Jesień to czas na
czytanie kryminałów, prawda? Halloween'owe dekoracje, Święto
Zmarłych, coraz krótsze dni, ponura atmosfera za oknem, mgła i
drzewa ogołocone z liści – późna jesień to okres mroczny, i
wtedy wielu z nas chętnie zagrzebuje się pod kocykiem i spędza
kolejne długie wieczory w towarzystwie powieści kryminalnych.
Wydaje mi się, że nie tylko tematyka nas do nich przyciąga o tej
porze roku, ale często też fakt, iż zaspani i pozbawieni energii
nie mamy ochoty na zawiłe epopeje pisane z dziesięciu rożnych
perspektyw. A nawet najlepsze kryminały oferują poniekąd powrót
do tego, co dobrze znane.
Co nie znaczy, że czytam
tylko znajomych autorów, chociaż nie przeczę, że w przeciągu
ubiegłych tygodni udało mi się nadgonić zaległości z niektórymi
znanymi cyklami kryminalnymi. Ale dziś będzie o moim nowym odkryciu
(z naciskiem na moim) – powieści Wojciech Chmielarza, której
bohaterem jest komisarz Jakub Mortka – Farma lalek. Leżała
w osiedlowej bibliotece, a sięgnęłam po nią po tym gdy koleżanka
wspomniała o autorze na ostatnim spotkaniu biblionetkowym w
Krakowie. Postanowiłam spróbować, i chyba przepadłam.
Komisarz
Mortka trafia na zesłanie z Warszawy do kotliny jeleniogórskiej, a
konkretnie, do małej miejscowości Krotowice, w wyniku zdarzeń
opowiedzianych w pierwszej części tego cyklu. Której, z racji
tematyki pożarowej, raczej nie zamierzam czytać (kłania się lęk
przed ogniem; słowo daję, gdybym to ja była człowiekiem
pierwotnym i ode mnie zależałoby ogarnięcie ognia dla ludzkości,
to do dziś siedzielibyśmy zmarznięci na drzewach). W każdym razie
pan komisarz planuje się nie wychylać, odpocząć, przetrwać okres
zesłania i przy okazji zadecydować, co dalej zrobi ze swoim życiem.
Nie jest tutejszy, zatem nie wtrąca się w pracę lokalnych
policjantów. Do czasu, gdy zaginięcie małej dziewczynki na
początek śledztwu w sprawie brutalnych zabójstw, które z kolei
doprowadzi nas do nieoczekiwanego finału.
Podobał
mi się sposób pisania pana Chmielarza. Dawno już nie płynęłam
tak płynnie prze kolejne strony. Konstrukcja fabuły nie dawała
chwili wytchnienia ani powieściowym gliniarzom, ani czytelnikowi, a
jednak nie miałam wrażenia przesady i przeciążenia zdarzeniami,
jak to się czasem zdarza, szczególnie w powieściach kryminalnych.
Szczególnie bliska jest mi okolica, w której autor umiejscowił
akcję – w okolicach Szklarskiej Poręby i Jeleniej Góry spędziłam
jedne z najlepszych wakacji w życiu. A i miejscowość, na bazie
której narodziły się powieściowe Krotowice, jest mi dosyć dobrze
znana. I wreszcie sam komisarz Mortka – długo nie mogłam sobie
uzmysłowić, co mnie ujęło w tym smutnym, rozwiedzionym
pracoholiku w depresji, aż wreszcie to do mnie dotarło – jesteśmy
starymi znajomymi. Miewał inne imiona, działał w różnych
regionach Polski, bywał wdowcem, ale to jednak on – typowy główny
bohater kryminałów. I nie myślcie, że to wada. Trzeba nie lada
kunsztu, by tego bohatera ożywić w kolejnych powieściach, by nie
stał się parodią samego siebie. Ale Wojciechowi Chmielarzowi się
to udało.
To
byłą jedna z tych lektury, dla których wracałam szybciej do domu,
by tylko móc się znów zagłębić w lekturę. I jedna z tych, po
których zakończeniu biegnie się do biblioteki po kolejny tom.
Osiedle marzeń już
na mnie czeka.
Moja
ocena: 5/6
Wojciech
Chmielarz Farma lalek
Wyd.
Czarne
Wołowiec
2017