O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 9 marca 2013

Przewidywalne, ale dzieje się w Irlandii



Kiedy poszukuje się lektury na odpoczynek, nie ma nic lepszego niż powieść o jedzeniu, miłości i Irlandii. Jest coś szczególnego w tym połączeniu, co pozwala oderwać się od codziennych trosk i odsapnąć po trudniejszych lekturach.  Takie połączenie serwuje Sarah-Kate Lynch w książce Błogosławieni, którzy robią ser.

Na niewielkiej farmie w Irlandii dwóch starszych panów – Corrie i Fee – robią najlepsze sery świata. Jako doświadczeni w tym temacie serowarzy wiedzą, że oprócz dobrego mleka przy produkcji sera potrzebna jest też odrobina magii. Ta magia sprawia, że wokół nich zbiera się dosyć nietypowa grupka życiowych nieudaczników – alkoholik i były broker z Wall Street, Kit, Abby, która pragnie uleczyć serce po zdradzie męża, pełna ciepła i humoru Avis, pięć ciężarnych wegetarianek i trzy koty – Jezus, Maria i Wszyscy Święci. Sama powieść jest przewidywalna do bólu – zaczyna się jako powieść obyczajowa podobna do czytanego przez mnie w zeszłym roku Irlandzkiego swetra, w połowie zmienia się w typowy romans, którego nie powstydziłaby się Nora Roberts, by na końcu autorka zaszalała i wrzuciła do tego wora zwanego książką wszystko, absolutnie wszystko. Tak naprawdę pośród wydarzeń,  rodzinnych tajemnic i wszelkiej maści ran emocjonalnych i psychicznych brakuje już tylko statku kosmicznego.

Jednak to nie przeszkadza. Powieść jest napisana lekkim językiem, czyta się ją zupełnie bez udziału woli, postaci są albo sympatyczne, albo na wskroś złe, czytelnik nie musi się o nic obawiać, bo od pierwszego rozdziału (no, może drugiego) wie, jak to się skończy. Dzięki temu można po prostu odpocząć i rozkoszować się opisami Irlandii i jedzeniem (uwaga – nie da się czytać bez przysposobienia chociaż kanapki!).

Po prawdzie, gdyby autorka zrezygnowała z kilku szczegółów, książka by na tym zyskała, w myśl zasady, że mniej znaczy więcej. Ale też nie czyta się takich optymistycznych książek dla realizmu, prawda? Bo że Błogosławieni niosą ze sobą sporą dawkę optymizmu, magii i dobrego humoru, temu zaprzeczyć się nie da. Dlatego szczególnie polecam tą książkę na doła i spadek weny zastrzegając, że NIC was tu nie zaskoczy. I dobrze.

Moja ocena: 4,5/6

Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka-epik jako książka z wątkiem nieszczęśliwej miłości (nawet dwoma wątkami).

Sarah-Kate Lynch Błogosławieni, którzy robią ser
Tłum. Dorota Malinowska-Grupińska
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2004

8 komentarzy:

  1. Recenzja świetna, ale jakoś ta książka mnie nie pociąga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Nie może się wszystkim podobać to samo :)

      Usuń
  2. Dla mnie w tej książce wszystko w jednym worku też nie przeszkadza.
    Czytałam ją dawno temu, ale chyba w takim czasie, gdy właśnie takiej książki potrzebowałam. Może właśnie dlatego tak bardzo dobrze ją wspominam.
    Książka wtedy bardzo mnie uspokoiła wewnętrznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też za bardzo nie przeszkadza, zwłaszcza, że jest to uroczo napisane. Mnie też ta książka uspokoiła i nastroiła pozytywnie do życia :)

      Usuń
  3. A ja kiedyś zaczęłam i zupełnie nie mogłam się wciągnąć... ale może warto wrócić i spróbować jeszcze raz? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, nie jest to jakieś wiekopomne dzieło, żeby było czego żałować ;) Mnie osobiście podobała się bardziej pierwsza połowa, więc jeśli nawet początek Cię nie zachwycił, to może nie warto próbować drugi raz. Jest tyle książek o podobnej tematyce, które może podejdą ci bardziej. :)

      Usuń
  4. O matko, to jest książka antywiosenna (w sensie, trzeba jeść, kiedy się właściwie trzeba odchudzić po zimie...). Idę sobie zrobić kanapkę:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, o tym nie pomyślałam... Ale ja generalnie nie uznaję "jeść mniej", tylko ewentualnie jakieś ćwiczenia (np. da się położyć książkę na bieżni na siłowni, więc taki sposób odchudzania mi pasuje) :D

      Usuń