Zawsze z wielkimi nadziejami i
oczekiwaniami podchodzę do pisarskich prób prawników. Może to
zawodowa solidarność, a może świadomość, że poza pewnymi
przypadkami prawnicy to bardzo łebscy ludzie i to mi się jakoś
przekłada na przekonanie, że muszą świetnie pisać. Zwłaszcza,
gdy bohaterami swoich powieści czynią właśnie prawników. Zwykle
srogo się rozczarowuję. Tak było i tym razem.
Z mocnym zażenowaniem uzmysłowiłam
sobie, że akurat tą pozycję wybraliśmy dla teścia na prezent pod
choinką. Komisarz wyglądał
na kolejny polski kryminał, w dodatku polecany jak Internet długi i
szeroki. Tymczasem okazało się, że to 50 twarzy Grey'a,
wersja polska. Nie jestem jakoś
szczególnie pruderyjna, nie oczekuję też że na 300 stronach
rozpisany zostanie na bogato rozwijający się związek. Czytałam
Norę Roberts, wiem wiem co to znaczy „graficzny opis”. Tyle , ze
to tutaj było zupełnie n ie do przełknięcia – bohaterowie nie
wzbudzali żadnych emocji, nawet tych negatywnych. Zwyczajne
drewniane marionetki. Sceny seksu wyskakiwały jak Filip z konopii.
Ja rozumiem nagłą namiętność, ale dla mnie to wyglądało mniej
więcej tak „Cześć, cześć. Bzykanie. A jednak Cię nie lubię”.
Gdzieś w tle była jakaś kryminalna afera, ale z każdą kolejną
stroną tak pokręcona, że przestałam śledzić co się tak w ogóle
odpitala. Może jestem głupia, nie wiem, ale nie zrozumiałam połowy
z tego, co się działo. Jak na 300 stronicową powieść, autorka
mogłaby obdzielić ilością bohaterów i ich powiązać co najmniej
pierwsze 600 odcinków Klanu, i
jeszcze by zostało trochę na widownie w Rozmowach w toku.
Jedyne,
co mogę napisać na obronę tej powieści, to język. Mimo
absurdalności całej fabuły jakoś dało się to czytać. Szkoda że
potencjał nie został wykorzystany na coś, co miałoby chociaż
ręce i nogi. Bo naprawdę mogłoby być lepiej. Gdyby główna
bohaterka nie była tak głupia, afera była mniej skomplikowana a
bardziej przemyślana, durne teksty rodem z telenoweli lekko
wygładzone... Tymczasem co 5 stron wywracałam oczami tak silnie, że
zdołałam całkiem dokładnie obczaić swój tyłek, ale sensu tego
co przeczytałam dalej nie widzę. W ogóle zastanawiam się, czy
autorka nie jest przypadkiem autorem – sądząc po ilości samców
alfa i kretynek które są piękne, bogate, z sukcesami, super
niezależne i wygadane, ale gonią w czasie pracy dostarczyć swoim
Misiom obiadek, trudno uwierzyć, że mogła to napisać kobieta.
Możliwe, że odzywa się we mnie wojująca feministka?
Dawno
już nie czytałam niczego tak złego. Chciałabym napisać, ze
rozumiem, że komuś na powieść mogła się spodobać, ale nie
rozumiem. Chciałabym napisać, że literatura rozrywkowa nie musi
być super ambitna, ale uważam, że powinna trzymać jakiś poziom.
Chciałabym nie czytać w kolejnej powieści, że prokurator jest
zwierzchnikiem policjanta, a znowu musiałam.
Moja
ocena: 2,5/6 (2 za to, że doczytałam do końca, 0,5 za kilka
śmiesznych tekstów).
Paulina
Świst Komisarz
Wyd. Akurat
Warszawa 2017