Szanghaj to jedno z największych i najludniejszych miast
Chin, zamieszkiwane przez około 23 miliony ludzi. Kraina drapaczy chmur,
wielkiego biznesu, miejsce, gdzie polityka rządu siłą rzeczy ustępuje prawom
rynku. A w tym molochu piątka emigrantów, na różnych szczeblach drabiny
społecznej, jedni spadają w dół, inni usilnie pną się do góry, jeszcze inni
koncentrują się na pozostaniu na szczycie. Ale jedno jest pewne – nie mogą się
zatrzymać, bo wtedy Miasto ich wchłonie.
Uwielbiam takie historie. Kilkoro ludzi, kilka oddzielnych
losów, które gdzieś, przypadkowo, na którymś etapie splecie się w jedno, by
zaraz rozejść się w zupełnie innych kierunkach. Phoebe uciekła do wielkiego
miasta w poszukiwaniu lepszego życia – szczęścia, pieniędzy, bezpieczeństwa.
Justin pochodzi z bogatej chińskiej rodziny deweloperów, jednak nie czuje
szczególnego przywiązania do krewnych i tego, co robią. Yinghui, wbrew
wszystkim, pnie się po stopniach kariery, otwierając kolejne, świetnie
prosperujące firmy, co nie zapełnia pustki w jej sercu. Gary’ego poznajemy, gdy
jego kariera piosenkarza pop osiągnęła najwyższy możliwy poziom. A pomiędzy
nimi kręci się Walter, który będzie miał pewien szczególny wpływ na wszystkich
bohaterów, i który udzieli nam kilku ważnych lekcji o życiu.
Oszołomiło mnie bogactwo tej powieści, a jednocześnie
zaskoczył fakt, iż problemy bohaterów Tash Awa (nie wiem, czy można tak
odmieniać jego nazwisko, jeśli nie, to wybaczcie) są uniwersalne – borykają się
z nimi tak samo mieszkańcy Szanghaju, jak i Londynu, Nowego Jorku, Rio czy
każdej innej wielkiej metropolii. Miasto o takich rozmiarach żyje właściwie
własnym życiem, jedynie zezwalając na egzystencję tych, którzy dostosują się do
jego tempa, a bezlitośnie pożerając tych, którzy nie nadążają. Autor w przepiękny
sposób pokazuje też, jak ludzkie losy potrafią się zazębiać, nawet w milionowym
mieście, i że czasem jesteśmy o krok od szczęścia, a czasem tylko krok dzieli
nas od upadku.
Jest to jednocześnie opowieść o mieście, które dla mnie do
tej pory było zupełnie anonimowe. W ogóle stosunkowo rzadko moje oczy wędrują
po Azji, a jeśli już, przeważnie jest to Bliski Wschód, nie ten Daleki,
niemalże mityczny, ale i przerażający. Napisałam powyżej, że powieść ta ma
pięciu bohaterów, pięć tytułowych okien z widokiem, a raczej pięć widoków na
przyszłość, ale tak naprawdę ma ich sześciu. Bo bohaterem jest tu również
Szanghaj, ze swoją duszną atmosferą, ze swoimi kontrastami, z morzem ludzi, z
nowoczesnymi drapaczami chmur, z dzielnicami biedy. I choćby nie wiem, co się
stało z pozostałymi, Szanghaj zawsze będzie górą.
Moja ocena: 4.5/6
Tash Aw Pięć okien z
widokiem na Szanghaj
Tłum. Jan Dzierzgowski
Wyd. Muza
Warszawa 2014
Książka przeczytana w ramach Wyzwania Miejskiego.
Za możliwość jej przeczytania dziękuję Wydawcy.
Dziękuję :)
OdpowiedzUsuń