Operacja Seegrund to
chyba pierwszy niemiecki kryminał, jaki zdarzyło mi się przeczytać, i jedna z
niewielu książek napisanych przez naszych zachodnich sąsiadów w ogóle (poza
cierpiącym Werterem nic mi nie przychodzi do głowy). Dlatego mogę śmiało
powiedzieć, że początek mojej przygody z ichniejszą literaturą zaliczam do
udanych.
Poznajcie komisarza Kluftingera, typowego na pierwszy rzut
oka Niemca, skąpego i lubującego się w tłustym jedzeniu. Powiedzieć, że
komisarz miewa pecha, jest sporym niedopowiedzeniem. Jest to typ człowieka, przeciw
któremu przedmioty namiętnie spiskują w celu jego poniżenia. Jest to
jednocześnie jednak bardzo zdolny policjant, który w najważniejszych chwilach
śledztwa potrafi się sprężyć, poukładać w głowie elementy układanki i rozwiązać
zagadkę. A zagadka jest nie byle jaka, gdyż sięga swymi korzeniami czasów II
wojny światowej i łączy tajemnicze jezioro z jeszcze bardziej tajemniczym skarbem.
Nie można powiedzieć, aby Kluftinger był postacią jakich
wiele – absolutnie nie przypomina ani Mankella, ani Poirota, ani nikogo pomiędzy.
Panowie Kobr i Klüpfel
stworzyli ciekawą, nietuzinkową, pełnokrwistą postać, którą miło mi było
poznać. Podobała mi się również atmosfera małomiasteczkowości panująca w
powieści, oraz przeplatanie elementów komicznych z elementami grozy. A to
wszystko okraszone ciekawymi uwagami na temat niemieckiej kuchni, i rzadziej,
kultury.
Łyżką dziegciu w tym obrazie jest fakt, że ponownie polski
wydawca (jako gatunek) postanowił wydawać obcą serię od środka. Z związku z tym
w trakcie lektury pojawiały się niewielkie pytajniki, które z czasem udało się
zniwelować, co jednak trochę irytowało. To i przewidywalność niektórych zdarzeń
sprawiła, że ostatecznie daję 5 a nie 6.
Ponieważ regularnie odwiedzam bloga tłumaczki tej powieści,
Agnieszki, pozwolę sobie na parę słów na ten temat, mimo, że nie jestem
ekspertem. Mój prywatny test na dobre tłumaczenie polega na tym, że jeżeli
książkę czyta się tak, jakby była książką napisaną przez Polaka, to znaczy że
jest dobrze przetłumaczona. W skrócie – niewidoczne tłumaczenie to dobre
tłumaczenie. I takie wrażenie miałam czytając Operację Seegrund, może poza okrzykami „Szczęść Boże” ale tu akurat
tłumaczka oddała specyfikę regionu, i to jest fajne, oraz przy słówku „prymuśnie”
– bo pierwszy raz je na oczy widziałam. :)
Natomiast brawa należą się za gwarę szefa Kluftingera, bo to już był majstersztyk!
Agnieszko, mam nadzieję, że rychło i prymuśnie
przetłumaczysz pozostałe części serii!
Moja ocena: 5/6
Michael
Kobr, Volker Klüpfel Operacja
Seegrund
Tłum. Agnieszka Hofmann
Wyd. Akcent
Warszawa 2012
Za pożyczenie książki dziękuję Oisaj.
Książka przeczytana w ramach wyzwania Trójka e-pik.