspomnienia.

Poprzez filmy przywoływane przez bohatera poznajemy historię jego rodziny, chilijskich imigrantów mieszkających w Kalifornii, gdzie główny bohater spędza pierwsze lata swojego życia. Lata bezstresowe, przyjemne, kolorowe i słoneczne. Jednak jego najbliżsi, których portretuje jako grupę dosyć ekscentrycznych ludzi o zdecydowanych poglądach politycznych, postanawiają powrócić do ojczyzny na wieść o puchu wojskowym w Chile w 1973, w wyniku której do władzy na kolejne 16 lat dochodzi Augusto Pinochet. Życie w Chile pod rządami wojskowych szybko okazuje się diametralnie różne od tego, jakim do tej pory żył Beltran. Wychowany w zupełnie innej atmosferze i realiach na każdym kroku dostrzega ślady panującego systemu. Jednak ludzie w Chile starają się żyć względnie normalnie, toteż powieść opowiada o jego nowych przyjaźniach bohatera,  pierwszych miłościach, dorastaniu, rodzinie. A wszystko to przez pryzmat kina, które od zawsze, od pierwszego seansu, odgrywa w jego życiu najważniejszą rolę.

Była to chyba jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam wtedy do egzaminu. Autentyzmu powieści dodaje fakt, iż jest ona częściowo autobiograficzna.  Autor z niesamowitą finezją, niekiedy nawet z humorem, opowiada o jednym z najkrwawszych terrorów w Ameryce Południowej. Jednak nie znajdziemy tutaj opowieści o atakach, aresztowaniach, egzekucjach. Na pierwszym miejscu jest młody chłopak i jego rodzina, kontrast między tym czego doświadczali w USA a tym, co spotyka ich w Chile, o dorastaniu, o stosunkach międzyludzkich, o ludziach dobrych i złych. A wszystko to podane w ciekawej konwencji spisu 50 filmów jego życia. Może Wy też pokusicie się o taką listę, która opowie Wasza historię?

W każdym razie ja gorąco polecam każdemu, kto chciałby zapoznać się głębiej z literaturą iberoamerykańską.

 Alberto Fuguet to jednym z najbardziej znanych na amerykańskim kontynencie pisarzy, tworzących w nurcie skontrastowanym z dotychczasową literaturą latynoamerykańską, silnie czerpiącą z realizmu magicznego.  Wraz z Sergio Gomezem stworzył antologię zatytułowaną McOndo (hybryda McDonalda i Macondo z powieście Marqueza „Sto lat samotności”), która reprezentuje właśnie współczesne obejście od realizmu magicznego w literaturze tego kontynentu, który ze względu na swoje doświadczenia powinien teraz tworzyć dzieła silnie oparte na rzeczywistości.


Moja ocena: 4,5/6

Alberto Fuguet „Filmy mojego życia”
Wyd. Muchaniesiada.com
Rok wydania: 2008

11 komentarzy:

  1. Mój kontakt z literaturą hiszpańskojęzyczną ogranicza się do Cervantesa, Zafona, Somozy i Marqueza. Bardzo chciałabym nadrobić zaległości, ale raczej z prozą Allende - mam cichą nadzieję, że i o niej wspomnisz na blogu:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej niechętnie, przeczytałam tylko "Dom duchów" do połowy i jakoś mnie nie zachwycił. Ale z drugiej strony - wszystko przede mną :)

      Usuń
    2. Mimo wszystko chętnie poznam Twoje upodobania w tym temacie:)

      Usuń
  2. Świetna idea, zostań przy tym!
    Swoją drogą, taki egzamin to ja chętnie bym zdała:-)
    Fuguet jest mi nieznany, ja chyba jak większość rzuciłam się na ten realizm magiczny, zostawiając całą resztę na boku, warto byłoby nadrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie na tym przedmiocie dowiedziałam się, że w Polsce wydaje się masę dobrych książek z Ameryki Południowej, a ja do wtedy wiedziałam tylko o Marquezie, Llosie, Borgesie i, no cóż, Coelho. Dlatego myślę, że fajnie będzie skupić się właśnie na tych mniej znanych.

      A z egzaminu dostałam 5 :D

      Usuń
  3. Co za zbieg okoliczności, zakupiłam niedawno! Już sam opis mnie niesamowicie zaintrygował. Tym bardziej cieszy mnie Twoja pozytywna recenzja, bo czytałam różne i już zaczynałam mieć mieszane uczucia. Teraz jednak mam nadzieję, że niepotrzebnie i lektura mi się spodoba ;) Pomysł na wpisy bardzo ciekawy, będę śledziła z zainteresowaniem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że Tobie też się spodoba, ocenę powyżej wystawiłam dwa lata temu, teraz się nawet zastanawiam, czy jej nie podwyższyć na 5, bo wciąż dobrze ją wspominam, mimo, że upłynęło już trochę czasu i częściowo zapomniałam treść. Czekam na Twoją recenzję, porównamy wrażenia :)

      Usuń
  4. Nie spotkałam się wcześniej z tym autorem. Ale z tego co piszesz książka zdaje się być interesująca i z chęcią po nią sięgnę.
    A sam pomysł notek z literatury latynoamerykańskiej bardzo mi się podoba. Powiem więcej sama chciałabym coś takiego stworzyć z literatury wschodnioazjatyckiej, w szczególności japońskiej. Na razie będę obserwować z ciekawością kolejne Twoje wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się nadać tym wpisom regularność, maj i czerwiec to dobry moment na otwarcie takiej serii, bo parę minut na napisanie tekstu zawsze się znajdzie, natomiast na czytanie już raczej nie, a nie chciałabym aby ten blog umarł śmiercią naturalną...

      Wpisy poświęcone literaturze japońskiej - super pomysł! Zebrać to wszystko do kupy, wtedy można by od razu sięgnać po wartościowe pozycje, a nie uderzać w ciemno. W pełni popieram i czekam na pierwsze wpisy!

      Usuń
    2. Ciesze się, że pomysł przypadł Ci go gustu, postaram się wprowadzić go w czyn jeszcze w tym miesiącu.
      Masz rację że czym bliżej lata, dłuższe dni i ładniejsza pogoda tym mniej czasu na czytanie :/ U mnie niestety pogrywa się to również z pisaniem, bo po prostu zaczyna mi brakować czasu żeby zastanowić się nad paroma zdaniami z sensem. Ale nie poddaje się ;)

      Usuń
    3. Nade mną niestety wisi fatum sesyjne, stąd ten spadek formy. Ale pomyślałam, że jak przestane pisać, to wypadnę z formy. :) Pozdrawiam

      Usuń