Kiedy jakiś czas temu czytałam recenzje tej książki,
odniosłam wrażenie, że miało być śmiesznie. Ciekawe, bo już drugi raz mi się to
zdarzyło – po recenzjach spodziewałam się komedii, a było raczej mrocznie
(pierwszy raz tak było ze Starsza pani
wnika Anny Fryczkowskiej). Jest to bowiem, jak w tytule posta – taki tam
kryminał – ni bardzo śmieszny, ni przesadnie mroczny, ni genialny, ale nie zły.
Fala zbrodni przetacza się przez Hel. Mamy zwłoki, porwania,
podejrzenia o korupcję i przestępstwa przeciwko środowisku. A w to wszystko
uwikłany jest katowicki policjant na wakacjach. Czyli dzieje się. Od początku
autorzy zarysowują kilka głównych wątków, o których z góry wiadomo, że gdzieś
się tam połączą, i tak faktycznie będzie. Gonimy zatem po całym półwyspie za
bohaterami tej powieści, przy okazji zwiedzając pozostałości wojskowych
umocnień i obserwując pejzaż pod tytułem „kurort po sezonie”.
Mam jeden zarzut pod adresem tej książki – za dużo głównych
bohaterów. Zaczyna się jeszcze w Katowicach od życia rodzinnego nadkomisarza
Polańskiego. Potem przeskakujemy na podkomisarza Tyszkę, który ze Śląska udaje
się na Hel na wakacje. Tam z kolei poznajemy miejscowego glinę po degradacji,
starającego się (nieudolnie) wypracować swój powrót na szczyt, oraz jego
przełożonego, którego najbardziej na świecie interesują jego dwie bassetki.
Oprócz tego mamy Tomasza i Karolinę, parę zakochanych, których na Helu spotka
nie lada przygoda, i na doczepkę ich koleżankę, wojowniczą ekolożkę Ewę. I
zrobiło się tłoczno, bo każde z nich ma swoje 5 min., każdego z nich poznajemy
od dobrej i złej strony, i trudno się zdecydować, komu kibicujemy najbardziej,
a czasem nawet ogarnąć, w którym jesteśmy wątku. Poza tym dostajemy sporo
wątków pobocznych, jakby każde z autorów chciało wtrącić jeszcze coś od siebie,
potem nagle zorientowali się, że to już koniec śledztwa, i pozostawiali
niektóre drobiazgi samym sobie. Stąd na końcu wrażenie, że niektóre kwestie
zostały po prostu zapomniane, albo ja się nie zorientowałam, kiedy je
wyjaśniono.
A nie jest to wcale kryminał zły. Cała intryga jest
wielowarstwowa, dosyć nietypowa a jednocześnie realistyczna – taka historia
naprawdę może się zdarzyć na polskim wybrzeżu. I w całej reszcie kraju. Pogoń
za wielką kasą, wyprzedaż państwowych gruntów plus zorganizowana przestępczość
to ciekawy pomysł na fabułę, często wykorzystywany w polskich serialach
kryminalnych, ale niedoceniany przez autorów książek. Postaci jako takie też
złe nie są – mamy tu czterech gliniarzy różnych stopniem, doświadczeniem i
stosunkiem do pracy, cztery różne typy, które poznajemy bardzo dokładnie. Jednak nagromadzenie osób i zdarzeń w moim
odczuci niepotrzebnie zaczerniło obraz.
Podsumowując, jest to przyzwoity kryminał, ale szału ni ma.
Można przy okazji przeczytać i spędzić kilka miłych wieczorów szukając mordercy
i jednocześnie trochę się podśmiewając z komedii pt. „Polak na wakacjach” (może
stąd to „komediowe” wrażenie), ale waszego życia ta powieść nie zmieni.
Moja ocena: 4/6
Violetta Sajkiewicz, Robert Ostaszewski Sierpniowe kumaki
Wyd. WAB
Warszawa 2012
Książka przeczytana w ramach Wyzwania Miejskiego.
Za możliwość przeczytania tej książki serdecznie dziękuję Krimifantamanii.
Za możliwość przeczytania tej książki serdecznie dziękuję Krimifantamanii.
Viv i co ja mam teraz zrobić? Czytać przed odesłaniem czy nie czytać ? :)
OdpowiedzUsuńCzytać, bo złe nie jest, ja tak tylko ostatnio mam, że więcej miejsca poświęcam na wady niż na zalety. Ale zdecydowanie czytać ;)
UsuńNapisałam komentarz i zniknął gdzieś w nirwanie... No więc, w skrócie, raz jeszcze:
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiście nie są Himalaje, tylko jednak Tatry. Solidnie, ale bez większych rewelacji. Podobało mi się parę wątków, między innymi ten ekologiczny i dziadka śpiewającego niemieckiego piosenki, a postaciami rzeczywiście mocno tu sypnęło. Może to dlatego, że autorów było dwoje i każdy chciał swoich upchnąć?...
Tak więc, Oisaj, czytaj! Gorsze już rzeczy czytywałeś, zapewniam Cię!
PS. Nie ma za co:-)
Mnie z klei dziad się nie podobał, znaczy, początek tak, ale rozwiązanie to tak jakby dopisane w ostatniej chwili "a, bo się zapomniało". Za to polubiłam Polańskiego i Tyszkę oraz dynamikę postaci między nimi. Ale napisane to było porządnie, bez potknięć, i połączyło się na końcu wszystko ładnie pięknie (końcowa scena z psem była boska).
UsuńA dla mnie było śmiesznie, może nie jak w komedii Montyh Pytona ale śmiesznie, momentmai dramatycznie takoż. Potwierdzam za Agnieszką- Mont Everest to nie jest ale niezłe kryminalno-rozrywkowe czytadło.
UsuńSkoro szału nie ma, to nie będę się specjalnie rozglądać za tą książką ;)
OdpowiedzUsuńNiby szału nie ma, ale tytuł fajny :D
OdpowiedzUsuń