O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 31 marca 2012

Gdzie mól i rdza, i morderstwo


Przeczytałam kolejny dobry polski kryminał. Jednocześnie jest to pierwsza ukończona przez mnie książka od dwóch tygodni, czyli udało mi się przełamać jakąś złą aurę na czytanie.

„Gdzie mól i rdza” to kryminał z serii współczesnych – fabuła rozgrywa się na przestrzeni ostatnich kilku lat, a na tapecie znajdują się  aktualne wydarzenia polityczne i społeczne. Głównym bohaterem jest komisarz Przygodny, przed którym staje zadanie rozwikłania zagadki morderstwa pewnego starszego pana. Morderstwa nietypowego, ponieważ zadanego strzałą umaczaną w truciźnie rodem z Południowej Ameryki. Jednak zamiast szybkiego znalezienia mordercy, komisarz natrafia na kolejne nietypowe zabójstwa emerytów. W między czasie musi stawić czoła swemu małżeństwu, niechybnie chylącemu się ku upadkowi. W pracy pomagają mu aspirant Gajda, prowadzący na boku niestrudzenie śledztwo w sprawie koloru własnego biurka (znam ten ból), oraz dziennikarz kryminalny Kuriata. Szczególnie ciekawie pokazana jest przyjaźń między tym ostatnim a komisarzem, gdzie ręka rękę myje, a jednocześnie obaj panowie mogą sobie ufać i od czasu do czasu zalać się razem w trupa, wspominając pierwszą miłość. Cała powieść jest pełna silnych, męskich charakterów. Jednak fakt, że nie ma tu ani jednej pierwszo- lub nawet drugoplanowej postaci kobiecej nie powoduje, że autor zmarginalizował płeć piękną. Rzut oka na kobiety w ogóle, i w szczególe, z męskiego punktu widzenia uwidacznia, że nie ma jednej polityki mężczyzn wobec kobiet – są tacy, którzy nas szanują, i są tacy, którzy szukają tylko łatwego podrywu na jedną noc. Dlatego mimo, że zwykle lubię w kryminale mieć też policjantkę dla równowagi, to tutaj zupełnie mi nie przeszkadzało towarzystwo samych facetów.

Kryminał, mimo iż poważny w treści, jest pełen humoru. Kilka tekstów nawet sobie podkreśliłam, a przez jeden o mały włos nie zaczęłam się śmiać na zajęciach (czytałam pod ławką) – kiedy w kontekście polskiego zwyczaju „ku…wowania” na każdym kroku jeden z bohaterów wyraził zdziwienie, że nasza Konstytucja nie zaczyna się od słów: „My, k…wa” naród polski” – no coś  w tym jest. ;) Autor postarał się też o dwóch posterunkowych, przewijających się przez całą powieść, których masa ciała jest odwrotnie proporcjonalna do masy mózgu, czym odpowiadają w pełni potocznemu wyobrażeniu przedstawicieli ich zawodu.

Oprócz ciekawych postaci, również sama intryga kryminalna jest bardzo dobrze skonstruowana. Przyznam, że nie udało mi się do końca odkryć tożsamości mordercy. Rekonstrukcja wszystkich zdarzeń z jego punktu widzenia była może chwilami naciągana, jednak nie nieprawdopodobna. Jedyna wada tej książki, jaką dostrzegłam, to fakt, że autor nie odnosi się prawie w ogóle do pięknego miasta, w którym osadził fabułę. Poza kilkoma przypadkami, kiedy widzimy głównego bohatera idącego przez plac Solny lub jadącego ulicą Świdnicką, autor w ogóle nie oddaje atmosfery miasta, jego problemów (oprócz niedostania Expo), knajp, historii, czegokolwiek. Właściwie gdyby nie te parę geograficznych odniesień, akcja powieści mogłaby się toczyć gdziekolwiek – w Lublinie, w Poznaniu, w Warszawie, Krakowie, Szczecinie… Trochę szkoda, że autor nie wykorzystał potencjału Wrocławia w tej materii, zwłaszcza, że książka jest reklamowana jako kryminał wrocławski. Śledząc bohaterów przypominałam sobie trochę widoczki z mojej lipcowej wizyty w tym mieście i stwierdzam autorytatywnie, że Wrocław zasłużył na więcej. Mogłabym się jeszcze przyczepić do niektórych szczegółów, powiedzmy, prawno-kryminologicznych (takich jak to, że do każdego morderstwa we Wrocławiu leci zawsze ten sam prokurator – nie ma ich więcej w całym mieście?), ale to raczej moje początki zboczenia zawodowego niż ewidentne wady – pewnie dwa lata temu bym nich nie zauważyła. Dlatego książkę mogę z całą odpowiedzialnością polecić jako jeden z najlepszych kryminałów polskich, jakie czytałam. Dobrze, że powstają u nas takie książki.

Moja ocena: 5/6

Książka przeczytana dzięki uprzejmości Anety :)

6 komentarzy:

  1. No to autor już mi podpadł. Wrocław to moje miasto i nie daruję mu tego powierzchownego opisania.

    PS Fajnie, że Tobie, krakowiance, Wrocław się spodobał ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, a książka naprawdę warta przeczytania :/. A co do Wrocławia - to pokochałam to miasto, mogłabym tam mieszkać, gdyby mnie z Krakowa wywalili ;). W ogóle poniemieckie miasta mają taką specyficzna atmosferę, krakus dobrze się czuje w i Breslau, i w Danzigu :)

      Usuń
  2. A nie mówiłam, że dobre?... :-) Ja już czekam na kolejne odcinki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiłaś, mówiłaś, chylę czoła :). A będą następne odcinki? Czekam z wytęsknieniem :).

      Usuń
  3. O kurczę, no i jak tu nie przeczytać??? Muszę, i to koniecznie!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj musisz, musisz ;) i potem daj znać, czy Tobie też się podobało.

      Usuń