Przyszedł i dla mnie czas na podsumowanie roku, które w
przypadku Krakowskiego Czytania zbiega się z założeniem bloga – tak, tak,
niecały rok temu KC pojawiło się wśród was i od tamtej pory dzielnie stara
sobie utorować drogę i umościć miejsce na blogowej mapie, co mu się poniekąd udało (informowałam o tym między innymi w
poście o infografice Book z Nami). Na post urodzinowy przyjdzie jeszcze czas,
teraz zaś zapraszam na podsumowanie.
Rok 2012 okazał się być dla mnie pod wieloma względami
przełomowy. Przede wszystkim postanowiłam przekuć moją pasję czytelniczą w coś
bardziej realnego, stąd pomysł na bloga. To było w styczniu. W lutym
przystąpiłam do wyzwania Sardegny – Trójka e-pik, a moje zaangażowanie w ta
zabawę zaskoczyło nawet mnie. Mimo, iż nie zawsze udawało mi się je ukończyć w
całości, to z dumą mogę powiedzieć, że jako jedna dwóch uczestniczek brałam
udział w każdej edycji. Marzec okazał się miesiącem podróży do Barcelony, w
której od tamtej pory jestem zakochana bez pamięci i bezkrytycznie,
szczególnie, że jest to miasto Ludzi Czytających w Metrze. W kwietniu udałam się na moje pierwsze
spotkanie biblionetkowe w Krakowie – pamiętam, byłam przerażona, kiedy pierwszy
raz szłam zobaczyć się z zupełnie obcymi ludźmi, i nie byłam pewna, czy mnie
zaakceptują. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami, sercami i biblioteczkami, za
co serdecznie im dziękuję. Dziś już nie wyobrażam sobie życia bez tych
okresowych spędów, na które przynosimy coraz większe ilości książek, by budować
z nich wieże a nawet twierdze. Maj upłynął mi pod znakiem upiornej sesji, za to
czerwiec, czytelniczo najgorszy, dał się zapamiętać pierwszym, i jak dotąd
jedynym konkursem na Krakowskim Czytaniu, który cieszył się dużą popularnością. Miesiące letnie dały się zapamiętać
okresowymi i długimi przerwami w dostępnie do Internetu, wczesną jesienią reaktywowałam cykl o
Krakowie, natomiast w listopadzie miałam okazję skonfrontować moje wyobrażenia
o Sztokholmie z rzeczywistością – stolica Skandynawii okazała się jednym,
wielkim pozytywnym zaskoczeniem! Grudzień z kolei przyniósł ze sobą smutne
wieści co do losu wydawnictwa Świat Książki.
A teraz część właściwa podsumowania: w roku 2012
przeczytałam 71 książek. Biorąc pod uwagę że moje studia z semestru na semestr
są coraz bardziej wymagające, wynik wydaje mi się bardziej niż zadowalający.
Przeczytałam 21 książek polskich i 50 zagranicznych. Spośród tych pierwszych 11
miało fabułę osadzoną w jednym z polskich miast, natomiast druga grupa
cechowała się ciekawą różnorodnością – choć przeważały książki angielskie (18!)
amerykańskie i szwedzkie, to pojawiła się również Japonia, Francja, Włochy, Hiszpania,
Niemcy, Kolumbia i Islandia. Oba te wyniki bardzo mnie cieszą, gdyż ubiegłe
lata upływały zwykle pod hasłem USA i Wielkiej Brytanii, praktycznie bez
odstępstw. Zaczęłam też czytać więcej klasyki – w tym roku przeczytałam 5
powieści. Nie jest to szał dzikich ciał, ale na pewno lepiej niż rok temu (1!).
Za to czytam mniej kryminałów, zwykle liczba oscylowała w okolicach 50 procent,
w tym roku „zaledwie” 24. Co do własności książek, to 29 przeczytanych
pochodziło z mojej półki, niestety, zaledwie 15 zakwalifikowało się do wyzwania
„Z półki” jako zakupione przed 2012 rokiem.
Trudno wybrać tą jedną jedyną, dlatego postanowiłam wymienić
tutaj pięć książek, które w tym roku zrobiły na mnie największe wrażenie:
1.
Trafny wybór – J. K. Rowling – oczekiwana przeze mnie od chwili, gdy dowiedziałam
się, że autorka powraca z nową powieścią. Zaskoczyła mnie tematem, atmosferą,
postaciami, wgięła w fotel i absolutnie przerosła moje oczekiwania.
2.
Dziwne losy Jane Eyre – Charlotte Brontë. Niesamowita, mroczna, smutna ale jakże piękna opowieść o
jednej z najsłynniejszych heroin w literaturze, która wprowadziła mnie w świat
XIX wiecznej Anglii i zachęciła by sięgnąć po inne powieści Charlotte i jej
sióstr.
3.
Zanim zasnę – S. J. Watson – powieść, którą śmiało można nazwać thrillerem
psychologicznym, czyli gatunek, którego zwykle unikam jak ognia. Autor przez
całą powieść odkrywa przed nami szczegóły z życia bohaterki, buduje nastrój
grozy, by doprowadzić do zaskakującego i przerażającego finału.
4.
Podróże z Ryszardem Kapuścińskim –
Opowieści trzynastu tłumaczy – Ta książka odkryła przede mną jak trudna jest praca tłumacza, jaką rolę odgrywa on dla całej
książki, dla autora, wydawcy i czytelnika, oraz jakie przeszkody stały nieraz
na drodze do pierwszych zagranicznych wydań książek Ryszarda Kapuścińskiego.
5.
Polski hydraulik – Maciej Zaremba – reportaż z którego wieje grozą, tym większą, że
przerażające historie bezprawia i ludzkiej głupoty pochodzą z kraju, który do
niedawna uchodził za najbardziej cywilizowany na świecie.
Gdybym jednak musiała wybrać jedną, jedyną Książkę Roku,
byłby nim „Trafny wybór” – chyba nie
jestem w stanie wskazać ani jednej wady tej powieści, zachwyciła mnie w sposób,
którego nie jestem w stanie wyrazić słowami, ugruntowała moje zdanie o
olbrzymim talencie J. K. Rowling i rozbudziła apetyt na więcej.
Odkryłam też paru autorów, których zamierzam poznać lepiej
nadchodzącym roku. O siostrach Brontë
już wspominałam. Z pisarzy bardziej znanych, a tylko mnie na razie słabo,
wymienię Terry’ego Pratchetta i Monikę Szwaję. Na pewno też będę kontynuować
moją przygodę z cyklem autorstwa Alexandra McCalla Smitha oraz Mari Jundstedt.
Natomiast prawie na pewno nie sięgnę w najbliższej przyszłości po powieści
Williama Whartona.
Koniec roku upływa u mnie w chorobie, niestety, dlatego w
Nowym Roku życzę wam przede wszystkim zdrowia, ale również czasu na czytanie i
zwykłego, ludzkiego szczęścia!