O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

poniedziałek, 3 grudnia 2018

"Zabójcza biel" Robert Galbraith


Nie wiem ile czasu minęło, odkąd bezpośrednio po zakończeniu lektury książki zasiadłam żeby o niej napisać. Dawniej tak powstawały wszystkie moje książkowe wpisy, jednak z czasem czy to rutyna, czy ogólne przemęczenie pracą i nauką, czy może zwykły brak czasu sprawił, że odkładałam pisanie na później. Na początku nawet myślałam, że tak będzie lepiej, że nabiorę dystansu i wtedy powstaną lepsze teksty. Tak się jednak nie stało – okazuje się, że potrafię pisać tylko pod wpływem emocji, jakiekolwiek by one nie były. Czy cierpi na tym obiektywizm, trudno powiedzieć, bo tez chyba recenzje nigdy nie były gatunkiem ceniącym sobie obiektywizm.

Fakt, że zasiadłam przed edytorem tekstu teraz, zaledwie dwie godziny po zakończeniu lektury powieści, na którą czekałam kilka lat, nie wynika z nagłej dzikiej potrzeby napisania o niej (co nie znaczy, że nie chcę i nie mam żadnych przemyśleń), tylko z odrobionych lekcji. Ostatnio, patrząc na żałosne liczby opublikowanych tutaj tekstów, zaczęłam się zastanawiać, co się zmieniło, i poza odpowiedzią że wszystko, umarł mój nawyk by przelewać wrażenia z przeczytanych książek zaraz po tym, jak przewracam ostatnią stronę.

Powieścią, na którą autor (autorka) kazał czekać czytelnikom przez dobre kilka lat, uprzednio zakończywszy trzeci tom cliffheanger'em że zęby bolą, jest oczywiście Zabójcza biel Roberta Galbraitha (aka J.K. Rowling), czyli czwarty tom przygód prywatnego detektywa Cormorana Strike'a i Robin Ellacott. Tom, który ukazał się bardzo niedawno w oryginale i chyba już został znienawidzony przez większość populacji (albo źle trafiałam w poszukiwaniu recenzji). I tutaj spoiler, ale mnie się podobało.

Powieści o Cormoranie Strike'u nigdy do cienkich nie należały, ale Zabójcza biel to niezły behemot – 650 stron mocno zakręconej intrygi kryminalnej, splecionej ściśle z dramatem rodzinnym i poprzecinany bardzo intensywnie życiem prywatnym głównych bohaterów. Podchwytujemy fabułę dokładnie tam, gdzie się ona zakończyła w tomie trzecim (i która spędziła sen z powiek wszystkim znanym mi wielbicielom cyklu), a dramat z tym wydarzeniem związany będzie nam towarzyszył przez całą lekturę, i to w o wiele większym stopniu, niż to miało miejsce w poprzednich częściach, i co prawdopodobnie odpowiada za rozmiary tego tomiszcza.

Jednocześnie bierzemy udział w dochodzeniu, które rozpoczęły nietypowe odwiedziny w agencji prowadzonej obecnie wspólnie przez Cormorana i Robin. Następnie o wiele poważniejszy klient zleca detektywom bardzo delikatne zadanie związane z szantażem i polityką. Jak to bywa w kryminałach, obie sprawy okazują się ze sobą połączone, a jedne niespodziewane wydarzenia prowadzą do kolejnych. Z ruchliwego Londynu opanowanego gorączką olimpijską przenosić się będziemy do wiejskich posiadłości, z budynku rządowego do slumsów, a obok nowych postaci pojawią się znani i niekoniecznie lubiani bohaterowie poprzednich części.

Kiedy zaangażuję się już emocjonalnie w bohaterów danego cyklu, zwykle bardziej niż sama intryga interesują mnie te drobne wtręty z ich życia prywatnego. Możliwe, że to dlatego, że jest ich zwykle mniej niż samej intrygi. Tutaj jednak odnoszę wrażenie, że ta równowaga została zachwiana, i to była jedyna rzecz, która mi się w Zabójczej bieli nie podobała. Nie będę spoilerować treści, więc powiem tylko, iż o ile uczuciowe przeżycia Strike'a jakoś mnie nie dziwiły, to Robin uważałam jednak za mądrzejszą. Tymczasem 600 stron zajmuje jej dojście do tego, co my, czytelnicy, wiemy już od Wołania kukułki. I na tym skończę, chociaż chciałabym powiedzieć więcej.

Czekałam na tą powieść, i uważam, że było warto. Co więcej, teraz będę czekać na kolejny tom, chociaż na szczęście autorka darowała sobie tym razem zabieg z Jedwabnika, więc nie czekają Was bezsenne noce po zakończeniu lektury. Kto jeszcze nie zna Cormorana i Robin, zachęcam by zacząć przygodę z nimi od początku, a tych, którzy tak jak ja po lekturze Jedwabnika zapytali głośno w przestrzeń „Co?!” - jak najszybciej sięgajcie po Zabójczą biel.

Moja ocena: 4,5/6

Robert Galbraith Zabójcza biel
Przeł. Anna Gralak
Wyd. Dolnośląskie
Poznań 2018

niedziela, 2 grudnia 2018

Mój dzień w książkach

Źródło: Książki Sardegny

Po 7 latach Sardegna z KsiążekSardegny postanowiła reaktywować łańcuszek, który królował na blogach książkowych właśnie 7 lat temu. Nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek miała okazję uczestniczyć akurat w tej zabawie, ale pamiętam inne tego typu inicjatywy i moc zabawy z nimi związaną – zarówno dla autora jak i dla czytelników bloga. Dlatego zdecydowanie wsiadam na tego konia i poniżej przedstawiam Wam historię „Mój dzień w książkach”, która może nie być najambitniejszym dziełem literackim ale której konstruowanie stanowiło dla mnie olbrzymią frajdę:

Zaczęłam dzień z 13 powodów. W drodze do pracy zobaczyłam Daleką drogę do małej gniewnej planety i przeszłam obok Kamiennego żagla żeby uniknąć Pustkowia, ale oczywiście zatrzymałam się przy Kwiatach w pudełku. W biurze szef powiedział Wszystko czego wam nie powiedziałam i zlecił mi zadanie Żeby nie było śladów. W czasie obiadu z Cudownym chłopakiem zauważyłam Fakap pod Zabójczą bielą. Potem wróciłam do swojego biurka Przez drogi i bezdroża. Następnie, w drodze do domu, kupiłam Rzeczy których nie wyrzuciłem, ponieważ mam Życie na miarę. Przygotowując się do snu wzięłam Profil mordercy i uczyłam się Kiedy nadejdą dobre wieści, zanim powiedziałam dobranoc Lokatorce.

Główną funkcją w ramach łańcuszków jest przekazywanie ich dalej, ale jednocześnie jest to ta najgorsza część, bowiem w wyniku przedobrzenia większość ludzi ma na to uczulenie (a poza tym czyta tego bloga jakieś 5 osób, z czego jedną na pewno jest moja mama, a ze dwie inne to ruskie boty). Dlatego zwyczajnie zachęcam do wzięcia udziału w zabawie i opublikowaniu swojej wersji u siebie na blogu, albo z braku takowego w komentarzach poniżej.

O całym przedsięwzięciu można przeczytać bardziej szczegółowo u Sardegny, jak również znaleźć tam gotowy do wypełnienia szimel. :)

Dziękuję Sardegno za przywrócenie tej zabawy do życia :)