O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 10 listopada 2012

Z czym do samolotu?



W obliczu wyjazdu praktycznie każdy człowiek staje przed jakimiś dylematami. Poczynając od tych najistotniejszych – czy w ogóle wyjeżdżać, gdzie jechać, z kim i na jak długo. Potem przychodzi czas na problemy bardziej przyziemne – ile to będzie kosztowało, ile par spodni zabrać, czy będzie mi potrzebny  zestaw do nurkowania czy raczej własny płyn do mycia naczyń? Dochodzą do tego jeszcze konflikty egzystencjalne – czy tam dają kontynentalne śniadanie?

A ja mam problem z wyborem wyjazdowej lektury.

Do napisania tego okołoksiążkowego posta natchnął mnie najbliższy wyjazd – otóż za kilka godzin, moi drodzy, wsiadam do latającego wehikułu i wyfruwam z grodu Kraka do mojego wymarzonego Sztokholmu. Normalni ludzie w listopadzie lecą do Egiptu, ja wybrałam zgoła inny kierunek: biegun północny, przedsionek lodowego piekła. I zamiast martwić się o to, gdzie upchnę dodatkowy sweter, ja od tygodnia nie śpię po nocach usiłując dobrać odpowiednią książkę.
Co wybrać??????


Moja książka na wyjazd powinna być:
1.       Przede wszystkim ciekawa – najlepiej sprawdzony już autor, albo kolejny tom ulubionej serii. Nie ma sensu targać na drugi koniec świata czegoś, co porzucę po dwudziestu stronach. Zwłaszcza, jeśli akurat będę gdzieś nad Bałtykiem, gdzie możliwość dorwania innej książki jest okrojona.
2.       Lekka – prozaiczne powody to wymogi linii lotniczych. Dlatego na pokład można wziąć jedną, czasem dwie książki. Jeśli w dodatku jedzie się tylko z bagażem podręcznym, problem urasta do rozmiarów smoka.
3.       Raczej nie zbyt gruba – powody te same co powyżej, grube książki zajmują miejsce i trudno je czasem wepchnąć między inne bety.
4.       Ostrożnie z tytułami – zwłaszcza, gdy leci się samolotem, należy zadbać o to, aby współpasażerowie nie odczuli dyskomfortu, a pilot nie postanowił lądować awaryjnie, by oddać nas w ręce odpowiednich służb. Dlatego „Psychopaci są wśród nas” raczej zostanie w domu.
5.       Warto unikać bestsellerów. Każdemu wydaje się, że jest uprawniony do dyskutowania na głos na temat Paulo Coelho, Stephanie Meyer czy ostatnio – E. L. James. A nie ma nic bardziej zatruwającego lekturę, niż takie gadanie nad głową. A nie daj Boże ktoś postanowi gadać DO NAS.
6.       Kluczowym problemem jest dobór gatunku – czy lepiej coś lekkiego, wakacyjnego (istnieje obawa, że skończymy ją jednego wieczora) czy raczej coś ambitniejszego (istnieje obawa, że utkniemy na początku i nie będziemy mieli co czytać przez resztę pobytu).
7.       Ważna jest też narodowość – np. teraz lecę do Szwecji – czy zabrać ze sobą skandynawski kryminał? Czy będzie to ciekawe doznanie estetyczne, czy też będzie wskazywało, że lecę tam gdzie lecę, tylko dlatego, że lubię skandynawskie kryminały? (nie mówię, że tak nie jest, ale po co wszyscy mają wiedzieć?). Z drugiej strony raczej trudno mi się będzie wczuć w atmosferę powieści hiszpańskiej czy japońskiej, gdy za oknem widać będzie ponury Sztokholm. Amerykanie i Anglicy wydają się neutralni, aż za neutralni. Istnieje pokusa czytania naszych rodzimych wielkich nazwisk, jak Kapuściński czy Lem - niech widzą, że potrafimy w oryginale! ;)

A jak wy wybieracie swoje wyjazdowe książki? Też kierujecie się powyższymi zasadami, czy macie jakieś własne?

PS Powyższe dylematy powstały dlatego, że jadę na 3 dni z jedną, dziesięciokilogramową torbą na intensywne zwiedzanie. Dlatego jedna książka powinna mi wystarczyć. W innych przypadkach po prostu pakuję ile fabryka dała – wszystkiego po trochu.

Pozdrawiam was serdecznie i do zobaczenia za kilka dni!

http://sztokholm.miasta.org/zdjecie,9.html

piątek, 9 listopada 2012

Babciowy kryminał

Starsza pani wnika została już na odwiedzanych przez mnie blogach zrecenzowana nie raz. Większość tych recenzji (wszystkie?) były pozytywne i zachęcające do lektury. Jednak wyobrażałam sobie tą powieść jako dowcipny, lekki kryminał z przymrużeniem oka, coś w stylu panny Marple. Dlatego ta lektura mocno mnie zaskoczyła.


Jest to kryminał w którym główna rolę odgrywają starsze panie. Babcie. Zwane też przez niektórych staruchami. Naczelną babcią powieści i jej główną bohaterką jest Halina, emerytka, mieszkająca ze swym dwudziestodziewięcioletnim, niesamodzielnym wnukiem Jarkiem. Babcia Halina nie jest typową babcią, jako, że studiowała na AWFie, codziennie uprawia nordic walking, nie chodzi do kościoła, nie odmładza się na siłę kosmetykami, za to stara się jak najbardziej nadążyć na współczesnością uczy się obsługi komputera, ubiera się na sportowo, wraz z przyjaciółką Dzidką tworzy listę wyrażeń zakazanych – na czele z „za moich czasów” i „dawniej bywało lepiej” i wariacje na temat. Drugim ważnym bohaterem jest Jarek, dorosły ale niedojrzały mężczyzna, który nie potrafi utrzymać się w żadnej pracy. Poznajemy go, kiedy postanawia założyć… agencję detektywistyczną. Przypadkowo otrzymuje swoje pierwsze zlecenie i rozpoczyna śledztwo. W tajemnicy przed wnukiem angażuje się w nie również Halina, w obawie, że wnuk nie poradzi sobie z wyzwaniem. Każde na własną rękę spróbuje rozwiązać zagadkę zaginionego obrazu i śmierci jego złodzieja, po drodze wikłając się coraz bardziej w kryminalne historie Warszawy.

Autorka wplotła w powieść masę wątków, niektóre towarzyszą nam od samego początku, kolejne dochodzą w trakcie lektury, toteż przez większą część powieści czytelnik ma wrażenie, że zamiast rozwiązywać zagadki, Halina i Jaro odkrywają kolejne. Obok obrazu i morderstwa pojawia się zatem również zaginiona staruszka, morderca kotów, wątki romansowe i przestępczość, co by nie powiedzieć, internetowa. Jednak w pewnej chwili Fryczkowska odchodzi od zawartości kryminalnej powieści i wplata w nią drugie tyle wątków psychologicznych i obyczajowych. Porusza tematy ważne, które rzadko pojawiają się w literaturze – problem starzenia się i postrzegania starszych ludzi przez społeczeństwo, wnuków żyjących na garnuszku babć-emerytek, konflikt matki z córką, miłości między staruszkami, Uniwersytet Trzeciego Wieku… W pewnej chwili miałam wrażenie, że tych wątków jest aż za dużo, jednak autorka wprawnie i ciekawie je połączyła, od pewnego momentu wszystkie te nitki powoli splatają się w jedną całość, ukazując przerażającą prawdę.

Jest to powieść dojmująco wręcz smutna. I to mnie zaskoczyło, bowiem, jak pisałam, spodziewałam się lekkiej, humorystycznej opowiastki. Tymczasem książka obok zagadki kryminalnej na poważnie rozprawia się z kwestią starości niczym rasowa powieść psychologiczna. Autorka nie prześlizguje się pobieżnie po temacie, nie daje też łatwych odpowiedzi. Przez książkę przewija się masa bohaterów, każdy z nich jest finezyjnie skonstruowany – jeśli szukacie stereotypowych postaci, to nie tutaj! Tu każda postać ma drugie dno, swoje przeżycia, swoje przemyślenia, co sprawia, że do samego końca nie możemy wydać jednoznacznego werdyktu, to jest dobry a kto zły. Jednak ta masa bohaterów chwilami zaciemnia obraz.

Nie polubiłam żadnego z bohaterów powieści. Może dlatego, że są zbyt prawdziwe – choć nie są to postacie archetypiczne, to jednak dojmująco prawdziwe – każdą z nich jesteśmy sobie w stanie wyobrazić w prawdziwym życiu. Każda z tych osób ma mnóstwo wad, które czynią ich realistycznymi, ale jednocześnie uniemożliwia polubienie którejkolwiek – bo i Halina, nie dająca swemu wnukowi żadnej możliwości samorozwoju, i użalająca się nad sobą Ilona, i bezbarwna, ekspansywna Kamila, i upierdliwy, stetryczały Henryk, i niesamodzielny Jaro – oni wszyscy znani nam są skąd inąd.

Autorka żongluje też gatunkami i konwencjami –kryminał zmienia się w powieść obyczajową, wtem w powieść psychologiczną, powoli przeistacza się w thriller, by otrzeć się o horror, musnąć komedię, poruszyć kwestie społeczne i na koniec brawurowo powrócić do iście kryminalnego rozwiązania.

Bohaterowie, wątki, tajemnice, konwencje – to wszystko mieni się jak w kalejdoskopie, dostarczając świetnej rozrywki ale i ciekawych przemyśleń. Chwilami wciska w fotel, chwilami bawi, chwilami zasmuca. Dlatego mogę ją w spokoju sumienia polecić wszystkim – każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Moja ocena: 4,5/6

Anna Fryczkowska Starsza pani wnika
Wyd. Prószyński i S-ka
Warszawa 2012-11-08

PS Coraz dłuższe mi te recenzje wychodzą, nie bardzo wiem dlaczego…

czwartek, 8 listopada 2012

Liebster blog!

Właśnie dostałam od dwóch zaprzyjaźnionych blogerek zaproszenie do nowej zabawy. Istotą zabawy jest liczba 11 – należy odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez osoby nominujące, zadać własne 11 pytać kolejnym 11 blogerom. Nominacja jest przyznawana za tzw. „Dobrą robotę”, a ma na celu rozpropagowanie znanych nam blogów, które lubimy odwiedzać, i chcemy, aby inni tez je poznali.

Zostałam nominowana przez Tikichomiktaki, która zadała pytania:
1.       Twój nick - wyjaśnij dlaczego taki, a nie inny. Skąd się wziął i z czym jest związany?
Prozaiczna historia – w gimnazjum oglądałam serial „Bez śladu”, a imiona i nazwiska bohaterek używałam zamiennie jako nicki w Internecie. Na jednym z forów Vivian już była, więc skróciłam do Viv i jakoś tak przylgnęło to do mnie na lata.
2. Jaką książkę polskiego autora mógłbyś polecić innym czytelnikom?
Ostatnio przeczytałam „Starsza pani wnika” Anny Fryczkowskiej i to bardzo chętnie bym poleciła – bardzo nowatorska powieść dotykająca ciekawych, trudnych, a rzadko w książkach poruszanych tematów, poruszająca się w dodatku płynnie w kilku różnych konwencjach.
3. Co sądzisz na temat formy literackiej jaką są opowiadania?
Szanuję, ale nie przepadam J.
4. Gdzie najchętniej czytasz?
Wszędzie, ale naj, naj, najchętniej w łóżku.
5. Czy posiadasz w zanadrzu jakąś anegdotę związaną z książką?
Wiele, głównie z terenów księgarni – np. z jedną koleżanką, również bibliofilką, często łazimy po księgarniach, a kupujemy gdy coś zwróci szczególnie naszą uwagę, mówimy wtedy, że „woła” z półki. Toteż kiedyś stoję przed regałem w pustym Martasie, koleżanka podchodzi i pyta „Co tam?” a ja na to „Nic do mnie nie woła”. Traf chciał, że akurat obok mnie stał sprzedawca – jego mina – bezcenna. :D
6. Jeśli miał(a)byś wskazać książkę z najbardziej zaskakującym zakończeniem, co to by była za książka?
„Harry Potter i Książę Półkrwi” – w pozostałych częściach mniej więcej się domyślałam, jak się to może skończyć, a tutaj zakończenie było tak niewyobrażalne, że wpadłam w niezłe osłupienie.
7. Jaka jest Twoja ulubiona postać literacka i dlaczego?
Severus Snape – po prostu jest genialny! Zasługuje na własna książkę!
8. Czy posiadasz jakieś marzenie związane z książkami? Jeśli tak, to jakie?
Zgromadzić całą serię Harrego Pottera w angielskiej wersji językowej… Robię się monotonna. Sama chciałabym kiedyś napisać książkę.
9. Wybierz książkę, w której realiach chciałbyś żyć i napisz dlaczego?
Yyyyy, patrz odpowiedzi powyżej ;) Trudno uzasadnić w jednym zdaniu – magia powieści Rowling dziś oddziałuje na mnie tak samo jak lata temu, kiedy dopiero poznawałam ten świat.
10. Powiąż dowolną książkę z pasującym wg Ciebie do niej utworem muzycznym. Jaka to książka i jaki utwór?
Chyba nie mam na tyle wyobraźni – lubię książki i lubię muzykę, że powiązać tego nie potrafię.
11. AudioBook, eBook, czy po prostu Book?
Po prostu Book!

Z kolei Barwinka zapada mi następujące pytania:

1.       Co najbardziej cenisz w życiu?
Sam fakt, że żyję.
2. Książki jakiego gatunku sprawiają Ci najwięcej przyjemności?
Kryminały. Konkretne książki z działu fantastyka (patrz: góra)
3. Gdzie chciałabyś pracować? W jakim kierunku chciałabyś się rozwijać - osobiście i zawodowo, gdyby na przeszkodzie nie stały zarobki i brak rozwoju.
W sądzie lub prokuraturze. Cały czas rozwijam się w takim kierunku, w jakim chcę, nic bym w tym zakresie nie zmieniła, no chyba, że dałoby się rozszerzyć dobę, wtedy miałabym więcej czasu na języki obce.
4. Którego pisarza cenisz najbardziej i za co?
Cenię wielu: panie  Rowling  i Canavan za cudowne światy, które stworzyły, i w których mogę się skryć, gdy mi źle. Panów Tolkiena, Sapkowskiego i Lewisa za magię, towarzysząca mi, gdy dorastałam.  Arne Dahla za jego niezwykłe kryminały, Agathę Christie za to, że opublikowała taką masę książek, że starczy mi jeszcze na kilka lat. Panią Białołęcką za poczucie humoru.  Jane Austen za zdrowy rozsądek. Pana Mazana za olbrzymią wiedze o Krakowie, i za miłość do tego miasta. Oscara Wilde za uniwersalne prawdy zawarte w jego dziełach. Długo by jeszcze wymieniać.
5. Nie możesz żyć bez?
Książek? Tak, bez książek. I herbaty.
6. Pomogłabyś swojemu największemu wrogowi w ciężkiej sytuacji?
Tak, ale łatwo by mi to nie przyszło.
7. Trzy ulubione zapachy (niekoniecznie perfum):
Zapach nowej książki wydrukowanej na białym papierze. Zapach herbaty. Zapach jedzenia, gdy jestem głodna – cokolwiek na bazie duszonej cebulki.
8. Jakie wspomnienie z dzieciństwa najbardziej cenisz i za co?
Spędzałam bardzo fajne wakacje w Piwnicznej – było tam wiele dzieci w moim wieku, rzeka, las, poziomki i tanie lody. Dwa tygodnie nieprzerwanej zabawy, a wieczorami tylko świerszcze w trzcinie brzmiały w okolicy.
9. Jesteś rannym ptaszkiem, czy nocnym markiem?
Zdecydowanie nocnym markiem, rano co najwyżej zachowuję się, jakbym była ranna.
10. Jakie masz hobby poza książkami i czytaniem?
Blogowanie, haftowanie (w sensie – igłą ;)) Kocham też podróżować.
11. Jakie cechy charakteru powinna być Twoja idealna druga połówka? 
Stanowczość, własne zdanie, marzenia i pragnienie ich realizacji, niezależność, odpowiedzialność za swoje czyny, własne hobby – nie znoszę rozmemłanych osób, którym musisz ciągle mówić co mają robić, i w związku z tym ciągle za tobą łażą, bo nie mają własnego życia.

Dobra, teraz kolej na moje pytania:
1.       Jaka była twoja pierwsza, przeczytana samodzielnie książka?
2.       Chuchasz, dmuchasz na książki czy nie przejmujesz się i zaginasz rogi, zakreślasz?
3.       Przeczytałaś (łeś) kiedyś szeroko pojętego gniota, który mimo to ci się podobał?
4.       Co cię skłoniło do założenia bloga?
5.       Skąd wzięła się nazwa twojego bloga?
6.       W jakie miejsce zapragnęłaś (zapragnąłeś) pojechać po tym, jak przeczytałaś (łeś) o nim  w książce?
7.       Jaką książkę szczególnie chciałabyś (chciałbyś) polecić, podsunąć swoim dzieciom?
8.       Lubisz się spotykać z ludźmi zafiksowanymi na książkach, czy wolisz samotnie się realizować w tym zakresie?
9.       Chichrałaś (chichrałeś) się kiedyś na głos w środkach transportu publicznego, czytając książkę?
10.   W szkole byłaś (byłeś) outsiderem, siedzącym w kącie z książką, czy duszą towarzystwa, a książki były zarezerwowane na przebywanie w domu? A może w szkole nie czytałaś (łeś)?
11.   Kontynuację jakiej książki chciałabyś (chciałbyś) przeczytać?

Do zabawy zapraszam blogi:
http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/
http://natanna-mojezaczytanie.blogspot.com/
http://wwygodnymfotelu.blogspot.com/
http://krimifantamania.blogspot.com/
http://czas-odnaleziony.blogspot.com/
http://achyochyzksiazka.blogspot.com/
http://z-ksiazka-przez-swiat.blogspot.com/
http://knigiszarikowa.blogspot.com/
http://tramwajnr4.blog.pl/
http://wspolnabiblioteczka.blogspot.com/
http://koczowniczkablog.blogspot.com/


wtorek, 6 listopada 2012

Mikołaj przybył wcześniej tego roku...

Dzisiaj krótki post opowiadający piękną historię o ludzkiej bezinteresowności. Otóż, dosłownie przed chwilą, pukanie do drzwi odwołało mnie od komputera. Na progu stał listonosz i wręczył mi spory pakunek, mówiąc, że nie zmieściło się do skrzynki. Napis na kopercie - "Mikołaj Bnetkowicz" - przypomniał mi o akcji urządzanej od lat na Biblionetce - Biblionetkołaj. Użytkownicy portalu znajdują w schowkach innych osób książki, które te osoby poszukują, i, zwykle anonimowo, jak w moim przypadku, wysyłają te książki. Bez niczego w zamian, bez podpisu, sami z siebie - bo chcą.

I właśnie w ramach tej akcji po raz pierwszy w tym roku zostałam obdarowana taką oto pozycją:





Strasznie chciałam przeczytać ta książkę już od dawna, teraz będzie to możliwe dzięki pewnej Dobrej Duszy z Pasłęka. Naprawdę nie wiem, skąd wiedziałeś, św. Mikołaju, że akurat ta książka ze schowka sprawi mi największą radość? Należy tu tylko przywołać tytuł jednego z ostatnich postów - Magia, magia wszędzie!

Czyż takie akcje nie przywracają wiary w ludzkość? Czy nie chce się żyć w takim świecie?

Muszę dziś dokonać ponownego przeglądu sił i znaleźć idealny prezent dla kolejnej duszy - jeśli ktoś będzie się cieszył dzięki mnie podobnie, jak ja dzięki dzisiejszej niespodziance, lub chociaż w połowie tak jak ja dziś, to zapewniam was - było warto!

Zostawiam was z tą notką do przemyślenia, a ja lecę nieść Eksperymentalny Sygnał Dobra dalej!

sobota, 3 listopada 2012

Cmentarzysko Zapomnianych Pomysłów



Więzień nieba to jedna z najbardziej oczekiwanych przeze mnie książek tego roku (co nie przeszkadzało jej odleżeć swoich kilku miesięcy na półce ;)) i chyba, mimo niezłej końcowej oceny, największe rozczarowanie tego roku.

Jest to trzeci tom cyklu Cmentarz Zapomnianych Książek. Cykl zainicjował lata temu Cień wiatru, opowiadający o przygodach młodego pracownika księgarni – Daniela Sempere – próbach uratowania od zapomnienia pewnej książki i jednocześnie wysiłkach zdobycia serca ukochanej dziewczyny. Były to czasy P. B. – przed blogami, toteż kupiłam ją zupełnie w ciemno, a była jak na owe czasy strasznie droga (39,90 zł za powieść nieznanego autora to wtedy był majątek!). I pamiętam, że przepadłam z kretesem. Kilka lat później wyszła Gra Anioła, która bardzo luźno była powiązana z Cieniem, a której główny bohater jest David Martin, który otrzymuje zadanie napisania powieści, i który również uwikłany zostaje nie tylko w książkową intrygę i miłosną historię. I ta powieść również mnie zachwyciła. Dlatego po Więźniu nieba spodziewałam się podobnych fajerwerków.

W trzecim tomie cyklu na scenie spotykają się bohaterowie dwóch poprzednich – palmę pierwszeństwa otrzyma ponownie Daniel Sempere, już stateczny mąż i ojciec. Ponownie spotkamy również jego ojca, pana Sempere, właściciela księgarni, Fermina Romero de Torres, Beę, Davida Matina, Isabelę, oraz, oczywiście, smętnego strażnika Cmentarzyska Zapomnianych Książek, Isaaka Montforta. I właściwie – to tyle. Bo powieść ta prawie zupełnie pozbawiona jest fabuły. Chyba, że ja jej nie zauważyłam.

Więzień nieba zaczyna się czasowo dwa lata po wydarzeniach opisanych w Cieniu wiatru, by następnie cofnąć się w czasy po Grze anioła, ponownie wrócić do Cienia wiatru, by na końcu książki Więzień nieba wypłynęła powieść Gra anioła. Czyli mamy coś w stylu powieściowej incepcji – książka w książce o książce. I niby sporo się dzieje, niby pojawiają się kolejne postaci, niby wypływają kolejne wątki, które jednak nie łączą się w jedną całość, a po kolei, same z siebie, rozwiązują się w różnych dziwnych miejscach, i wydają się zupełnie bez znaczenia dla całej książki. Niby wyjaśniają się tajemnice sprzed lat, ale te tajemnice ją przez autora tworzone już na potrzeby ostatniej powieści. Niektóre wątki w ogóle nie doczekają się rozwinięcia, pewni bohaterowie pojawiają się nawet na końcu powieści i w sumie niewiele z tego wynika. Kończąc czytanie Więźnia nieba miałam wrażenie, że autor nie tyle napisał kolejną cześć cyklu, ile preludium do następnej części. Na końcu wyraźnie wskazuje, że zabawa dopiero się zacznie. Odnoszę wrażenie, że o ile pierwsze dwa tomy były napisane z pasją, o tyle trzeci został opublikowany tylko pod naciskiem wydawnictwa – Ruiz Zafon wydał po prostu to, co już miał napisane. Więzień nieba w mojej opinii jest Cmentarzem Zapomnianych Pomysłów autora, które z różnych przyczyn nie znalazły swojego miejsca w poprzednich powieściach.

Wskazuje też na to objętość powieści – zaledwie 400 stron, wielkimi literami, z dużymi odstępami i marginesami, zamiast odpowiednio 500 - 600 stron drobniejszym drukiem. Przy czym w ramach tych 400 stron mamy kilka stron świetnych recenzji poprzednich tomów (jakby kogokolwiek trzeba było przekonywać, że warto), zdjęć z Barcelony, stron tytułowych, stron pustych… Na marginesie należy wspomnieć, że cena wszystkich trzech tomów jest taka sama.

Jednak wciąż w Więźniu nieba można dostrzec ten tajemniczy, a jednak płynny styl Ruiza Zafona, postaci wciąż są nietuzinkowe, a atmosfera Barcelony udziela się czytelnikowi od pierwszych stron. Tym razem byłam już po swojej wizycie w tym pięknym mieście, dlatego lepiej mi się czytało o znajomych miejscach – Ramblach, Placu Catalunya, placu Real. Dzięki temu wspomnienia mogły pracować razem z wyobraźnią na lepszy odbiór powieści. To i fakt, że książkę szybko się czyta ostatecznie zadecydowały, że daję czwórkę, ale trochę po starej znajomości. Po prostu szkoda, że nie dali autorowi więcej czasu na skończenie powieści. Tak pozostaje tylko niedosyt i lekkie rozczarowanie.

Moja ocena: 4/6

Książka czytana w ramach wyzwania Trójka e-pik (październik).

Carlos Ruiz Zafon Więzień nieba
Wyd. Muza
Warszawa 2012