O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Najlepsze kryminały 2015 roku Cz. II

Dziś zgodnie z obietnicą dalsza część kryminalnych rekomendacji pod kątem tytułów, które przeczytałam w upływającym roku. W rolach głównych: kryminały skandynawskie oraz kryminały brytyjskie:

1.       Księżyc nad Soho Ben Aaronovich czyli kryminał brytyjski z nutą fantastyki. Gdybym miała opisać ten cykl (bo omawiana książka to jej drugi tom) powiedziałabym, że to dorosły Harry Potter zatrudniony jako posterunkowy. Główny bohater, Peter, w pierwszym tomie dowiaduje się, iż posiada pewne rzadkie zdolności, które pozwalają mu na przeniesienie do jednoosobowej jednostki londyńskiej policji, która zajmuje się ściganiem przestępstw z użyciem magii. A że gość ma przy tym trochę pecha i talent do ładowania się w kłopoty, to tylko wisienka na torcie.
2.       Jedwabnik Robert Galbraith czyli J. K. Rowoling pisze kryminały. Dobrze było spotkać po roku przerwy tych samych bohaterów, które pod pseudonimem stworzyła moja ulubiona autorka. Cormoran Strike, prywatny detektyw, tym razem podejmuje się na pierwszy rzut oka łatwej sprawy odnalezienia zblazowanego autora. Pomaga mu jego asystentka Robin, która coraz bardziej chce się szkolić na detektywa. Sprawa okazuje się być bardziej skomplikowana, Robin bardziej utalentowana niż się wydawało, a ja już nie mogę się doczekać trzeciego tomu cyklu, który pojawi się u nas na początku nowego roku.
3.       Dziewczyna z pociągu Paula Hawkins – to wprawdzie nie kryminał, a thriller, jednak bardziej mi pasował tutaj niż gdzie indziej. Światowy bestseller, który wreszcie pojawił się i u nas. Chociaż wielu się nie podobał, ja wprost przepadłam między kartkami tej powieści. Autorka snuje powtarzalną opowieść bez pośpiechu, o kobiecie, która codziennie pokonuje pociągiem tą samą trasę, i podgląda z okna przedziału życie mieszkańców jednego z domów. Życie, które wydaje się idealne. Az do chwili, gdy Rachel widzi przez okno coś, co nie pasuje do obrazka. Wkrótce właścicielka mijanego domku ginie, a my dowiadujemy się więcej
o życiu jej, Rachel i jeszcze jednej kobiety uwikłanej w tą zagadkę.
4.       Głuchy telefon Arne Dahl czyli pierwszy tom nowego cyklu kryminalnego autorstwa drugiego mojego ulubionego autora. Ponownie spotykamy niektórych bohaterów znanych z Drużyny A. Jednak tym razem dołączają do nich inni, pochodzący z różnych krajów Europy, wybrani, by współdziałać w ramach nowo utworzonej jednostki Europolu. Jak to u Dahla, wiele wątków powoli zaczyna łączyć się w jedną intrygę, a życie prywatne bohaterów tylko nieznacznie wplątane jest w ich pracę (a może wręcz bardzo?). Uwaga, silny wątek polski, wiadomość szczególnie dla krakusów: ile razy czytaliście w szwedzkim kryminale o Swoszowicach?
5.       Czerwone gardło Jo Nesbo czyli wątek norweski w podsumowaniu. Już od dawna chciałam przeczytać coś autorstwa tego chyba najbardziej znanego po Larssonie i Mankellu skandynawskiego autora kryminałów. Ejotek usiłowała mnie dodatkowo zmotywować wyzwaniem. I wreszcie się udało! Jestem teraz w stanie powiedzieć, czym się wszyscy tak zachwycają – postaciami z krwi i kości oraz gęstą, skomplikowaną intrygą kryminalną i
polityczną. To wszystko plus wątek wojenny to przepis na świetną lekturę.


Sporo w  tym podsumowaniu tytułów znanych i lubianych. Nigdy nie miałam przekonania, że bestsellery są automatycznie kiepskie, a lektura powyższych książek zdecydowanie mnie utwierdziła w tym przekonaniu. Liczę, że 2016 rok tez przyniesie mi tyle fajnych kryminałów, i że wreszcie pojawi się u nas trzeci tom Aaaronovicha.

niedziela, 20 grudnia 2015

Najlepsze kryminały 2015 roku Cz. I

Nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem, że najwięcej dobrych, godnych polecenia książek, jakie przeczytałam w 2015 roku, to kryminały. Aby Was zatem nie zalać postem na kilometr, podzieliłam to podsumowanie na dwie części. Dzisiaj opowiem parę słów o trzech polskich i jednym niemieckim kryminale, zaś w kolejnej części wspomnę krótko o kryminałach skandynawskich i brytyjskich.

1.       Śleboda Kuźmińskich to kryminał o tyle nietypowy, że góralski. Są miejskie, wiejskie, nadmorskie, śląskie, a ten jest podhalański. Autorzy znają te okolice z racji częstych wakacji, rozumieją specyfikę tamtejszej społeczności, i potrafili oddać urok Tatr bez zapatrzenia w cepelię. Do tego dołożyli ciekawy wątek kryminalny, dosyć pokrętny i w dodatku grupo pokryty swoistą zmową milczenia mieszkańców tego górskiego terenu, gdzie w sumie każdy zna każdego. Zdecydowanie polecam wielbicielom Podhala.
2.       Wyrok Mariusza Zielke to powieść zupełnie  z innej parafii. Oglądaliście film Chciwość? Bo Wyrok można by postawić z tym świetnym filmem na jednej półce. Bohater powieści, młody dziennikarz, natrafia na ślady sporej afery gospodarczej, która od stosunkowo niewielkiej firmy, która stara się dostać na giełdę prowadzi czytelnika prosto na najwyższe stopnie władzy państwowej. Jednocześnie afera ta ma przełożenie na morderstwo popełnione w Krakowie. Zielkie stworzył nie tylko trzymającą w napięciu fabułę, ale i bohaterów z krwi i kości, z których żaden nie jest kryształowy. Na pewno zatem w 2016 roku sięgnę po inne powieści tego autora.
3.       21:37 MariuszaCzubaja  czekało na mojej półce zdecydowanie za długo. Głównym bohaterem pierwszego tomu tego kryminalnego cyklu jest tym razem nie policjant, a policyjny profiler, który jak nikt inny w kraju na podstawie drobiazgów, przeoczonych przez innych funkcjonariuszy, potrafi stworzyć szczegółowy portret psychologiczny sprawcy. Portret, który okazuje się być tak zgodny z oryginałem, że koledzy po fachu żartobliwie postrzegają Rudolfa Heinza za jasnowidza, a nie gliniarza. Co mi się podobało, to fakt, iż autor nie bał się żonglować symbolami dla Polaków ważnymi (patrz chociażby: tytuł) i pozwolił sobie dosyć
silnie zamieszać Kościół w prowadzone dochodzenie.
4.       Zapłatąbędzie śmierć Inge Lohning to kolejna powieść, która leżała nieprzeczytana na mojej półce o wiele za długo. Swego czasu polecana była bardzo przekonywająco przez Agnieszkę z bloga Krimifantamania, która jednocześnie dokonała przekładu tej książki z języka niemieckiego. Podobał mi się klimat jaki autorka roztoczyła nad niewielkim, bawarskim miasteczkiem, po którym grasuje opętany religijną manią szaleniec. Jedna z tych książek, które trzymają w napięciu do końca.





Cdn…

piątek, 18 grudnia 2015

Najlepsze młodzieżówki 2015 roku

Święta się zbliżają, zatem jeżeli te podsumowania gatunkowe mają komuś pomóc z znalezieniu odpowiedniego prezentu, to należy się zmobilizować i jechać dalej z koksem. Na dziś proponuję Wam kilka tytułów powieści młodzieżowych. Ten gatunek był do tej pory prawie nieobecny na moich czytelniczych listach, ale pod wpływem amerykańskich youtuberów książkowych sięgnęłam w 2015 roku po książki dedykowane właśnie tej grupie docelowej, i przekonałam się, że wiele z nich, chociaż znajdują się na regałach z młodzieżówkami, równie bardzo spodobają się dorosłym czytelnikom.

1.       Inne zasady lata Benjamin Alire Saenz – przepiękna, chociaż niewielka powieść o przyjaźni, miłości, rodzinie i dorastaniu. Autor opowiada historię dwóch chłopców o wdzięcznych imionach Arystoteles i Dante, którzy poznają się przypadkiem na publicznym basenie i stają najlepszymi przyjaciółmi. Rozwój ich znajomości przypada na te burzliwe lata w życiu człowieka, kiedy z dziecka stajemy się nastolatkami, każdy z nich ma swoje problemy i doświadczenia, z którymi próbuje sobie poradzić, i każdy z nich odkryje w pewnym momencie pewną prawdę o samych sobie. Co cudowne w tej powieści, to rodzice głównych bohaterów, którzy wbrew temu, co często pojawia się w młodzieżówkach, są obecni, pomocni i mają bardzo silną więź ze swoimi synami, którzy mogą na nich liczyć. Te relacje są jednak pokazane bez lukrowania, rodzice zachowują się jak rodzice, a nie jak kumple chłopców. Trudno o lepszy obraz rodzicielskich emocji w powieści dla młodzieży.
2.       19 raz Katherine  i Szukając Alaski John Green – do tej pory nie zdarzyło mi się
powieści tego autora, która by mnie nie zachwyciła, chociaż każda na swój sposób. Zeszły rok zakończyłam lekturą Gwiazd naszych wina, którą również gorąco polecam, a w tym postanowiłam kontynuować moją znajomość z Greenem. 19 razy Katherine opowiada o dwóch kumplach, którzy po zakończeniu szkoły wyruszają razem w samochodową podróż po USA i trafiają do niewielkiego miasteczka, utrzymywanego przy życiu przez jeden zakład produkcyjny. W tej powieści dużo jest o mowy o tym, czym naprawdę jest dorastanie, co liczy się w życiu najbardziej, jak ważne jest by odcisnąć swoje piętno na czymkolwiek, i że nie zawsze musi to być coś wielkiego, aby było to znaczące. Z kolei Szukając Alaski to opowieść o przyjaźni, ale i o stracie. John Green jest mistrzem budowania związków między bohaterami – nie jak to zwykle bywa w takich książkach – „Bum! I już jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi albo jesteśmy w sobie zakochani”; buduje te relacje z chirurgiczną precyzją, dając im czas, choć nie tyle, ile bohaterowie by chcieli.

3.       Badyl na katowski wór Alan Bradley – to drugi tom cyklu młodzieżowych kryminałów o Flawii le Luce, chemiczce-amatorce, ujawniającej przyczyny zbrodni, które mają miejsce w okolicy jej rodowej posiadłości. Chociaż pierwszy tom był fajny, to jednak drugi szczególnie przypadł mi do gustu, a czytając teraz trzeci widzę, jak autor po trochu odsłania tajemnicę rodziny Flawii i relacji, jakie panują pomiędzy członkami rodu. Jednocześnie każdy z tomów to oddzielna, misterna zagadka kryminalna. Nie bez znaczenia jest też olbrzymia wiedza Flawii, którą się ona dzieli z czytelnikiem, i jej mroczne poczucie humoru. Uważam (a wiem, ze nie jestem osamotniona w tym odczuciu) że to książka tak ciekawa również dla dorosłych, że kupiłam w tym roku pierwszy tom dla mojej siostry, w charakterze prezentu gwiazdkowego.
4.       Byliśmy łgarzami E. Lockhart – były już młodzieżowe obyczajówki, był
młodzieżowy kryminał, a tu mamy do czynienia z młodzieżowym thrillerem. Głowna bohaterka powraca po dwu letniej przerwie na wyspę, gdzie jej rodzina ma letnią siedzibę. Teoretycznie wszystko jest jak dawniej, jednak nad jej pobytem wisi pewna gradowa chmura. Coś się zdarzyło dwa lata temu, o czym nikt nie chce mówić, a rozwiązanie tej zagadki okaże się zaskakujące. Mnie w każdym bądź razie wcisnęło w fotel.


Czytałam też w tym roku kilka młodzieżówek, które mocno mnie rozczarowały, wpisując się w pełni w wymogi gatunku, możne nawet za bardzo. Jednak w tym roku dowiedziałam się, że na rynku pojawia się wiele dobrych, mądrych i pięknie napisanych książek, skierowanych do młodszego czytelnika, które jednak nie traktują go jak idioty, i pozwalają, wydaje mi się, na rozwinięcie literackiego gustu. Zatem w kolejnych latach na pewno dalej będę sięgać po te powieści.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Najlepsze reportaże 2015 roku

Z przyjemnością konstatuję, że mój pomysł na podsumowanie książkowe gatunkami przypadł Wam do gustu, zwłaszcza, że, jak to ktoś zauważył, wpisuje się dodatkowo w szaleństwo poszukiwania odpowiednich prezentów. Dziś zatem kontynuuję to zbożne dzieło. Tym razem przybliżę Wam kilka świetnych reportaży, zwłaszcza, że niektóre nie doczekały się osobnych postów. A zatem…

1.       Bractwo Bang Bang Joao Silva, Greg Marinovich – książka, która miała mi przybliżyć blaski i cienie zawodu fotoreportera wojennego, otworzyła mi oczy na  wiele więcej. Tytułowe bractwo to nieformalna grupa czterech korespondentów wojennych z RPA, będących autorami jednych z najsławniejszych fotografii, jak chociażby tej obrazującej małego chłopca umierającego z głodu i czyhającego na niego nieopodal sępa. Dwóch z nich, którzy zdołali przeżyć, opowiada o początkach i rozkwicie kariery swojej i zmarłych kolegów, jednocześnie w tle przybliżając okropieństwa apartheidu. Przyznam, że osobiście niewiele wiedziałam na ten temat, a drastyczne opisy wydarzeń z Republiki Południowej Afryki, nastroje przed wolnymi wyborami, organizację państwa oddzielającego ściśle białych od czarnych powiedziało mi więcej, niż chwilami chciałabym wiedzieć. Ale dokładnie tyle, ile wypada wiedzieć, jeśli żyje się wygodnie w czasach pokoju. Czytelnik poznaje również szczegółowo historie, które kryją się za wieloma słynnymi zdjęciami. Trudna, ale warta przeczytania książka.
2.       Z nowego wspaniałego świata Gunter Wallraff – jest to przykład stosunkowo rzadko przez mnie
czytanego gatunku reportażu – reportażu demaskatorskiego. Autor jest znanym w Niemczech dziennikarzem, przyjmującym fałszywą tożsamość i zanurzającym się w opisywanym świecie, by opisać dane zjawisko „od środka”. Trudno nie podziwiać determinacją,  z jaką spędza tygodnie w charakterze uciskanego pracownika piekarni, call centre albo bezdomnego. Chociaż opisuje kwestie z drugiego końca spectrum z stosunku do treści książki z punktu pierwszego, to przeraża ona nie mniej niż opis apartheidu, może dlatego, że dzieje się tuż za naszą granicą, w państwie określanym jako „cywilizowane”, do którego nieraz odnosimy się jako niedoścignionego standardu. A nie chodzi tu przecież akurat o Niemcy, chociaż akurat one są opisywane. Bo przybliżane w tych reportażach przykłady wyzysku, zastraszania albo niekompetencji są tak samo prawdziwe u naszych sąsiadów, u nas i w prawdopodobnie każdym innym państwie europejskim (i nie tylko). Ubóstwo, nieznajomość praw lub niemożność ich dochodzenia, regulacje które powinny chronić pracowników, w kontakcie z wielkim kapitałem i rzeszą prawników niestety muszą przegrać.
3.       Gottland Mariusz Szczygieł – ani autora, ani tej książki nikomu nie trzeba przedstawiać. Leżała na mojej półce zdecydowanie zbyt długo, zwłaszcza, że swego czasu miałam na punkcie Czech prawdziwą obsesję, a i dziś darzę ten kraj sympatią. Teksty Szczygła o naszych południowych sąsiadach są pod każdym względem mistrzowskie, i nawet nie bardzo wiem, co miałabym o nich napisać, żeby nie było wstydu grafomanii. Wiem już w każdym bądź razie, skąd się wzięła „szczygłomania” skąd te kontrowersje wokół rzeczonego tytułu i dlaczego jest to odpowiednia lektura nie tylko dla Polaka i Czecha, ale i dla każdego innego Europejczyka.
4.       13 Pięter FilipSpringer – słowo daję, jeśli ten pan napisze kiedyś reportaż z wymiany opon na zimowe albo rosnących cen bloków betonowych, to będę to również czytać, i to z wypiekami na twarzy. Najnowsza książka Springera, chociaż nie opowiada o wojnie, bólu czy chorobach, opowiada o wyzysku, o braku, o biedzie. Czyli w skrócie – o sytuacji mieszkaniowej w Polsce. A po lekturze człowiek ma ochotę usiąść i zapłakać. 13 Pięter.
Autor zgrabnie i dokładnie porusza się po różnych opcjach mieszkaniowych dostępnych w naszym kraju, i chociaż na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest tego sporo, to podsumowanie jest cokolwiek smutne. Są zatem kamienice, czyszczone przez nowych właścicieli z tzw. „wkładu mięsnego” w sposób nieraz drastyczny. Są kredyty hipoteczne, które wiążą pary bardziej niż jakakolwiek przysięga małżeńska. Mieszkania na wynajem, z meblościanką typu „Hejnał” i obawą, że właściciel z dnia na dzień sprowadzi córkę zięcia teściowej, a nas wyrzuci. Mieszkania komunalne, TBSy, Mieszkanie dla Młodych, Rodzina na Swoim – nie ma takiej opcji mieszkaniowej, która by była przez Springera pominięta. Można się nie zawsze ze wszystkim zgadzać, można mieć własne, inne jeszcze doświadczenia, ale wciąż warto sięgnąć po


Dzisiaj tylko cztery pozycje, jakoś w ogóle 2015 rok nie był rokiem reportaży. Ale te, które przeczytałam, okazały się w większości strzałem w dziesiątkę.  I każdy z nich mogę ze spokojnym sumieniem polecić.

sobota, 12 grudnia 2015

Najlepsze obyczajówki 2015 roku

Zanim koniec grudnia stanie się faktem, a wraz  nim nasze blogi zaleje fala podsumowań roku i list 10 najlepszych książek 2015 roku (nie hej tuję, u mnie też się to na pewno pojawi), postanowiłam wyjść przed szereg i pokrótce opowiedzieć Wam o wszystkich tych książkach, które przeczytałam w tym roku, i które wciąż niezmiennie Wam polecam. A ponieważ przeczytałam  tym roku sporo dobrych książek (takich, które mi się podobały) i wiele  z nich pewnie nie znajdzie się w finałowej dziesiątce, postanowiłam podzielić to na kilka postów, oddzielnie dla każdego gatunku. Na pierwszy ogień idą obyczajówki.

1.       Między książkami Gabrielle Zevin – niewielki i urocza opowieść o mężczyźnie, który prowadzi księgarnię na niewielkiej wyspie. A.J. Fikry został ostatnio doświadczony przez los. Najpierw traci w wypadku żonę, następnie ktoś kradnie jego cenny manuskrypt, a interes zaczyna podupadać, gdyż właściciel zupełnie nie ma zdolności marketingowych, a zawartość półek księgarni kroi idealnie na swoje gusta. Pewnego dnia ktoś zostawia w jego księgarni dziecko – małą dziewczynkę, która pozostaje w księgarni na długie lata, a jej wychowywanie nie tylko odmienia życie A.J.’a ale i całej lokalnej społeczności. Jest to jedna z najbardziej uroczych, ciepłych, ale i niepozbawionych kilku kropelek goryczy powieści, jakie przeczytałam w tym roku, i chociaż od jej lektury upłynęło wiele miesięcy, wciąż nieodmiennie Wam ją polecam.
2.       Projekt Rosie Graeme Simsion – gdyby Sherlock Holmes w wersji granej przez
Benedicta Cumberbatcha w serialu BBC postanowił znaleźć sobie małżonkę, na sto procent zabrałby się do tego zadania tak samo, jak bohater tej powieści. Don, z zawodu genetyk, postanawia wykorzystać całą swoją wiedzę naukową, by odnaleźć idealnie pasującą do niego kobietę. W międzyczasie poznaje Rosie, która liczy, iż jego genetyczne wykształcenie pomoże jej ustalić tożsamość jej biologicznego ojca. I chociaż zakończenia można się domyśleć, to przygody, jakie ci dwoje będą mieć po drodze, sytuacje, w których te dwie kompletnie różne osobowości zetkną się ze sobą, dostarczają szalenie dużo rozrywki. Jednocześnie jest to książka, którą określiłabym jako ambitny chick-lit. A nietypowości wszystkiemu dodaje fakt, iż jest to powieść australijska.
3.       Mam twój telefon Sophie Kinsella – ta autorka zdecydowanie znajduje się na mojej liście pocieszaczy, a jej powieści potrafią chwilami ubawić do łez. Główna bohaterka, Poppy, w trakcie organizacji swojego wymarzonego wesela traci telefon. Jest to narzędzie niezbędne do wszystkiego, całe szczęście zatem że udaje jej się znaleźć inny w koszu na
śmieci jednego z hoteli. Wprawdzie telefon należy do pewnej dużej firmy, a wyrzuciła go asystentka jednego z jej pracowników, ale cóż, trzeba było lepiej pilnować… Poppy i Sam dochodzą do porozumienia – Poppy może nadal korzystać z telefonu, ale wszystkie wiadomości do Sama będzie mu natychmiast przekazywać. Nie trudno się domyślić, iż korzystanie z jednego telefonu i czytanie nawzajem swoich wiadomości będzie miało pewne konsekwencje – jedne komiczne, inne mniej, a znajomość bohaterów, mimo iż rozwijana głównie smsowo, przerodzi się w coś więcej. Ta przezabawna, lekka i niegłupia powieść dostarczyła mi sporej dawki śmiechu, a połknęłam ją w niecałe dwa dni.
4.       Przyjaciele, kochankowie, czekolada AlexanderMcCall Smith – to przez powieści tego autora od lat marzy mi się podróż do Edynburga. Ta konkretna książka to drugi tom jednej z serii (pierwsza to Niedzielny klub filozoficzny) której bohaterką jest panna Dalhousie – filozofka, arystokratka i dobra dusza. Trudno o książkę bardziej wyrafinowaną, spokojną i niemalże powolną, a jednocześnie wciągającą i rozlewającą po wnętrzu czytelnika przyjemne ciepełko. Są w tych powieściach i źli ludzie, ale są przede wszystkim ci dobrzy, są uczucia trudne i przykre, ale są też te wspaniałe, jak przyjaźń i miłość. I jest wesoło.
5.       Jak znaleźć faceta w wielkim mieście MelissaPimentel – książka kupiona w wakacje pod wpływem emocji, która okazała się być strzałem w dziesiątkę. Treścią bardzo przypomina popularne powieści Candace Buchnell i Lauren Wisenberger, ale styl i poczucie humoru są o klasę wyżej. Jest to jednocześnie taki chick-lit na odwrót, bowiem główna bohaterka nie szuka miłości na całe życie. Wręcz przeciwnie, ale faceci nie chcą jej wierzyć. Postanawia zatem wypróbować na sobie metody kilku poradników randkowych, by sprawdzić, jakie odniosą one skutki. Wykonanie jest więcej niż zabawne, co więcej, autorka oferuje zaskakujący zwrot akcji, o co raczej trudno w tego typu literaturze.


Czytałam oczywiście w tym roku więcej obyczajówek, ale właśnie 5 powyższych zapadło mi szczególnie w pamięć. Każda z nich jest wyjątkowa, inna niż pozostałe, autorzy, mimo iż poruszają się po gatunku, którego jedną z cech jest do pewnego stopnia przewidywalność, potrafili odnaleźć unikatowy, innych sposób na swoich bohaterów i fabułę. Jeśli znacie inne obyczajówki, które również się tym charakteryzują, dajcie mi znać, bo zdecydowanie są to książki na trudne czytelniczo czasy, które nadchodzą.

środa, 9 grudnia 2015

"Jedwabnik" Robert Galbraith

Jedna z najlepszych rzeczy, jaka może być, gdy zaczyna nas ogarniać marazm czytelniczy? Ulubiony gatunek, ulubiony autor, bohaterzy, których już znamy i fascynujące miasto w tle. W moim przypadku: kryminał, J. K. Rowling, Cormoran Strike ze swoją asystentką Robin oraz Londyn zimą. Czytanie kolejnych tomów cyklu jest jak powrót do ulubionej knajpy – nawet jeśli nie było nas kilka miesięcy, to tu i tak nic się nie zmieniło i od razu czujemy się jak w domu.

Jedwabnika chomikowałam sobie od kilku miesięcy właśnie na taką okazję, te nieprzyjemne chwile, kiedy chciałoby się coś poczytać, ale każda zaczynana książka jakoś nie przyciąga naszej uwagi. Zapukałam więc znów do agencji detektywistycznej Cormorana Strike’a i przekonałam się, że poza grupą klientów przybyłych po sukcesie w sprawie opisanej w tomie pierwszym – Wołanie kukułki – niewiele się zmieniło. Robin dalej siedzi za biurkiem w pierwszym pomieszczeniu, kanapa dalej wydaje dziwne odgłosy a zbrodnia się szerzy. Pośród do złudzenia podobnych do siebie spraw, które dają agencji dochód (zazdrośni kochankowie, żony przygotowujące się do rozwodu, przestępczość korporacyjna) na progu gabinetu tego zdolnego detektywa pojawia się szara mysz, małżonka pisarza z manią wielkości, z nietypową prośbą – Cormoran ma odnaleźć jej męża, który wzburzony odrzuceniem jego nowej powieści zaginął bez wieści. Nic nie zapowiada, aby sprawa miała być trudna, nie wygląda też na taką, która wygeneruje sowitą zapłatę, ale Strike decyduje się pomóc kobiecie. Coś, co zapowiadało się na 5 minut roboty, wkrótce jednak przeobrazi się w coś o wiele bardziej skomplikowanego i przerażającego.

Jak wspominałam, wiele elementów powieści znanych jest już czytelnikowi z pierwszej powieści, którą J. K. Rowling napisała pod pseudonimem Robert Galbraith. Jednak, co zauważyłam z radością, jej bohaterowie po raz kolejny (bo wiem już to chociażby z serii o Harrym Potterze) nie są wyrytymi w kamieniu rzeźbami, autorka raz po raz udziela nam o nich nowych informacji, a oni sami pod wieloma względami się zmieniają. Nie tylko z resztą mowa o Cormoranie i Robin, ale również postaci drugoplanowe, jak chociażby narzeczony Robin, Matthew, irytujący dupek, a może nie tak do końca? Jedwabnik ma niezwykle pokręconą fabułę, do końca nie byłam w stanie domyśleć się, kto jest sprawcą opisanych tu zdarzeń, i jakie motywy sprawcą kierowały. Tym razem autorka osadziła fabułę w znanym sobie doskonale świecie – świecie agentów literackich, wydawców, redaktorów. Jednocześnie stworzyła pomiędzy bohaterami wyrafinowaną i nieoczywistą siatkę powiązań – rozczarowań, zazdrości, talentu, szaleństwa. Mieszkanka okazała się wybuchowa.

Na początku przyszłego roku wychodzi na polskim rynku kolejna część cyklu o detektywie Cormoranie Strike’u. Chwała Bogu, mam nadzieję, że autorka na razie nie planuje rozstania z tym bohaterem, bo spotkania z nim pomagają wyjść z jesiennej chandry.

Moja ocena: 5/6

Robert Galbaith Jedwabnik
Wyd. Dolnośląskie

Wrocław 2014