Jak zapewne widać,
bardzo rzadko zdarza mi się publikować na tym blogu, jednak od
czasu do czasu trafiam na pozycję, o której mimo braku czasu i
ogólnych trudności z komponowaniem wewnętrznie spójnego tekstu,
muszę napisać. Są to albo książki tak złe, że aż mnie boli
moja czytelnicza dusza, albo tak zaskakująco dobre, iż koniecznie
muszę obwieścić światu, jakie to było fajne. Nawet jeśli reszta
świata już dobrze o tym wie, a ja wpadam spóźniona na imprezę na
cześć. Dziś przeganiam mój wtórny analfabetyzm by opowiedzieć o
wrażeniach z lektury Tajemniczej śmierci Marianny Biel autorstwa
Marty Matyszczak.
Pozycja
ta była na mojej liście „do przeczytania” już od chwili
premiery, i przyszedł taki moment, że najbardziej na świecie
potrzebowałam lekkiego kryminału, który nie miałby tysiąca
stron. Tak na marginesie, zauważyliście, iż ostatnio publikuje się
coraz więcej bardzo grubych książek każdego gatunku, a coraz
trudniej znaleźć coś wartościowego poniżej 400 stron? Na
szczęście wpadła mi w oko Tajemnicza śmierć i
teraz wiem, że mam przed sobą jeszcze co najmniej trzy łatwe
wybory kolejnej „krótkiej” lektury.
Trudno
powiedzieć, kto jest w tej książce głównym bohaterem: czy były
policjant Szymon Soliński, czy przygarnięty przez niego ze
schroniska niezwykle elokwentny parówkowy skrytożerca Gucio, czy
też może typowy budynek mieszkalny na Śląsku zwany familokiem,
zamieszkany przez zgraję indywiduów. Soliński liże rany po tym,
jak jego życie legło w gruzach, Gucio liże wszystko co
potencjalnie da się zjeść, a familok prezentuje trupa pod postacią
Marianny Biel. Wiele wskazuje na to, iż trup nie był opuścił tego
łez padołu w sposób powszechnie uznawany za naturalny. Szymon wraz
ze znajomą dziennikarką Różą oraz obrotnym kundelkiem
rozpoczynają własne śledztwo, które oprócz mordercy odkryje też
wszystkie brudy, które kryją się za fasadą śląskiego domostwa.
Nie
sposób wymienić wszystkich elementów, które świadczą o
wyjątkowości tej pozycji. Bohaterowie są realistyczni, ludzcy,
niepozbawieni wad i jednocześnie dający się lubić. Nie ma tu
kolejnego podstarzałego detektywa po rozwodzie. Gucio jest
osobnikiem tak uroczym i zabawnym, a jednocześnie sarkastycznym i
pomysłowym, że wprost nie można go nie pokochać już od pierwszej
chwili. Autorka poświęca zresztą pieskiemu życiu w schronisku
sporo uwagi, bez pietyzmu i wywoływania poczucia winy, ale z
mądrością i humorem. W całej powieści tu i tak pojawiają się
zresztą komentarze do sytuacji społeczno-politycznych, które są
jak czterolistne koniczynki – nie czynią różnicy w krajobrazie
ale człowiek się cieszy kiedy na nie natrafi. I po tych
komentarzach mogę poznać, że chyba bym się mogła z autorką
zaprzyjaźnić – nadajemy na tych samych falach. Jest też tutaj
sporo humorystycznych akcentów, takich do lekkiego uśmiechu i
takich do głośnych wybuchów rechotu (winda mówiąca po ślunsku
to był absolutny hit!).
Lata
temu ogłosiłam wyzwanie Miejsce Czytanie, które miało zachęcać
do odwiedzania polskich miast poprzez książki, i chociaż wyzwanie
umarło i zostało pogrzebane, to sam koncept jest mi wciąż bliski.
Teraz z radością dołączam do moich miejskich podróży ten
chorzowski kryminał, i planuję ponowne spotkanie z Guciem i jego
właścicielem.
Moja
ocena: 5/6 (punkt odjęty za kilka drobiazgów nad którymi
zboczenie zawodowe nie pozwala mi przejść obojętnie; ogólnie za
styl, bohaterów i fabułę dałabym 6 z plusem).
Marta
Matyszczak Tajemnicza śmierć Marianny Biel
Wyd.
Dolnośląskie
Poznań
2017