W życiu niektórych z nas przychodzi taki moment, kiedy
próbujemy czytać poradniki. Miała tak Bridget Jones, miały tak przed nią i po
niej tysiące kobiet, a w skrytości ducha i pokoju miewali i faceci. Ja też tak
miałam mniej więcej w okolicy gimnazjum – krótka i bolesna przygoda z czymś w
rodzaju „Jak się skutecznie uczyć” oduczyła mnie szukania łatwych rozwiązań.
Jeśli coś wygląda zbyt pięknie, prawdopodobnie jest zbyt piękne.
Ostatnio jednak natknęłam się na amerykańskim YouTube na
określenie inspirational books. Nie
wiem jak określić to po polsku – nie są to typowe poradniki, nie jest to
filozofia w takim znaczeniu jak Kant czy chociażby Terzani, nie jest to też
publicystyczny opis jakiejś filozofii życiowej. Stwierdziłam, że mogę sobie w
spokoju siedzieć i hejtować, ale moge też obaczyć, o co kaman. W końcu –
tysiące ludzi na cały świecie czytają tego typu literaturę i czują się po tym
lepiej, to niby czemu na mnie to miałoby nie zadziałać. Postanowiłam spróbować
z książką, o której już coś niecoś słyszałam, i która byłaby prosta w odbiorze.
I że podejdę do tego z otwartym umysłem, spróbuję wziąć tyle ile się da, i
zobaczyć, co z tego wyjdzie.
Cztery umowy to króciutka,
malutka książeczka, która wprowadzać ma czytelnika w sekrety starożytnej myśli
Tolteków (wiem, jak to brzmi, i szczerze mówiąc po pierwszym rozdziale miałam
ochotę tym rzucić o ścianę, bo jakoś nie kupuję takich historii). Opierać się
ma ona na tytułowych czterech umowach, które musimy zawrzeć sami ze sobą, by
osiągnąć spokój ducha i szczęście. Umowy te są bardzo proste, zdroworozsądkowe,
ale każdy z nas wie, jak trudno je inkorporować w nasze codzienne życie. Brzmią
one: szanuj swoje słowo, nie bierz niczego do siebie, nie zakładaj niczego z
góry, rób wszystko najlepiej jak potrafisz. Proste, prawda? A jednak, kiedy się
wkurzę, wszystko bierze w łeb i popełniam czyny lub słowa, które mają potem
olbrzymi wpływ na moje życie. Don
Miguel Ruiz opisuje w prostych przykładach, jak złamanie tych zasad (czy raczej
umów) wpływa na nasze stosunki z innymi i na nasze własne samopoczucie.
Wiele mi ta lektura dała (co mnie zaskoczyło) ale i mam
kilka zarzutów (co mnie nie zaskoczyło). Co mi się spodobało, to proste opisy
prostych spraw i sytuacji, łopatologiczne wyłuszczenie na czym polegają
wszystkie cztery umowy, w sposób, które nie nakazuje czytelnikowi – rób tak czy
siak, ale inspiruje by coś w sobie zmienić. Czytając chociażby o umowie
pierwszej: szanuj swoje słowo, uzmysłowiłam sobie ile razy bezmyślnie
chlapnięte słowa czy nieprzemyślane żarty zepsuły dobrze zapowiadające się
rzeczy. Nie mówię, że teraz w ogóle nic nie będę mówić (z moim poczuciem humoru
to może jednak powinnam to rozważyć) ile uświadomiłam sobie ludową mądrość „najpierw
myśl, potem mów”. Mając gdzieś w tyle głowy książkę Ruiza na co dzień staram
się opóźnić niektóre głupie wypowiedzi o te kilka sekund – czasem durny żarcik
może spowodować więcej przykrości innym niż nam śmiechu. Podobnie echem
odbijają się w mojej głowie pozostałe umowy, i myślę, że sukcesywne wtłaczanie
ich w moje codzienne życie faktycznie może coś pomóc, a na pewno nie zaszkodzi.
Co do zarzutów, to czytając Cztery umowy odnosiłam wrażenie, że jest to po prostu kolejna
uproszczona wersja epikureizmu – dążenia do własnego szczęścia nie oglądając
się na siebie. Ruiz absolutnie nie zachęca do włażenia na szczyt po cudzych
ramionach, ale poleca odciąć się od tego wszystkiego, co ludzie o nas myślą i
co nam mówią, gdyż to my sami wiemy co jest dla nas najlepsze. Odniosłam
wrażenie, że autor trochę neguje socjalizacje, każe się wyrwać spod jej piętna –
branie tych słów dosłownie przez każdego mogłoby jednak spowodować paraliż
społeczny. Gdyby każdy z nas zastosował się do książki Ruiza, nikt nie
reagowałby na słowa krytyki ze strony innych, a jednak takie przejmowanie się
zdaniem innych do pewnego stopnia stanowi istotę kontroli społecznej, bez
której nie ma społeczeństwa.
Podsumowując – jeśli ktoś interesuje się rozwojem osobistym,
lub czuje potrzebę wspomagania się tego typu literaturą – mogę spokojnie
polecić Cztery umowy. Ruiz urzeka
prostotą wypowiedzi i całej filozofii, daje dużo ciekawych przykładów, jak
zawarcie z sobą prostych umów codziennego życia wprowadza pozytywne zmiany w
naszych relacjach z innymi i z sobą samym. Nie należy brać tej książki zbyt
dosłownie, warto nałożyć na nią swoją własną wiedzę i doświadczenia, a na pewno
nie zrobi nam krzywdy.
Na marginesie – Cztery
umowy odniosły gigantyczny sukces, szczególnie za oceanem. Tych ze
znajomością angielskiego zachęcam do zaglądnięcia na amerykańskiego YouTuba –
ilość filmików omawiających osobiste doświadczenia czytelników z tą książką przyprawia
o zawrót głowy.
Moja ocena: 4,5/6
Don Miguel Ruiz Cztery
Umowy
Tłum. Eleonora Karpuk
Wyd. Galaktyka
Łódź 2007
Chyba za często słyszę o treści tych umów w życiu codziennym, by jeszcze natykać się na nie w książkach:)
OdpowiedzUsuńHehe, no tak, żeby taka książka coś dała, to trzeba podejść z pozytywnym nastawieniem, a nie z niechęcią :)
UsuńNie czuję potrzeby wspomagania się taką literaturą, ale zaciekawiły mnie te zasady Zwłaszcza, że sama dwie z nich notorycznie łamie. Może więc lektura tej ksiązki coś mi da.
OdpowiedzUsuńJa niedawno poczułam, ostatnio tak dużo się wokół mnie działo, że przestałam ogarniać. Najpierw zaczęłam przeglądać blogi o takiej tematyce, a teraz zaryzykowałam, i zajrzałam do książki. ;)
UsuńJa jestem kompletnie nieczuła na wszelkiego rodzaju poradniki lub ich pochodne - czasem żałuje, bo może udałoby mi się zainspirować i zmienić coś w życiu dzięki braniu sobie ich treści do serca. Zasady brzmią sensownie i z pewnością przydałoby mi się przynajmniej dwie wcielić w życie... ale pewnie skończy się u mnie jak zwykle... Nie potrafię się przemóc i zmobilizować:/
OdpowiedzUsuńMiałam, i w dużej mierze jeszcze mam podobnie jak ty. Tutaj postanowiłam wyjść poza strefę komfortu i pomijając drobne zarzuty nie żałuję. I myślę, że jeszcze sięgnę po takie książki. Pod warunkiem, że się nie bierze wszystkiego dosłownie i ma własny rozum, myślę, że taka literatura może dużo dać.
UsuńJa lubie wszelkie poradniki, zawsze mniej lub bardziej daja mi do myslenia, wiec i ten chetnie przeczytam, tym bardziej, ze zasady brzmia naprawde sensownie :-).
OdpowiedzUsuńMyślę, że "Cztery umowy" mogłyby ci się spodobać. W moim życiu wielkiej rewolucji nie zrobiły, ale dużo rzeczy uświadomiły i pomogły się trochę poukładać. :)
UsuńZasady zaiste proste jak konstrukcja cepa i pewnie każdy zapytany przyznały, że je stosuje, albo przynajmniej ma takie postanowienie... Gorzej chyba z konsekwencją ich stosowania. Swoją drogą fajnie, jeśli mała książeczka ma takie piorunujące działanie, prawda? A jeśli pomogła, choć trochę, się poukładać, to chwała jej za to.
OdpowiedzUsuńSama tego typu literaturę raczej omijam. Raczej - bo są pewne dziedziny, w których mięknę. Wbrew pozorom łatwo mnie złapać:-)
Poczytałam trochę blogi, pooglądałam YouTuba i zdecydowałam, że muszę sama spróbować, i chociaż to była świadoma decyzja, to jednak podeszłam trochę sceptycznie do całej książki. Ale faktycznie, wywarła na mnie wrażenie i zmotywowała do polepszenia pewnych dziedzin życia, a to wszystko, czego trzeba. Czasem warto opuścić strefę komfortu i sięgnąć po coś z innej bajki :)
UsuńZ poradnikami sprawa wygląda tak, że niby to wszystko takie oczywiste i proste, ale jednak w praktyce bywa różnie ;) Nie mniej jednak warto od czasu do czasu poczytać coś takiego, co nas zmotywuje do działania i zmian w naszym życiu ;)
OdpowiedzUsuńJest dokładnie tak jak piszesz, dlatego raczej trzymam się z daleka od typowych poradników s tylu "zrób to teraz", bo na mnie nie działają. Zamiast tego wciągam się powoli w książki, które nie tyle dają gotowe rozwiązania, ile prezentują w prosty sposób kwestie, o których się zapomniało. A co z tym zrobię to już moja sprawa :)
Usuń