„Zimowy monarcha” Bernarda Cornwella trudno jest
jednoznacznie scharakteryzować. Nie jest to fantasy pełną gębą – krasnoludy tu
nie biegają. Historyczna literatura też to nie jest, ponieważ fabuła odnosi się
głównie do czasów, o których na pewno wiemy, że były, a co w nich było, to już inna
bajka… No właśnie, bajka to to też nie
będzie, ewentualnie zbeletryzowana legenda o królu Arturze. Co by to nie było,
dobre jest.
Rzecz dzieje się na początku średniowiecza w Brytanii, kiedy
to obok siebie egzystuje wiele państw i państewek na różnym, powiedzmy,
poziomie wtajemniczenia. Z jednej strony chrześcijaństwo już szerzy się wzdłuż i
wszerz, z drugiej stara wiara w lokalnych bogów jeszcze nie zanikła. Biskupowie
ścierają się z druidami, księża z kapłankami, Brytowie z Saksonami – generalnie
wesoło nie jest. Ciekawe jest to, że autor nie przedstawił kolejnej sztampowej
wersji legendy o Arturze, zamiast tego stworzył wielowymiarowe postacie i
ciekawa fabułę, która nie przedstawia świata w czarno-białych barwach, a
pokazuje, że w polityce nic nie można jednoznacznie określić jako dobre lub
złe. Postaci, z tymi z legendy, mają jedynie wspólne imiona, a niektórych z
nich, jak na przykład Ginewrę, trudno polubić. Mnie osobiście najbardziej podobał
się Merlin z jego ironicznymi uwagami.
Podczas czytania nasuwało mi się ciągle porównanie z „Władcą
pierścieni” Tolkiena. Może nie tyle pod względem stylu, ile raczej opisów osób
i miejsc, cała historia ma podoba atmosferę co „Władca”. Jednak nie jest to
bezczelne ściąganie – po prostu – komu podobał się Tolkien, temu Cornwell też
przypadnie do gustu. Jest to dobrze napisana książka, autor zadbał o szczegóły,
niekiedy okraszał fabułę humorem, choć generalnie jest to smutna opowieść.
Musze wyznać, że mnie wciągnęła, a chociaż nie miałam teraz wiele czasu na
czytanie. to już nie mogę się doczekać kiedy wpadną mi w ręce kolejne tomy tej
powieści.
Dodatkowy plus za piękną okładkę!
Moja ocena: 5/6
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik.