O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

wtorek, 19 sierpnia 2014

Zbrodnicze "Studium w szkarłacie"

Przeżywam ostatnio nową fascynację w życiu, a tą fascynacją jest Sherlock Holmes. Toteż nie zdziwcie się, jeśli w najbliższym czasie będzie się on pojawiał na tym blogu częściej niż inni literaccy bohaterowie. Sherlock, zaliczany do największych detektywów w literaturze (nie będzie przesada powiedzenie, że jest najsłynniejszym i największym detektywem, którego umysł ludzki stworzył i umieścił na kartach książki), został powołany do życia przez Arthura Conan Doyla w powieści Studium w szkarłacie wydanej w 1887 roku. Stał się w sumie bohaterem 4 powieści i 56 opowiadań (info – Wikipedia). Później zaś wielu twórców odnosiło się do tej postaci w swoich książkach (stosunkowo niedawno wydano chociażby Sherlockistę Grahama Moore’a czy Klub koneserów zbrodni, który w oryginalnym tytule odnosi się bezpośrednio do Holmesa, autorstwa Michaela Capuzzo). Żeby nie wspomnieć o filmach i serialach opartych na tekstach sir Conan Doyle’a.

Moje czytanie opowieści o Sherlocku Holmesie rozpoczęłam, jak to ja, od środka, zatem postanowiłam szybko wrócić do początku, do Studium w szkarłacie, by poznać pana Holmesa, doktora Watsona i okoliczności zawarcia ich jakże ciekawej znajomości, skutkującej rozwiązaniem kilkudziesięciu kryminalnych zagadek. Nie zawiodłam się, bowiem pierwsza powieść o znanym detektywie okazała się zachwycającą i wciągająca lekturą, łączącą w sobie zamglony Londyn i rozgrzane do czerwoności Utah, mroczny kryminał i dziki western, chłodną dedukcję i fanatyzm religijny. Na pewno wiele dobrego zrobił tutaj nowy przekład, faktycznie widać było różnicę pomiędzy tym, który czytałam dwa tygodnie temu, a tym dokonanym przez panią Ewę Łozińską- Malkiewicz. Scotland Yard nie radzi sobie ze śledztwem – w pustym domu znaleziono martwego mężczyznę, nie wiadomo, jak zginął, kiedy, dlaczego i kto pozbawił go życia. Na miejscu wprawdzie pełno jest śladów, ale niezbyt gramotni policjanci nie są w stanie ułożyć z tej szarady niczego sensownego. Udają się zatem po pomoc do jedynego na świecie detektywa-konsultanta, Sherlocka Holmesa. Od tej pory czytelnik będzie miał nie tylko okazję poznać zaskakujące motywy i wyrafinowane sposoby zadania śmierci, ale i pośmiać się z dwóch inspektorów SY.

Sporo też miejsca poświęcił autor w tej pierwszej powieści na charakterystykę obu panów – nie zapominajmy bowiem, że nie ma Sherlocka Holmesa bez doktora Watsona, dzięki którego uprzejmości jesteśmy w możności czytać pamiętniki, opisujące przygody obu panów. Okazało się, że postacie detektywa i doktora zostały przez popkulturę mocno spłaszczone – jakie fascynujące to są w rzeczywistości typy! Mimo, że powstali w XIX wieku, są na wskroś nowocześni, toteż nie dziwi mnie już pomysł zrobienia serialu o nich w realiach XXI-wiecznego Londynu. Naprawdę nie dziwi.

Mogę tu pisać dezyderatę na dwa tomy, mogę próbować lawirować w opisach, żeby nie zespoilerować fabuły tym, którzy jeszcze mają tę przygodę przed sobą, albo mogę żołnierskimi słowy napisać – czytajcie Holmesa! Bo naprawdę warto.

Moja ocena: 6/6

Arthur Conan Doyle Studium w szkarłacie
Tłum. Ewa Łozińska-Małkiewicz
Wyd. Algo

Toruń 2013

9 komentarzy:

  1. Z chęcią przeczytałabym tą książkę jeszcze raz. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie już teraz jest na liście Wszechczasów, mimo, że dopiero trzy tygodnie temu ją czytałam. :)

      Usuń
  2. Haha, też to niedawno miałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dalej mam, ale z doświadczenia wiem, że jeśli teraz sięgnę po raz czwarty w tym miesiącu po tego samego autora, to sobie obrzydzę sprawę na lata...

      Usuń
  3. Czytałam i ja, tyle że w innym wydaniu - tym z wielkiego tomiszcza, czyli "Księga wszystkich dokonań". Zawiązanie znajomości naprawdę fajne, tam w środku już było różnie, ale ogólnie, jako początek przygody z Holmesem - grzech nie znać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już byłam w połowie drogi do kasy z tym tomiszczem, ale uznałam, że nie będzie mi się tego wygodnie czytało i zamieniłam na kilka pojedynczych tomów :)

      Usuń
    2. Istotnie, ono duże. Ale, co mnie zdziwiło, lekkie!

      Usuń