O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

piątek, 22 listopada 2013

Zakupoholiczka - książka vs film

Myślę, że wiele osób czytających ten tekst cierpi na ową przypadłość. Jest taki artykuł pierwszej potrzeby, który kupujemy regularnie i emocjonalnie, mimo iż przez długi czas nie będziemy w stanie wykorzystać zamówionego towaru – nazbieraliśmy go po prostu tak dużo! Mowa oczywiście o książkach.

 Rebecka Bloomwood ma podobny problem, tylko tak jakby na większą skalę. Kupuje wszystko, bez opamiętania, nie oszczędzając w ogóle pieniędzy. A banki nie oszczędzają na korespondencji z wyciągami jej niespłaconych kart kredytowych i ponagleniami do uregulowania rachunków. Bohaterka, by uregulować sytuację musi wybrać jedno z dwojga: Mniej Wydawać lub Więcej Zarabiać. Jednak oba plany okazują się mieć swoje wady, a czytelnicy będą mieli okazję uczestniczyć w wielu zabawnych sytuacjach z tym związanych.

Powieść Sophie Kinselli została kilka lat temu zaadaptowana na scenariusz filmowy. W kinowej wersji pod tytułem „Wyznania zakupoholiczki” w główna bohaterkę wcieliła się Isla Fisher, i chociaż książkę i film dzieli wiele, jednak trudno uniknąć porównań. Co do fabuły – na początku powieściowa i filmowa zdają się pokrywać, jednak szybko przekonujemy się, że scenarzyści bardzo lekko potraktowali wersję Kinselli, zapożyczając jedynie pojedyncze sceny, ale zmieniając zupełnie kontekst niektórych wydarzeń oraz obraz postaci – do tego stopnia, że niektóre z nich z oryginału mają tylko nazwiska. Główne bohaterki są jednak do siebie bardzo podobne, z tym że Isla Fisher sportretowała Rebeckę w tak mistrzowski sposób, że nawet jej głupie zachowania i wybory, które mogą irytować w książce, w filmie są po prostu zabawne. W tym przypadku można to chyba porównać do kreacji Reese Witherspoon i jej Legalnej Blondynki – trzeba nie lada talentu,  by z klasą odmalować zupełną idiotkę. 

Podsumowując – i książka i film zapewniają dobrą rozrywkę i naprawdę trudno mi powiedzieć, które lepsze. „Wyznania zakupoholiczki” to jeden z moich ulubionych filmów, książka zaś jest naprawdę dobrze i ciekawie napisana - „Świat marzeń zakupoholiczki” może śmiało wylądować na liście moich ulubionych chick-litów. Co więcej, dzięki różnicom w fabule znajomość jednego nie powinna przeszkadzać z rozkoszowaniu się drugim. Fankom lekkiej babskiej prozy i komedii romantycznych bardzo polecam.

Moja ocena książki : 5/6
Moja ocena filmu: 5/6

Sophie Kinsella Świat marzeń zakupoholiczki
Literatura w spódnicy

Warszawa 2005

6 komentarzy:

  1. Ja zaczęłam od filmu i później książkę przeczytałam poirytowana, bo ciągle miałam wizję bohaterki filmowej, która jak piszesz w filmie jest zabawna, a w książce denerwująca. Więc stwierdzam, że film jest zdecydowanie lepszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co mi się spodobało w książce i zadecydowało o ocenie jest przedstawienie problemu zakupoholizmu - w filmie to wszystko jest takie zabawne, jednak jest to uzależnienie jak każde inne. Kinsella to ciekawie opisuje, kiedy smutna bohaterka wpada do sklepu i ładuje do koszyka wszystko, co się nawinie. W filmie to jednak było bardziej cukierkowo przedstawione.

      Z kolei wolą filmowego Luke'a Brandona od tego książkowego, który wydał mi się trochę dupkowaty.

      Usuń
  2. Książki nie czytałam, za to film wspominam miło, aczkolwiek bez większych fajerwerków ;)
    Zapraszam po wyróżnienie http://kronikachomika.blogspot.com/2013/11/the-versatile-blogger-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja go bardzo lubię, odstresowuje mnie :)

      Już lecem na twojego bloga!

      Usuń
  3. Film bardzo bardzo lubię:) Byłam na nim w kinie z przyjaciółką i bawiłyśmy się świetnie:) Ksiązkę sobie jednak podaruję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na filmie ryczę ze śmiechu, ilekroć go oglądam, mimika Isli Fisher jest niesamowita!

      Usuń