Myślę, że wiele osób czytających ten tekst cierpi na ową
przypadłość. Jest taki artykuł pierwszej potrzeby, który kupujemy regularnie i
emocjonalnie, mimo iż przez długi czas nie będziemy w stanie wykorzystać
zamówionego towaru – nazbieraliśmy go po prostu tak dużo! Mowa oczywiście o
książkach.
Rebecka Bloomwood ma
podobny problem, tylko tak jakby na większą skalę. Kupuje wszystko, bez
opamiętania, nie oszczędzając w ogóle pieniędzy. A banki nie oszczędzają na
korespondencji z wyciągami jej niespłaconych kart kredytowych i ponagleniami do
uregulowania rachunków. Bohaterka, by uregulować sytuację musi wybrać jedno z
dwojga: Mniej Wydawać lub Więcej Zarabiać. Jednak oba plany okazują się mieć
swoje wady, a czytelnicy będą mieli okazję uczestniczyć w wielu zabawnych
sytuacjach z tym związanych.
Powieść Sophie Kinselli została kilka lat temu zaadaptowana
na scenariusz filmowy. W kinowej wersji pod tytułem „Wyznania zakupoholiczki” w
główna bohaterkę wcieliła się Isla Fisher, i chociaż książkę i film dzieli
wiele, jednak trudno uniknąć porównań. Co do fabuły – na początku powieściowa i
filmowa zdają się pokrywać, jednak szybko przekonujemy się, że scenarzyści
bardzo lekko potraktowali wersję Kinselli, zapożyczając jedynie pojedyncze
sceny, ale zmieniając zupełnie kontekst niektórych wydarzeń oraz obraz postaci
– do tego stopnia, że niektóre z nich z oryginału mają tylko nazwiska. Główne
bohaterki są jednak do siebie bardzo podobne, z tym że Isla Fisher
sportretowała Rebeckę w tak mistrzowski sposób, że nawet jej głupie zachowania
i wybory, które mogą irytować w książce, w filmie są po prostu zabawne. W tym
przypadku można to chyba porównać do kreacji Reese Witherspoon i jej Legalnej
Blondynki – trzeba nie lada talentu, by
z klasą odmalować zupełną idiotkę.
Podsumowując – i książka i film zapewniają dobrą rozrywkę i
naprawdę trudno mi powiedzieć, które lepsze. „Wyznania zakupoholiczki” to jeden
z moich ulubionych filmów, książka zaś jest naprawdę dobrze i ciekawie napisana
- „Świat marzeń zakupoholiczki” może śmiało wylądować na liście moich
ulubionych chick-litów. Co więcej, dzięki różnicom w fabule znajomość jednego
nie powinna przeszkadzać z rozkoszowaniu się drugim. Fankom lekkiej babskiej
prozy i komedii romantycznych bardzo polecam.
Moja ocena książki : 5/6
Moja ocena filmu: 5/6
Sophie Kinsella Świat
marzeń zakupoholiczki
Literatura w spódnicy
Warszawa 2005
Ja zaczęłam od filmu i później książkę przeczytałam poirytowana, bo ciągle miałam wizję bohaterki filmowej, która jak piszesz w filmie jest zabawna, a w książce denerwująca. Więc stwierdzam, że film jest zdecydowanie lepszy.
OdpowiedzUsuńCo mi się spodobało w książce i zadecydowało o ocenie jest przedstawienie problemu zakupoholizmu - w filmie to wszystko jest takie zabawne, jednak jest to uzależnienie jak każde inne. Kinsella to ciekawie opisuje, kiedy smutna bohaterka wpada do sklepu i ładuje do koszyka wszystko, co się nawinie. W filmie to jednak było bardziej cukierkowo przedstawione.
UsuńZ kolei wolą filmowego Luke'a Brandona od tego książkowego, który wydał mi się trochę dupkowaty.
Książki nie czytałam, za to film wspominam miło, aczkolwiek bez większych fajerwerków ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam po wyróżnienie http://kronikachomika.blogspot.com/2013/11/the-versatile-blogger-award.html
A ja go bardzo lubię, odstresowuje mnie :)
UsuńJuż lecem na twojego bloga!
Film bardzo bardzo lubię:) Byłam na nim w kinie z przyjaciółką i bawiłyśmy się świetnie:) Ksiązkę sobie jednak podaruję.
OdpowiedzUsuńNa filmie ryczę ze śmiechu, ilekroć go oglądam, mimika Isli Fisher jest niesamowita!
Usuń