O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 2 listopada 2013

Taki tam kryminał



Kiedy jakiś czas temu czytałam recenzje tej książki, odniosłam wrażenie, że miało być śmiesznie. Ciekawe, bo już drugi raz mi się to zdarzyło – po recenzjach spodziewałam się komedii, a było raczej mrocznie (pierwszy raz tak było ze Starsza pani wnika Anny Fryczkowskiej). Jest to bowiem, jak w tytule posta – taki tam kryminał – ni bardzo śmieszny, ni przesadnie mroczny, ni genialny, ale nie zły.

Fala zbrodni przetacza się przez Hel. Mamy zwłoki, porwania, podejrzenia o korupcję i przestępstwa przeciwko środowisku. A w to wszystko uwikłany jest katowicki policjant na wakacjach. Czyli dzieje się. Od początku autorzy zarysowują kilka głównych wątków, o których z góry wiadomo, że gdzieś się tam połączą, i tak faktycznie będzie. Gonimy zatem po całym półwyspie za bohaterami tej powieści, przy okazji zwiedzając pozostałości wojskowych umocnień i obserwując pejzaż pod tytułem „kurort po sezonie”.

Mam jeden zarzut pod adresem tej książki – za dużo głównych bohaterów. Zaczyna się jeszcze w Katowicach od życia rodzinnego nadkomisarza Polańskiego. Potem przeskakujemy na podkomisarza Tyszkę, który ze Śląska udaje się na Hel na wakacje. Tam z kolei poznajemy miejscowego glinę po degradacji, starającego się (nieudolnie) wypracować swój powrót na szczyt, oraz jego przełożonego, którego najbardziej na świecie interesują jego dwie bassetki. Oprócz tego mamy Tomasza i Karolinę, parę zakochanych, których na Helu spotka nie lada przygoda, i na doczepkę ich koleżankę, wojowniczą ekolożkę Ewę. I zrobiło się tłoczno, bo każde z nich ma swoje 5 min., każdego z nich poznajemy od dobrej i złej strony, i trudno się zdecydować, komu kibicujemy najbardziej, a czasem nawet ogarnąć, w którym jesteśmy wątku. Poza tym dostajemy sporo wątków pobocznych, jakby każde z autorów chciało wtrącić jeszcze coś od siebie, potem nagle zorientowali się, że to już koniec śledztwa, i pozostawiali niektóre drobiazgi samym sobie. Stąd na końcu wrażenie, że niektóre kwestie zostały po prostu zapomniane, albo ja się nie zorientowałam, kiedy je wyjaśniono.

A nie jest to wcale kryminał zły. Cała intryga jest wielowarstwowa, dosyć nietypowa a jednocześnie realistyczna – taka historia naprawdę może się zdarzyć na polskim wybrzeżu. I w całej reszcie kraju. Pogoń za wielką kasą, wyprzedaż państwowych gruntów plus zorganizowana przestępczość to ciekawy pomysł na fabułę, często wykorzystywany w polskich serialach kryminalnych, ale niedoceniany przez autorów książek. Postaci jako takie też złe nie są – mamy tu czterech gliniarzy różnych stopniem, doświadczeniem i stosunkiem do pracy, cztery różne typy, które poznajemy bardzo dokładnie.  Jednak nagromadzenie osób i zdarzeń w moim odczuci niepotrzebnie zaczerniło  obraz.

Podsumowując, jest to przyzwoity kryminał, ale szału ni ma. Można przy okazji przeczytać i spędzić kilka miłych wieczorów szukając mordercy i jednocześnie trochę się podśmiewając z komedii pt. „Polak na wakacjach” (może stąd to „komediowe” wrażenie), ale waszego życia ta powieść nie zmieni.

Moja ocena: 4/6

Violetta Sajkiewicz, Robert Ostaszewski Sierpniowe kumaki
Wyd. WAB
Warszawa 2012

Książka przeczytana w ramach Wyzwania Miejskiego.

Za możliwość przeczytania tej książki serdecznie dziękuję Krimifantamanii.

7 komentarzy:

  1. Viv i co ja mam teraz zrobić? Czytać przed odesłaniem czy nie czytać ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytać, bo złe nie jest, ja tak tylko ostatnio mam, że więcej miejsca poświęcam na wady niż na zalety. Ale zdecydowanie czytać ;)

      Usuń
  2. Napisałam komentarz i zniknął gdzieś w nirwanie... No więc, w skrócie, raz jeszcze:
    To rzeczywiście nie są Himalaje, tylko jednak Tatry. Solidnie, ale bez większych rewelacji. Podobało mi się parę wątków, między innymi ten ekologiczny i dziadka śpiewającego niemieckiego piosenki, a postaciami rzeczywiście mocno tu sypnęło. Może to dlatego, że autorów było dwoje i każdy chciał swoich upchnąć?...
    Tak więc, Oisaj, czytaj! Gorsze już rzeczy czytywałeś, zapewniam Cię!
    PS. Nie ma za co:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie z klei dziad się nie podobał, znaczy, początek tak, ale rozwiązanie to tak jakby dopisane w ostatniej chwili "a, bo się zapomniało". Za to polubiłam Polańskiego i Tyszkę oraz dynamikę postaci między nimi. Ale napisane to było porządnie, bez potknięć, i połączyło się na końcu wszystko ładnie pięknie (końcowa scena z psem była boska).

      Usuń
    2. A dla mnie było śmiesznie, może nie jak w komedii Montyh Pytona ale śmiesznie, momentmai dramatycznie takoż. Potwierdzam za Agnieszką- Mont Everest to nie jest ale niezłe kryminalno-rozrywkowe czytadło.

      Usuń
  3. Skoro szału nie ma, to nie będę się specjalnie rozglądać za tą książką ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby szału nie ma, ale tytuł fajny :D

    OdpowiedzUsuń