Święta to, oprócz obżarstwa i Kevina samego w domu również czas, kiedy możemy nadrobić zaległości
w lekturze. Za oknem zimno, toteż za długo nie da się spacerować, siedzenie od
9 rano do 10 wieczorem z rodziną może się skończyć wielką awanturą (przyznajmy,
kochamy się, ale 13 godzin razem może wykończyć każdą rodzinę), pracować nie
wolno, a w TV leci to samo od dwudziestu lat.
Osobiście zdarzało mi się czytać naprawdę różne rzeczy w
czasie Świąt, i przez wiele lat nie dobierałam sobie specjalnie lektur na ten
konkretny czas. Jednak przez lata zauważyłam pewien trend, który z czasem się
nasilił – jeśli w Boże Narodzenie nie czytam tego, co akurat dostałam pod
choinkę, naturalnie grawituję w kierunku dwóch rodzajów książek: tych o tematyce
bożonarodzeniowej i zimowej lub klasyki. Gdybyście zatem poszukiwali inspiracji
w swoich poszukiwaniach czegoś do czytania w czasie wolnym, pozwolę sobie
polecić parę tytułów, które oscylują wokół tych dwóch rodzajów, i które w
większości sama czytałam w czasie Świąt.
Książką, która łączy dwie wyżej wymienione grupy, jest
oczywiście Opowieść wigilijna Charlesa Dickensa. Znana nam wszystkim z
filmowych wersji, warta jest jednak przeczytania, w oryginale czy tłumaczeniu.
Klasyczny klimat towarzyszący wszystkim książkom tego autora, plus coś na
zastanowienie się, plus dobre
zakończenie. Czegóż chcieć więcej?

Ale nie tylko Anglicy, jak wiemy, lubią mordować. Również
Szwedzi, a może nawet w szczególności oni, kojarzą się nam z mrocznymi kryminałami,
lodem, zimnem… Na pewno na zimowy okres mogę
polecić powieść Anny Jansson Kruchy lód, chociaż naprawdę przykra
tematyka podejrzeń o molestowanie uczniów przez nauczycieli karze się
zastanowić, czy nie lepiej odłożyć tą lekturę na po Świętach. Na pewno
sympatyczniejsza pod tym względem jest Księżniczka z lodu Camilli Lackberg,
bodajże najpopularniejszej szwedzkiej autorki kryminałów. Chociaż mamy tu
tradycyjne skandynawskie smaki, bo jednak książka ta bardziej przypomina
atmosferą swoich brytyjskich odpowiedników. Możemy również zaszaleć i przenieść
się nie tylko do ośnieżonego kraju naszych sąsiadów przez morze, ale i
powędrować na jego północny kraniec, do Kiruny, i wraz z bohaterką Burzysłonecznej spróbować rozwikłać zagadkę rytualnego mordu na przywódcy
lokalnego kościoła.
Święta to ze wszech miar magiczny okres, dlatego wtedy, jak
nigdy indziej w całym roku, chętnie sięgam po fantastykę. Światełka, mrok za
oknem, przy odrobinie szczęścia śnieg pokrywający powoli okolicę – czyż nie
łatwiej wtedy uwierzyć w elfy, czarodziejów, a nawet gadające bobry? Chyba
żadna książka tak nie wpisuje się w ten nastrój, żadna nie przynosi swoim
zakończeniem takiego ciepła i jednocześnie tęsknoty, jak Lew, czarownica i stara szafa C.S.
Lewisa – pierwszy tom Opowieści z Narnii. Jakże straszna wizja – wieczna zima,
ale żadnego Bożego Narodzenia… I jak niewielka z pozoru dawka dobra potrafi
zwalczyć złą czarownicę. Innym cyklem, który nieodmiennie towarzyszy mi w tym
magicznym okresie, to seria o Harrym Potterze. Piękne obrazy
Wielkiej Sali Hogwartu przystrojonej na Święta i małej grupki czarodziejów, którzy
nie mają dokąd pojechać… Albo rodzinne Święta przy Grimmaud Place. Albo w Norze…
Ach, już nie mogę się doczekać! A mając w pamięci, iż właśnie w te Święta
pożegnamy już chyba na dobre obraz Petera Jacksona, gdy udamy się do kin na
ostatniego Hobbita, warto może sięgnąć po książkowy pierwowzór, by móc
później z wyższością szeptać teatralnie „To nie tak było!”.
Ale chyba najoczywistszą, obok baśni, jest powieść
obyczajowa. Taka, co i rozśmieszy, i wzruszy, i natchnie nadzieja na lepsze
czasy, i pozwoli spojrzeć życzliwszym okiem na bliźniego. Taka jest książka
Fannie Flagg Boże Narodzenie w Lost River, która może nie podobała mi się tak
bardzo jak Smażone zielone pomidory tej autorki, ale do dziś kojarzy mi się
przyjemnie. Podobnie Noelka, jedna z moich ulubionych
powieści Małgorzaty Musierowicz. Bohaterka Elka przez przypadek staje się w
Wigilię Aniołkiem i dzięki temu wygląda ze swojej pewnej siebie skorupy i
widzi, ale naprawdę widzi, innych ludzi. No i cudny wiersz Williama Blake’a na
zakończenie, może nie najbardziej wyrafinowany, ale jakże piękny – idealny na
Boże Narodzenie.

Trochę się rozpisałam. Tak naprawdę do końca nie wiem, co
będę czytać w te Święta, wybór jest po prostu zbyt duży. Mam nadzieję, że
zainspirowałam Was do znalezienia idealnej lektury na ten piękny czas. Ale
przede wszystkim, mimo powyższego tekstu, nie zapomnijcie, że najważniejsze, by
Święta spędzić w gronie najbliższych.
"Opowieść wigilijna" to już standard. Znam wersję książkową i kilka filmowych. Dzień lub dwa przed wigilią z rana zawsze leci w tv :) "Wołanie kukułki" czytałam i w zasadzie nie polecam. I machnęłaś się w imieniu, Robert, nie Gilbert ;) W te święta planuję przeczytać "Dumę i uprzedzenie" albo "Portret Doriana Graya".
OdpowiedzUsuńJa bym do tej listy dopisała też książki, które stanowią klasykę literatury dziecięcej :)
OdpowiedzUsuńBoże Narodzenie kojarzy mi się bowiem mocno z "Małą księżniczką", "Małym lordem" oraz "Tajemniczym ogrodem" F. H. Burnett, z "Dziećmi z Bullerbyn" i "Pippi Pończoszanką" A. Lindgren, z książkami L. M. Montogomery, z "Tajemniczym opiekunem" Jean Webster, z książkami o Muminkach Tove Jansson, z Pollyanną E. H. Porter, ale również z perypetiami Sherlocka Holmesa A. C. Doyl'a, które aktualnie są u mnie na tapecie jednocześnie z ... "Wakacjami z duchami" A. Bahdaja :)
Ja nie mam typowo świątecznych lektur, to znaczy w okresie świąt czytam tak, jak zwykle, czyli to, co akurat mam zaplanowane lub wpadnie mi w ręce :) Przyznam jednak, że czasem lubię wracać do Opowieści wigilijnej (czy to w książkowej, czy filmowej wersji), no i do Dziadka do Orzechów!
OdpowiedzUsuńAkurat tych wymienionych przez Ciebie książek Christie jeszcze nie czytałam, więc pewnie sięgnę właśnie po nie, bo są króciutkie i da się je przeczytać w jeden dzień. Będę również rozsmakowywać się w klasyce, bo teraz właśnie zaczęłam czytać 'Shirley" Charlotte Bronte ;)
OdpowiedzUsuń