O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 21 czerwca 2015

Minimalizm i co dalej

Od kilku miesięcy dzielę z Magdą ze Stulecia literatury kolejną (obok czytania) pasję, mianowicie – minimalizm i ogólne ogarnianie życia. I chociaż u każdej z nas objawia się to w różny sposób i w różnym tempie, to siłą rzeczy sięgamy po te same książki. Których, swoją drogą, jest ostatnio bardzo dużo na naszym rodzimym podwórku. Amerykanie, Japończycy, Francuzi, Polacy – każdy pisze o zmniejszaniu ilości posiadanych dóbr i organizowaniu tego, co pozostało po porządkach. I co ciekawe, mimo, iż sam temat wydaje się uniwersalny, każda narodowość podchodzi do niego nieco inaczej, każdy, w zależności od kultury, w jakiej żyje, uzbierał trochę odmienny barłóg śmieci, wydaje niepotrzebnie pieniądze na innego rodzaju towary nie-pierwszej-potrzeby, ale i korzysta z przestrzeni o innych rozmiarach, typów szaf popularnych w ich otoczeniu (od szaf-pokojów, poprzez szafy wnękowe aż do szaf wolnostojących). Dlatego lektura każdej kolejnej pozycji daje zupełnie nowy ogląd zbieractwa, ale i między wierszami sporo mówi o tym, co zbierają poszczególne nacje.

Fale wyrzucania niepotrzebnych rzeczy mam już za sobą – co jakiś czas przeglądam swoje zbiory i zwykle kończy się to kilkoma workami ubrań, papierów i cosiów, których nie używałam, i których nieobecności dotąd nie odczułam jako przykrej. Co nie znaczy, że nie mam już nic do wyrzucenia, oddania, sprzedania, zrecyklingowania. Mam, ale zauważyłam, że niektóre rzeczy potrzebują czasu i odpowiedniego nastawienia, aby móc się z nimi bezboleśnie rozdzielić. Teraz jednak, kiedy sporo rzeczy zniknęło, zaczęłam się równie mocno interesować sensownym przechowywaniem tego, co zostało. Przechowywaniem w taki sposób, aby było łatwo dostępne, gdy zajdzie potrzeba, aby nie utrudniały codziennego życia i w miarę możliwości nie spadały mi na łeb, kiedy otworzę szafkę.

I jedną z tych pozycji, które miały mi w tym pomóc, jest Sztuka porządkowania Dominique Loreau. Książki tej autorki przyciągały mnie od jakiegoś czasu – cieknie, białe, minimalistyczne, eleganckie, i obiecujące pomoc w kolejnych fazach ogarniania życia poprzez bezpośrednie tytuły: Sztuka sprzątania, Sztuka umiaru, Sztuka minimalizmu, ect. Czy była to lektura zmieniająca życie? Nie za bardzo, bowiem autorka nie zawarła w niej zbyt wielu odkrywczych patentów na porządkowanie; jeśli ma się za sobą kilka miesięcy żmudnego przekopywania się przez zawartość Internetu, większość z tych porad zdołał już przyswoić. Co nie znaczy, że nie okazała się zupełnie pozbawiona wartości. Po pierwsze Loreau ciekawie pisze o tym, dlaczego porządkowanie jest tak ważne. Na jakie sfery naszego życia wpływ mają nieuporządkowane lub źle przechowywane rzeczy, ile czasu można zaoszczędzić, znajdując rzeczom miejsce i trzymając je w nim, jak spada poziom stresu, gdy łatwo możemy odnaleźć klucze czy rajstopy, jak wpływa to na oszczędność pieniędzy (ile razy zdarzyło się wam kupić coś w drugim egzemplarzu, po pierwszy leży nie wiadomo gdzie? No właśnie). Te informacje, bardziej niż same praktyczne wskazówki, zmotywowały mnie do dalszej pracy nad zajmowanym przez mnie terytorium  w domu, w pracy, na wakacjach. Dlatego ta pozycja zdecydowanie ze mną zostaje, przynajmniej na razie, ze względu na ten motywujący charakter jej pierwszej części.

W części drugiej znajduje się zatrzęsienie praktycznych porad dotyczących porządkowania. Jak pisałam, mnie tu nic szczególnie nie wbiło w fotel, ale wydaje mi się, że dla osoby, która nie chce się doktoryzować przez kilka miesięcy z tego tematu, czytając blogi, story internetowe, przeglądając Pinteresta i subskrybując logi na YouTube, Sztuka porządkowania będzie idealnym rozwiązaniem. Cienką książeczkę można przeczytać w jedno popołudnie, a pozytywne skutki będą odczuwalne przez następne kilka miesięcy.

Moja ocena: 5/6

Domique Loreau Sztuka porządkowania. Lepsze życie w zorganizowanej przestrzeni.
Tłum. Angelina Waśko-Bongiraud
Wyd. Czarna Owca

Warszawa 2015

2 komentarze:

  1. Ojej! Aż wstyd się przyznawać, ale ja jestem takim typowym chomiczkiem. Wszystko zbieram, chomikuję, ukrywam po szafkach ;) Od czasu do czasu zbiera mi się na sprzątanie i wyrzucam jak leci, jednakże nie wszystko (najlepiej jak ktoś wtedy przy mnie siedzi i mi tłumaczy łopatologicznie, że zużyty bilet do kina to nie jest doskonała pamiątka, a śpiewnik z pasterki sprzed 5 lat już więcej mi służył nie będzie).

    Z lekką dozą niepewności (strachu?) podchodzę zatem do minimalizmu. Wiem, że jest słuszny, wiem, że pomaga ładnie uporządkować przestrzeń. Ale czy jest na pewno dla mnie? Sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem typem chomika, ale ostatnio zaczęło mnie to przytłaczać, stąd zainteresowanie minimalizmem. Czy jest słuszny? Tego nie wiem, wydaje mi się, że jak wiele innych stylów życia, jednym służy, innym nie, na pewno też zależy od tego, w jakiej chwili w życiu się znajdujemy. No i dla każdego będzie znaczył co innego - Magda na przykład pozbyła się wielu książek, ja nie jestem do tego zdolna, nie na chwilę obecną. Natomiast na pewno zauważyłam jakościową różnicę po wyrzuceniu kilku worków papierów - starych notatek, gazet, ulotek, przypadkowych papierzysk, nieaktualnych dokumentów. Ale na pewno nie jest to coś, co można na sobie lub kimś wymusić, bo wtedy wyrzucenie dużej ilości rzeczy skończy się kupieniem jeszcze większej.

      Usuń