O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

czwartek, 31 lipca 2014

Stosik i kilka blogowych zapowiedzi

Na sam koniec miesiąca, jako, że nie zdążyłam dziś napisać recenzji (ale jutro będzie!), będzie stosikowo i trochę ogłoszeniowo (luzik, nic poważnego).

Stosik, wydawało mi się, będzie niewielki, ale jednak zebrane w jednym miejscu nowe tomiszcza prezentują się, jak na postanowienie o zmniejszaniu raczej niż zwiększaniu zasobów, okazale. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że żadna z tych książek nie jest przypadkowa, a każdy zakup był przemyślany (te stosiki na blogach zaczynają przypominać nieudane spotkania AA - cześć, jestem Paulina, i w lipcu kupiłam  cztery książki, z czego jedna od lat chciana, jedna potrzebna, jedna przyszłościowa i jedna ulubionego autora, czyli jakbym nie kupiła nic).



1. Na samej górze kolejny Arne Dahl  Wstrząsy wtórne. Trzymam na ten moment, kiedy poczuję wenę, żeby nie zniszczyć sobie przyjemności z obcowania z moimi ulubionymi gliniarzami.
2. i 3. Max Bentow Lalkarka i Anna Jansson Kruchy lód - podarunki od Wydawnictwa Dolnośląskiego. To wydawnictwo jeszcze mnie dotąd nie zawiodło, więc oczekiwania są spore.
4. Sheryl Sandberg Włącz się do gry - książka święci triumfy na Zachodzie, ja jestem na razie w połowie i powiem tylko jedno słowo - PRZEŁOMOWA.
5. Kate Fox Przejrzeć Anglików - na ta pozycję ostrzyłam sobie ząbki od lat, naprawdę od lat. Jeśli coś mnie ciągnie do siebie wciąż po sześciu latach, to chyba warto wydać na to 19 zł? Chwała Taniej Książce na Grodzkiej!
6. Simon Baron-Cohen Teoria zła - może niektórzy z Was pamiętają z zeszłego roku, iż moja praca magisterska poświęcona była problematyce psychopatii. Temat wciąż mnie fascynuje, a ta praca zapowiada się jako skarbnica wiedzy na temat braku empatii. Może to trochę nienormalne, ale z całego stosika właśnie na nią ostrzę sobie ząbki najbardziej.

A teraz trochę ogłoszeń parafialnych

Może nie widać, ale staram się, aby w miarę regularnie coś się tutaj nowego znalazło (piszę, bo ostatnio dostałam publiczny opierniczing od Oisaja tutaj.) Czasem nie mam po prostu siły nic napisać, ale czasem wynika to z braku tematów - dwie książki rozgrzebane, stosik był niedawno, serialu ani filmu ostatnio nie widziałam. Ale na szczęście obecnie mam na tapecie kilka pomysłów, więc na zasadzie trailera informuję, że:
zbliżają się dwie recenzje książkowe
jedna recenzja nieksiążkowa
wpis z nowymi kategoriami Wyzwania Miejskiego
kolejna odsłona Podróży z Książką

czyli będzie się działo. Wyczekujcie :)

A na koniec osobista podjara tygodnia (konkretnie - jedna z dwóch) - trailer trzeciego Hobbita!




niedziela, 27 lipca 2014

Podróż po Europie

Chociaż niektórzy z Was narzekali przy okazji niedawnego posta na wybieranie specjalnych książek na lato, ja jednak zdecydowałam się kontynuować ten trend. Tym razem jednak postanowiłam dobrać tytuły wg innego klucza. Zacznę od tego, iż wiele wskazuje na to, że w to lato jednak nigdzie nie pojadę w sensie fizycznym. Co nie znaczy, że nie mogę się wybrać w dowolne miejsce na ziemi przy pomocy kilkuset kartek papieru, zwanych potocznie książką. Są bowiem książki, które przede wszystkim opowiadają jakąś historię, są takie, w których największy nacisk kładzie się na psychologię postaci czy wątek społeczny, a jeszcze inne tak opowiadają o rozmaitych daniach, że konieczna wydaje się wycieczka do lodówki. I są wreszcie książki, które obok tych powyższych cech mają jeszcze jedną – autentycznie zabierają nas w podróż, daleką lub bliską, odmalowując otoczenie, w którym znaleźli się bohaterowie czy narrator, tak że obraz sam się w naszych umysłach tworzy. I nie powiecie mi, że nie ma książek, które nie robią tego z nami bardziej niż inne.

Jak się już pewnie domyślacie, zapraszam na książkową wycieczkę objazdową dokoła świata. Będzie trochę fikcji literackiej, trochę reportaży, a nawet przewodniki z ambicjami. Na początek południowa Europa:

Włochy – mimo upałów jest to wciąż bardzo popularny cel wycieczek, zwłaszcza wśród spragnionych ciepła Polaków. Jadąc od północy, warto na chwilę chociaż zatrzymać się w Wenecji i dać się po niej oprowadzić zamieszkującej ją Donnie Leon, rozwiązując przy okazji kryminalną zagadkę, jak tu i tu. Następnie wsiadamy do autokaru i jedziemy prosto do Florencji. Tutaj zatrzymamy się na noc w hotelu, mając Pokój z widokiem na jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Spacerując zaś pod ramię z Pierre’em La Mure ulicami miasta, ze szczegółami poznamy nie tylko Prywatne życie Mony Lisy, ale i fascynującą historię Medyceuszy. Trochę czasu warto poświęcić na powolne snucie się po Toskanii – tutaj niezawodny okaże się dobry przewodnik, taki jak Toskania i Umbria.Przewodnik subiektywny. Możemy też rozważyć przeniesienie się w te strony na stałe, jak chociażby Frances Meyes czy Ferenc Mate. No i oczywiście zawsze jest tutaj szansa na płomienny romans ze słonecznikiem w tle – po to się w końcu jedzie na Włoskie wakacje. Dalej jedziemy do Rzymu, i tutaj zapewne zatrzymamy się na dłużej. Już z samego rana recepcjonista zapyta nas Quo vadis? my jednak z tajemniczym uśmiechem udamy się wprost do Watykanu, tam zaś przerazi nas sieć intryg stworzona przez Rodzinę Borgiów. Jednak takie niuanse nie powinny nam zamydlić oczu, gdy wraz z Langdonem oraz Aniołami i demonami będziemy usiłowali uratować świat od zagłady. Stąd już lecimy prościutko na Sycylię. Tutaj też będzie trochę kryminalnie, gdyż nasz tutejszy znajomy, Camillieri, przedstawi nam miejscowego gliniarza – komisarza Montealbano. A ten już zadba nie tylko o nasze brzuchy, ale i wykorzysta nas w swoich śledztwach.

Francja – oczywistym celem wycieczek jest Paryż. Można go zwiedzać na różne sposoby – po amerykańsku, pobierając wraz z Jennifer L. Scott Lekcje madame Chic. Można pouganiać się ze znanym nam już Langdonem za rozwiązaniem Kodu Leonarda da Vinci. Albo podejść do sprawy niezbyt legalnie, korzystając po drodze z Dobrego złodzieja przewodnika po Paryżu. Jeśli wolimy bardziej mroczne klimaty, Victor Hugo zaprowadzi nas do Katedry Marii Panny w Paryżu. Wieczorem warto przejść się do Moulin Rouge, zaś w ciągu dnia sugeruję zwyczajnie zabrać się za Paryż na widelcu. Tak prawdę powiedziawszy – w Paryżu książkowo można spędzić i rok. Ale nie tylko Paryżem Francja stoi. Bo Francja to też małe miasteczka, a w nich magiczna Czekolada. Jest i Prowansja, gdzie ugości nas Peter Mayle. Marcel Pagnol zabierze nas zaś w podróż po Francji, której już nie ma.

Grecja – „Kraj artystów, filozofów… a potem ktoś wynalazł popołudniową drzemkę”. Leniwy charakter tego gorącego miejsca udzieli nam się nawet jeśli za książki Geralda Durrella zabierzemy się w mroczny, deszczowy, sobotni poranek gdzieś między Nową Hutą a Czerwonym Prądnikiem. Opuszczając Korfu, udamy się na poszukiwanie Greckiego skarbu, a przy okazji warto może zapoznać się z historią wojny trojańskiej. Możemy też wybrać spokojniejszy tryb wakacjowania, spocząć na dłużej w Atenach, w samej Jaskini filozofów, gdzie poza wtajemniczeniem w meandry początków filozofii rozwiążemy kolejną zagadkę.

Hiszpania – Czytaj: Barcelona, czyli jedno z moich najukochańszych miejsc na ziemi. Będziemy cieszyć się feerią świateł i braw, póki gdzieś kątem oka nie dostrzeżemy Cienia wiatru, i nie damy się porwać w tajemniczą i niesamowitą pogoń za Cmentarzem Zaginionych Książek. Wchodząc zaś w ciemne mury barcelońskiej katedry, zatrzymajmy się na chwilę przy grobach Władcy Barcelony i jego małżonki, pięknej Almodis z Marchii.  


Kolejne odsłony postaram się zawieszać regularnie do końca kalendarzowych wakacji (czyli gdzieś do końca września). A czeka nas sporo ciekawych miejsc do odwiedzenia, podróżowanie przez półko okazało się naprawdę fascynującą zabawą. Jak Wam się to podoba? A co byście dodali?

niedziela, 20 lipca 2014

Kocham Jacka Dehnela

A raczej kocham książki Jacka Dehnela. Na razie konkretnie jedną książkę. Młodszy księgowy: o książkach, czytaniu i pisaniu to ten typ książek, które lubię czytać najbardziej. Ok., uwielbiam kryminały, współczesne powieści, reportaże i wiele więcej. Ale książki o książkach i czytaniu traktuję szczególnym sentymentem, szczególnie te w których autor opowiada o swoich przeżyciach z literaturą, książkami, czytaniem, regałami i targami książki, dla niebibliofilskiej reszty świata zwanym „całym tym nudziarstwem”. Po Lekturach nadobowiązkowych Szymborskiej, Ex libris Fadiman i Polska mistrzem Polski  Vargi i zapewne co najmniej kilku kiepskich pozycjach zdałam sobie sprawę, że lektury takie należy wybierać bardzo starannie, że takie perełki nie trafiają się często, że temat „książka i czytanie” stał się powoli oklepany i wykorzystywany przez wydawców i autorów jako łatwo sprzedający się towar. Ale kiedy już trafi w moje ręce pozycja z gatunku tych prawdziwych, nie skrojonych dla niezrozumianej przez autora grupy dziwolągów, który tu niby pisze, jak to kocha książki, a potem wraca do domu i opowiada żonie, że zupełnie nie kuma, czym się ci ludzie zachwycają. Bo książki o książkach muszą być pisane przez bibliofilów, wtedy czytelnik od razu, od pierwszej strony, wie: „swój człowiek”. I ja tak właśnie miałam, gdy przeczytałam pierwszą stronę Młodszego księgowego.

Ta książka to zbiór felietonów, które autor opublikował był wcześniej na Wirtualnej Polsce. I tu już zwracam uwagę szanownych czytelników – na WP. Dawniej, to się takie zbiory brały z czasopism, bo ja wiem z czego, a teraz, patrz panie, z Internetów. Czyli w tych Internetach, panie, coś porządnego się jednak może trafić. Bo poza nietypowym trochę  miejscem pierwszych publikacji, felietony te są aż konserwatywnie piękne, poprawne (to o polszczyźnie), napisane przez człowieka wykształconego, człowieka z pasją i człowieka z własnym zdaniem, które potrafi wyrazić, nie obrażając przy tym nikogo (no, może kogoś tak lekutko pstryknie w nos, ale to przeważnie tacy adresaci, co się i tak nie zorientują, że to o nich ta mowa).  Czytając kolejne teksty, nie mogłam wyjść z podziwu, że autor, niewiele ode mnie starszy, może mieć tak szeroką wiedzę, tak wiele w życiu przeczytać, wysłuchać, zobaczyć. I aż mi się autentycznie wstyd siebie samej zrobiło, i szybciutko popędziłam na Wolne Lektury i legalnie ściągnęłam kilka klasyków, które już dawno powinnam była poznać.  Że nie wspomnę o liście innych pozycji, które dzięki Dehnelowi zyskały priorytet w czytaniu (czyli już za dwa, trzy lata…). A jednocześnie czytałam o tym wszystkim, co i mnie, i każdemu z Was, znane jest nie od dziś: jak zmieścić te wszystkie książki, jak wyrzucić książkę, co się stało z czytelnictwem w Polsce,  jaką przyjemność sprawia otwarcie woluminu, o którym się od tak dawna marzyło…

Przyznam się Wam, że pierwszy raz piszę recenzję z obawą. Dostało się bowiem i domorosłym recenzentom od autora, który starannie wylicza przewiny takich jak ja i wielu innych, i wstyd się przyznać, zobaczyłam tam swój utarty schemacik, i faktycznie nie wygląda to dobrze. Zatem mam nadzieję, że autor nigdy na tego bloga nie trafi, ale gdyby jednak trafił, to żeby nie złapał się za głowę i nie zakrzyknął: „czytałaś ty babo tą moją książkę czy tylko blurba z okładki?!” (uczciwie mówię, że nie mam pojęcia, czy ta książka ma blurba, bo czytałam w formie ebooka. Pozwijcie mnie.)

Powiedziałabym Wam, czy polecam, czy nie, ale na to Dehnel też psioczył, więc sobie sami dośpiewajcie.

Jacek Dehnel Młodszy księgowy: o książkach, czytaniu i pisaniu
Wyd. WAB
Warszawa 2013
Ebook: Virtualo


Moja ocena: 6/6

poniedziałek, 14 lipca 2014

Jak żyć, mając mniej

Przyszedł taki czas w moim życiu, kiedy rozglądnęłam się wokół siebie i zakrzyknęłam: Skąd tu tyle rzeczy? No, może nie do końca tak to było, bo jednak doskonale wiem, skąd się wzięły te wszystkie książki, notatki, zeszyty, ubrania, buty i lakiery do paznokci. Szczególnie lakiery do paznokci. I przyszedł taki czas, kiedy te olbrzymie ilości klamotów zgromadzone na moich ośmiu metrach kwadratowych zaczęły mi zwyczajnie przeszkadzać. I nie było to spowodowane jedynie faktem, iż nie miałam jak wcisnąć trzech nowych tomów Śliwki na półkę, jeno przeżycie było bardziej duchowe. Jak to bywa w takich sytuacjach, Internet sam z siebie zawiódł mnie tak gdzie potrzeba: na strony, blogi, videoblogi i książki minimalistów. Tak, dobrze czytacie.

Z tego co widzę, minimalizm w ostatnim czasie staje się czymś niezwykle popularnym. To, co niedawno stanowiło oznakę ekscentryczności, staje się powoli stylem życia, służącym mieszkańcom państw z galopującą konsumpcją do walki z ów zjawiskiem. Bo po prawdzie, nie stać nas już na takie życie – w obrocie nie ma aż tyle pieniędzy, abyśmy wszyscy mogli kupić wszystko, na Ziemi nie ma tyle dóbr naturalnych, by je dalej produkować, ani miejsc na składowanie odpadów, klimat dycha ostatkiem sił a lasy nikną w oczach.

Po drugiej stronie obsesyjnego kupowania znajdziemy skrajny minimalizm – ludzi, którzy za cel postawili sobie życie z tylko setką przedmiotów lub mniej, dziesięcioelementowe garderoby, bojkot wszelkich kart płatniczych, weganizm, a nawet życie z jedną walizką i przenoszenie się stale z miejsca na miejsce. To jednak, co innych czyni szczęśliwymi, dla innych może być jednak zbyt daleko posunięte. Można być minimalistą i nie liczyć przedmiotów które się ma, jedynie być świadomym tego, co się ma i po co, i można powoli zmierzać do minimalizmu, nigdy do niego nie dochodząc (ale pozbywając się niepotrzebnych w domu przedmiotów, pomagając przy tym najuboższym z własnej dzielnicy i odkrywając jednocześnie, że jednak ma się dywan z pokoju gościnnym).

Jak już wiele razy powtarzałam, każde moje nowe zainteresowanie skutkuje poszukiwaniem książki na ten temat. Tym razem padło na malutką Książeczkę minimalisty Leo Babauty. To idealna lektura dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z tym stylem życia, i którzy szukają inspiracji i praktycznych porad jak wcielić minimalizm w swoje życie. Babauta lekko i z humorem dzieli się swoimi doświadczeniami w tym zakresie. Dla mnie niektóre jego rozwiązania są zbyt daleko idące (nie wyobrażam sobie korzystać z komputera bez myszki), jednak szereg jego porad bardzo mi się przydało na mojej drodze do zmniejszenia… wszystkie wokół. Autor nie porusza z resztą tylko kwestii materialnych, ale i pisze na przykład o minimalistycznych finansach (co wcale nie musi oznaczać minimalnego budżetu, wprost przeciwnie) czy minimalistycznym jedzeniu (sami wiecie, ile jedzenia dziennie trafia do śmietników na całym świecie).

Ale przede wszystkim Książeczka minimalisty nastraja czytelnika pozytywnie do życia, w którym największe znaczenie mają rodzina, przyjaciele, zainteresowania, spokój, czyste powietrze i przestrzeń, w której łatwo zgromadzić myśli lub zrelaksować się. Bo nawet jeśli nie chcemy żyć z tylko setką przedmiotów, to i tak każdy z nas wyciśnie z tego stylu życia coś dla siebie.

Moja ocena: 4,5/6

Leo Babauta Książeczka minimalisty
Tłum. Maksymilian Gutowski
Wyd. Złote Myśli

Format ebooka: Ebookpoint

środa, 9 lipca 2014

Kryminał masoński

Wszystko zaczyna się od trupa wiszącego na wieży Eiffla. A raczej na tym kończy…? Bo zaczyna się jednak od dwóch masonów zamordowanych w siedzibie jednej z paryskich lóż w trakcie rytuału. A tak naprawdę zaczyna się to wszystko w roku 1355 od spalenia na stosie człowieka podejrzewanego o czarnoksięskie zdolności. Skomplikowane? Straszne? Jedno i drugie, ale mimo to – fascynujące i trzymające w napięciu do ostatniej strony.

Powieść, określana przez wydawcę jako „kryminał masoński” przerzuca czytelnika płynnie od czternastowiecznej Francji, gdzie niejaki Nicolas Flamel, kopista, zostaje trochę przypadkiem, trochę na własne życzenie wplątany w poszukiwania księgi, gdzie zapisany ma być  sekret wiecznego życia i pozyskiwania złota z innych metali. Ponad sześćset lat później Antoine Marcas, paryski policjant i mason w jednej osobie, prowadzi prywatne śledztwo mające ujawnić zabójcę jego przyjaciela z loży oraz młodego kandydata. Wiele wskazuje na to, że należy go szukać również wśród wolnomularzy. Nie wie natomiast, że podczas poszukiwań, które z Paryża zabiorą nas aż do Nowego Jorku, będzie nieustannie śledzony przez członka tajemniczej grupy Aurora, której zadaniem jest nieustanne monitorowanie rynku złota na świecie. Z czasem wątki te połączą się w jedną całość, sekrety ujrzą światło dzienne, a my wraz z bohaterami powieści znajdziemy się na Polach Marsowych i…

Gdyby trzeba było określić ten kryminał krótko i zwięźle, powiedziałabym, że jest to połączenie Kodu Leonadra da Vinci Browna w mocno ambitniejszym wydaniu, z cyklem Królowie przeklęci Maurice’a Druona. O ambitniejszym charakterze świadczy nie tylko fakt, iż jeden z autorów jest dziennikarzem śledczym, ale przede wszystkim to, że drugi z nich jest masonem. Stąd zamiast powielania starych schematów i bzdurnych legend czytelnik ma szansę dowiedzieć się co nieco o współczesnym wolnomularstwie, o historii tego ruchu, o jego organizacji i o tym, skąd wzięły się niektóre mity, którymi przez wieki obrośli masoni. Oczywiście, dla celów rozrywkowych niektóre legendy znajdują odzwierciedlenie w fabule, jednak na końcu powieści znajduje się aneks, a w nim wyjaśnienie pochodzenia masońskich elementów w historii budowy wieży Eiffla, Statuy Wolności, co nieco o samym Nicolasie Flamelu i wolnomularstwie. Tak że poza rozrywką jest i trochę rzetelnej wiedzy z pierwszej ręki.

Kiedyś bardzo chętnie sięgałam po takie masońsko-templariuszowskie tematy, jednak zmęczenie materiału spowodowało, że przez ostatnie lata unikałam takiej literatury. Stąd też moje obawy przed sięgnięciem po tą powieść, cieszę się jednak, że znalazłam odwagę na wyjście z kokona przyzwyczajeń. Bo miałam prawdziwą frajdę w trakcie czytania Brata krwi. Już dawno nie miałam w rękach kryminału, gdzie fabuła pędziłaby tak zawrotnie i nawet po wyjściu poza ramy prawdopodobieństwa dalej nie pozwalała się odłożyć na później. Jedyne, co mi się nie do końca podobało, to powielony schemat głównego bohatera – gliniarz w średnim wieku, rozwiedziony, usilnie próbujący utrzymać dobre relacje z synem. Takich panów w literaturze, zwłaszcza kryminalnej, mamy już wielu. Jednak to dla mnie niuans, który na pewno nie powstrzyma mnie przed sięgnięciem po poprzedni tom cyklu (tak, to też jest cykl) – Rytuał ciemności. Jeśli lubicie takie tajemnicze, trochę szalone śledztwa, do szczerze zachęcam do lektury.

Moja ocena: 5/6

Eric Giacometti, Jacques Ravenne Brat krwi
Tłum. Bożena Sęk
Wyd. Książnica
Poznań 2014


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawcy.

sobota, 5 lipca 2014

Być jako Coco

Nieco czego innego spodziewałam się po książce Księga stylu Coco Chanel Karen Karbo, jednak zamiast rozczarowania spotkało mnie bardzo przyjemne zaskoczenie. Przypuszczałam bowiem, że będzie to raczej pozycja w stylu Lekcji madame Chic Jennifer L. Scott – poradnikowo-life-stylowa, tymczasem Karbo w przeuroczy, lekki, zabawny i roztrzepany opisała biografię królowej mody – samej Coco. A jak zapewnie pamiętacie, niedawno zaczęłam się rozglądać właśnie za pozycją o tej postaci. Jak widać, książki czasem zaskakują nas i wpadają nam w ręce w najbardziej odpowiednim momencie.

Gabrielle Chanel, szerszej publiczności znana jako Coco, jak wielu sławnych miała ciężkie życie. Autorka wprowadza nas w żywot projektantki, poczynając od dnia urodzin, poprzez młodość, pierwsze romanse, pierwsze znajomości, pierwszy sklep, pierwsze perfumy… Bo głównym przesłaniem książki jest pokazanie, że Coco szereg rzeczy zrobiła pierwsza, i że często było to kłamstwo stworzone przez samą Coco, ale cóż, historię piszą zwycięzcy. Księga stylu nie jest jednak monotonną, ani nawet kanoniczną biografią – wydarzenia z wczesnego dzieciństwa przeplatają się z późniejszymi etapami życia Coco, ujawniając, gdzie swój początek miały nieraz najbardziej kontrowersyjne w owych czasach pomysły. W charakterze przykładów cech charakteru królowej mody Karbo umieszcza anegdoty, powiedzonka i epizody z życia Chanel, takie jak historia powstania najlepiej się sprzedających perfum świata – Chanel No 5, najsłynniejszej torebki – 2.55, czy romans z nazistą, za który projektantka została skazana na ostracyzm społeczny i niemal na karę więzienia.

Bo głównie jest to opowieść o tym, jaka Coco była, i jakie jej cechy doprowadziły ją do sukcesu. A co za tym idzie, co warto, oprócz żakietu, mieć z Coco, aby być jak Coco – przebojową, wyjątkową, pewną siebie kobietą z klasą. Zamiast podzielić książkę na tradycyjne rozdziały: Dzieciństwo, Młodość, Starość, Karen Karbo pogrupowała fakty i swoje obserwacje w  grupy zatytułowane np. O Stylu, O Życiu Chwilą, O Byciu Nieustraszoną. Czyli po trosze jednak spełniła moje pierwotne oczekiwania – jest to poradnik, tyle, że pisany przez Coco. I chociaż samą postać naprawdę trudno byłoby mi polubić, gdybym spotkała ją osobiście, to jednak z chęcią wykorzystam jej rady, gdyż niewiele jest w historii kobiet tak charyzmatycznych, a tylko jedna samym nazwiskiem definiuje klasę i styl.

Księga stylu Coco Chanel ląduje na półce tu obok Lekcji madame Chic. Obie są lekkie, zabawne, przesiąknięte stylem i bardzo inspirujące, dlatego mam nadzieję, że więcej takich pozycji zacznie się pojawiać na naszym rynku wydawniczym. Zdecydowanie polecam!

Moja ocena: 5/6

Księga stylu Coco Chanel Karen Karbo
Tłum. Joanna Dziubińska
Wyd. Literackie
Kraków 2014

Książka przeczytana w ramach Wyzwania Miejskiego (Paryż)



czwartek, 3 lipca 2014

Miejskie czytanie - co dalej

Na razie podsumowanie czerwca -w tym miesiącu w grę wchodził Paryż oraz polskie, miejskie kryminały. W Wyzwaniu wzięły udział cztery osoby, w tym ja (czego może nie było widać na blogu). A były to:

1. magdalenardo - Agnieszka Turzyniecka "Inspektor Kres i zaginiona" - Piotrków Trybunalski

2. Maniaczytania - Maurice Druon "Trucizna królewska" - Paryż

3. anetapzn - Piotr Rozmus "Bestia" - Szczecin i Szczecinek

Ja zaś przeczytałam "Księgę stylu Coco Chanel" Karen Karbo, a obecnie kończę "Brata Krwi" Erica Giacomettiego i Jacquesa Ravenne'a - obie dotyczą mniej lub bardziej Paryża i obie polecam; recenzje już wkrótce.

Na kolejny miesiąc proponuję jedną, ale za to pojemną kategorię - miasta Azji. tego jeszcze tutaj nie było, co nie? W grę wchodzi każde większe miasto na kontynencie: Tokio, Pekin, New Delhi, Teheran...
A po co można sięgnąć w lipcu?
Marcin Bruczkowski "Bezsenność w Tokio"
Haruki Murakami "1Q84"
Kazuo Ishiguro "Pejzaż z kolorze sepii"
Majgull Axelsson "Daleko od Niflheimu"
Linda Holeman "Ptaszyna"
Tash Aw "Pięć okien z widokiem na Szanghaj"
Eric Emmanuel Schmitt "Zapasy z życiem"
Azar Nafisi "Czytając <Lolitę> w Teheranie"


Na koniec przypomnienie zasad Wyzwania:
1. Wyzwanie trwa od 1 stycznia 2014 do 31 grudnia 2014. Bardzo możliwe, że trwać też będzie po tej dacie.
2. Wyzwanie polega na przeczytaniu chociaż jednej książki w jednej z dwóch kategorii, jakie pojawiać się będą co miesiąc. Można oczywiście więcej o jednym mieście, można po jednej do każdego wspomnianego miasta. Można też nie czytać żadnej - to ma być zabawa :). Przyjmuję bardzo szeroką argumentację, dlaczego dana książka wpisuje się w Wyzwanie :).
3. Kategorie wybieram ja, ale zachęcam do wolnych wniosków w tym zakresie w komentarzach. Co miesiąc pojawiają się nowe miasta do "obczytania".
4. Nie ma obowiązku pisania recenzji, wystarczy podać tytuł i autora, chociaż oczywiście recenzja i link mile widziane.
5. Nie trzeba mieć bloga, by brać udział w wyzwaniu.
6. Linki lub tytuły przeczytanych książek podajemy do końca miesiąca w komentarzu pod postem podsumowującym poprzednią edycję, czyli w tym przypadku pod tym :)

Zapraszam do zabawy!