Odkąd prowadzę tego bloga, natrafiam na same dobre książki.
Za wyjątkiem jednego „Teleny” ( z którym wiązałam wielkie nadzieje, więc i
rozczarowanie było wielkie), którego nie doczytałam, pozostałe pozycje dobierałam
skrupulatnie i ani razu się nie zawiodłam. Wszystko mi się podobało. I zaczęło
to wyglądać trochę tak, jakby mi się generalnie wszystko podobało – co nie
przeczytam, to ładne. Zero krytyki. Postanowiłam to zmienić i dla odmiany
wybrałam w bibliotece książkę, o której nigdy nie słyszałam, autor też mi
nieznany, okładka żadnych księgarnianych wspomnień też nie przywoływała.
Książka była, dodam, polska – a jeszcze niedawno był to dla mnie synonim tego,
co kiepskie w literaturze (zgubny wpływ czytania w szkole wszystkiego, ale to
wszystkiego, co romantyzm kiedyś wypluł). Myślę sobie – wezmę, spróbuję, pewnie
mi się nie spodoba, będzie krytyka, będzie minus. I dało się słyszeć między
regałami takie złowieszcze „hihihihi”…
No dobrze, tak nie było. Ale faktem jest, że większość
przypadkowych trafień książkowych kończyła się porażką i żalem za straconym
czasem. Jednak tym razem tak nie było. „Café Szafé” Łukasza Dębskiego przykuło
moją uwagę, leżąc sobie na niepozornym regale z literatura polską, gdzie
dominuje socrealizm, i rzadko kiedy coś pochodzi z ostatnich dwóch dekad. Po pobieżnej
lekturze opisu na okładce odkryłam, że jest to książeczka o Krakowie. I to
przesądziło sprawę, Dębski powędrował ze mną do domu (oczywiście, po przystanku
przy stanowisku pani bibliotekarki, nie myślcie sobie). No i jak już tak sobie
leżała, tajemnicza, niewielka objętościowo, wpisująca się w wyzwanie Trójka
e-pik, to się za nią złapałam w wielkanocne popołudnie. Wciąż z nastawieniem,
żeby się nie nastawiać. I ku mojemu zaskoczeniu (ostatnim razem tak się
zdziwiłam, jak pani w gimnazjum chciała mi dać 5 na koniec z informatyki –
oczywiście to była pomyłka) „Café Szafé” wciągnęła mnie bez reszty. I wypluła
dopiero zszokowaną dzisiejszego ranka.
„Café Szafé” to zbiór kilku opowieści które łączy jeden
wspólny element – faktycznie istniejąca kawiarnia krakowska o tej samej nazwie,
która widnieje w tytule książki. Rzeczona kawiarnia, prowadzona przez
autora/narratora odwiedzana jest regularnie przez ekipę różnistych osobistości:
a to Pan Astronom, a to pan Dzielnicowy, a to Pan Mateusz, a to Pani Halinka z
Rubensem (jamnikiem). Jest przedstawiciel miejscowej grupy łysoli o wdzięcznym
imieniu Łucjusz i jest bernardyn Budyń. Poznajemy niesamowite historie
opowiadane przez gości kawiarni, jak również te, które przydarzyły się samemu
właścicielowi. Opowiadane są one z niesamowitym humorem i nonszalancją.
Bohaterowie natomiast wciąż przypominają nam pewne typy ludzi, znane nam skądinąd z życia
codziennego: a to jakiś kombinator a la’ początki kapitalizmu, a to dama
starszej daty z wyrafinowaniem wspominająca swój urodzinowy bal. Wszystko to
zaś – i kawiarnia, i ludzie – tworzą przesympatyczną atmosferę – iście krakowską!
I tylko jeden błąd wkradł się w opowieści pana Dębskiego.
Mianowicie, już na samym początku autor umiejscowił swoją kawiarnię na
Zwierzyńcu. Pisze, że znajduje się ona na rogu ulicy Felicjanek i Małej
(faktycznie tam jest). Owe ulice to przecznice od ulicy Zwierzynieckiej. A
tamte rejony to tak zwany Nowy Świat. Najlepszym dowodem prawdziwości moich
słów jest to, że przez okolice kawiarni przelatuje wspomniana ulica
Zwierzyniecka. Zwierzyniecka, czyli jak sama nazwa wskazuje – ulica prowadząca
na Zwierzyniec (przed przyłączeniem do Krakowa – do wsi Zwierzyniec). Ergo,
Zwierzyniec znajdować się powinien na końcu tej drogi, a nie po obu jej
stronach. Gdyby Zwierzyniec znajdował się wokół ulicy Zwierzynieckiej, to nie
byłaby ona ulicą Zwierzyniecką. Logiczne, prawda?
Co nie zmienia faktu, że zamierzam się do tej kawiarni udać –
wszak nie często ma się okazję wejść w sam środek literatury. A sama książkę polecam zarówno Krakusom, jak i przyjezdnym!
Moja ocena: 5/6
Łukasz Dębski „Café Szafé”
Wyd. Świat Książki
Warszawa 2006
Bardzo klimatyczna okładka. Jak będę w Krakowie, to na pewno odszukam tę kawiarnię. Ciekawa jestem też Twojej relacji ;)
OdpowiedzUsuńJa tylko tam zawitam, od razu napisze raport :) Ja tu mieszkam od urodzenia, a nawet nie wiedziałam, że takie miejsce istnieje i w dodatku jest dosyć sławne.
UsuńInteresująca książka. Lubię klimatyczne miejsca, chciałabym sięgnąć po tą pozycję, jeśli będę miała okazję :)
OdpowiedzUsuńDaj potem znać, czy Tobie też się spodobała :)
UsuńJak to przez przypadek można natknąć się na perełkę :-)... Książkę wpisuję na listę "do przeczytania, jak się natknę", a kawiarenkę na listę "do odwiedzenia w Krakowie".
OdpowiedzUsuńCzasem fajnie tak się złapać za coś, o czym się w życiu nie słyszało - jest w tym jakiś element przygody :) A knajpka wygląda super, znalazłam jej stronę internetową - siedzi się tam w szafach :D
UsuńTu mnie zaintrygowałaś:-)
UsuńKraków to niezwykłe miejsce, zakochałam się w nim już pierwszego dnia moich wakacji tam, a było to bodajże w roku 2010. Z chęcią bym tam powróciła, w końcu nie w każdym mieście są nawet kawiarnie, o których się książki pisze ;)
OdpowiedzUsuńWpadnij jeszcze kiedyś zaliczyć kawiarnię z książki :) Zapraszamy!
UsuńNa pewno jej poszukam.
OdpowiedzUsuńKoniecznie :) Ja sprawdzę, czy mają tam dobrą kawę :)
UsuńTo czekamy na relację:) Oj macie sporo magicznych miejsc w Krakowie, aż pozazdrościć.
UsuńDo tej pory nie wiedziałam nawet, że to miejsce istnieje, a teraz co chwilę natrafiam na jakieś odniesienia. A tez przyznam, że tamte tereny do tej pory były mi mało znane. Ale to się zmieni! :)
UsuńUwielbiam Kraków. To miasto zawsze kojarzyło mi się z tajemnicami, historią i kulturą :) Pobuszuję w mojej bibliotece, mam nadzieję że uda mi się znaleźć tę książkę. A kawiarenka do odwiedzenia przy najbliższej okazji :)
OdpowiedzUsuńJak znajdę chwilę czasu, to postaram się napisać tu na blogu coś więcej o tych tajemnicach, bo faktycznie mamy ich tu pełno :) Pozdrawiam
Usuń