Lubię czasem poczytać popularnonaukową książkę. Nie
reportaż, nie esej, nie autobiografię (choć te typy non-fiction tez lubię) ale
porządną, wnoszącą coś w moje życie pozycję traktującą o jakimś wycinku naszego
życia i części naszego świata, która jednak nie będzie typową pozycja
akademicką (czytaj: zrozumiem choć trochę, co czytam).
Nie jestem bowiem w stanie stać się specjalistą w każdej
możliwej dziedzinie, chyba nikt nie jest. Praktycznie każdy z nas ma jakiś
zawód, specjalizację, wycinek rzeczywistości na którym się dobrze zna, a
dzisiejszy świat wciąż naciska na coraz węższą specjalizację. Ja na ten
przykład jestem prawnikiem, ale próżno by mnie pytać o zasady odprowadzania
podatku od darowizny czy wymagać ode mnie sporządzenia aktu oskarżenia. Zajmuję
się prawem cywilnym, a tak naprawdę – tylko pewnym niewielkim jego wycinkiem.
Cała reszta świata to dla mnie wielka tajemnica, która nie ma nic wspólnego z
wyznawaną religią – po prostu nie wiem rzeczy, które już zostały odkryte i
opisane. Kiedyś natrafiłam na minihistoryjkę obrazkową – jeden ludzik pyta
drugiego: co ludzie by zrobili, gdyby mieli w kieszeni małe urządzenie, przy
pomocy którego mają dostęp do praktycznie całej wiedzy zdobytej przez ludzkość?
A drugi na to: oglądaliby śmieszne filmiki z kotami. Straszne, co nie? Ja na
moim smartfonie oglądam recenzje szminek, więc aby zmyć swe winy od czasu do
czasu chcę się jednak podszkolić z czegoś, co nie jest ani prawem cywilnym, ani
szminką.
Sekrety ekonomii,
czyli ile naprawdę kosztuje twoja kawa autorstwa Tima Harforda to właśnie
jedna z tych pozycji, które nie tylko wpływają zbawiennie na moje wyrzuty
sumienia, ale i faktycznie daje mi pewien ogląd w sytuacji, którą opisuje.
Autor postanowił zwykłemu zjadaczowi chleba co nie co wyjaśnić, jeśli idzie o
podstawowe mechanizmy ekonomiczne rządzące światem, i ich wpływ na nasze
codzienne sprawy. Z płynny sposób ze spraw nam najbliższych (a poranna kawa na
pewno do nich należy) przechodzi na poziom makro – kto, dlaczego i za ile
produkuje kawę, a kto na niej zarabia. I jaki na to wpływ na inne gałęzie
przemysłu?
Ekonomia jest naprawdę fascynującą dziedziną. I co
ważniejsze – znajomość pewnych modeli i mechanizmów ekonomicznych może
faktycznie pomóc nam w codziennym życiu. Dzięki Timowi Hartfordowi wiem już na
przykład, dlaczego w Starbucksie proponują mi dodatkowe udziwnienia do kawy na
niewielka opłatą – oni wcale nie chcą mi dać lepszej kawy, oni chcą sprawdzić,
czy jestem klientem gotowym zapłacić więcej za to samo. Wiem również, że
Singapur ma najlepiej zorganizowaną służbę zdrowia. Szczerze, uważam, że
zamiast siedemnastu dramatów romantycznych powinniśmy w szkole czytać właśnie
takie pozycje. Dzięki temu mielibyśmy o wiele bardziej świadome społeczeństwo,
mniej skore do bzdurnych dyskusji, a intensywniej skupione na praktycznych
kwestiach codziennego życia.
Podsumowując – książka zdecydowanie godna polecenia. Jeśli
obudzicie się pewnego dnia i dojdziecie do wniosku, że musicie podszkolić się z
ekonomii, koniecznie rozpocznijcie swoją przygodę z tą nauką właśnie od Sekretów ekonomii Tima Harforda. Nawet
jeżeli, jak ja, nie zrozumiecie wielu kwestii, lub utkniecie w środku na
tydzień, to i tak przewracając ostatnią stronę wasza wiedza i świadomość będzie
odległa o galaktyki od tego, co wiecie, czytając ten tekst (chyba, że jesteście
ekonomistami).
Moja ocena: 5/6
Tim Harford Sekrety
ekonomii
Tłum. Krzysztof Węgrzecki
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2011