O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

niedziela, 22 maja 2016

"Nocny film" Marisha Pessl

Dawno już nie czytałam tak zakręconej książki.

Z twórczością Marishy Pessl spotkałam się wiele lat temu przy okazji jej debiutanckiej powieści o bardzo intrygującym tytule Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof. Nie pamiętam już zbyt wiele z fabuły, jedynie swoje wrażenie po skończonej lekturze. Wrażenie, że gdyby ta ponad 600-set stronicowa książka skończyła się po czterystu stronach, byłaby to jedna z najlepszych powieści psychologiczno-obyczajowych, jakie przeczytałam. Ale autorka dodała kolejne dwieście, a w nich najbardziej szalone, zupełnie nie związane z pierwszą częścią książki, wątki, jakby usilną próbę stworzenia thrillera, jakby autorka w połowie pisania postanowiła zmienić gatunek. I zakończyła to, o ile dobrze pamiętam, niemalże brakiem zakończenia. A ja miałam naprawdę sporo trudności w ocenieniu przeczytanej książki, bo czułam się jakbym oceniała dwie różne powieści.

W Nocnym filmie wiele z tych trudności się nie pojawia. Przede wszystkim, od początku autorka zdecydowała się, że jednak thriller to jej ulubiony gatunek, i konsekwentnie szła w tym kierunku. Powieść została dobrze skonstruowana, każda postać pojawia się w niej w odpowiedniej chwili, i pozostaje  w niej tak długo, jak tego trzeba, by później bez żalu się z nami pożegnać. Ponad siedemset stron dało pole do popisu dla wyobraźni Pessl, która co raz bawi się z czytelnikiem konwencją, raz skręca w kierunku kryminału, innym razem horroru, dodaje szczyptę magii, rozbijającej się o zdrowy rozsądek. I sprawia, że Nowy Jork z centrum świata zmienia się w bardzo ponure miejsce.

Główny bohater powieści, Scott McGrath, jest dziennikarzem i reportażystą, niegdyś bardzo cenionym, który obecnie popadł w niełaskę. Kilka lat temu zajął się śledztwem nad niezwykle kontrowersyjną i tajemniczą postacią reżysera filmów grozy, Cordovą, a kiedy nagle wszyscy świadkowie wycofali się, pozostał sam na placu boju, z wyrokiem za oszczerstwo i wyczyszczonym do zera kredytem zaufania społecznego. Popada w coraz większą depresję, w czym nie pomaga rozwód i rzadkie widzenia z córeczką. Aż do chwili, gdy dowiaduje się o śmierci córki Corodovy, i znów czuje potrzebę zajęcia się tym tematem. W między czasie zyskuje dwóch pomocników, z którymi przemierza ulice Nowego Jorku i doświadcza coraz trudniejszych do wytłumaczenia przygód.

Biorąc pod uwagę, jak wiele jest do czytania (ponad 700 stron!) i jak ciekawa i wciągająca jest to lektura, zakończenie okazało się poniekąd płaskie i jałowe. Chociaż może to było tylko moje odczucie, jakby po szalonej kolejce górskiej przyszedł czas na wyhamowanie wagonika, a ja chciałabym, żeby zamiast tego wykonał kolejny piruet. Nie mniej nie mogę żałować czasu spędzonego na czytaniu Nocnego filmu, bo od czasu Cienia wiatru nie czytałam niczego, co tak płynnie poruszałoby się pomiędzy rzeczywistością a sennymi marami. A dołączone do powieści „przedruki” stron z gazet czy skany stron internetowych stworzyło wyjątkowe wrażenie czytelnicze. Dlatego, mimo pewnych „ale”, mogę szczerze polecić tę powieść jako świetną rozrywkę na lato.

Moja ocena: 4,5/6

Marisha Pessl  Nocny film
Tłum. Rafał Lisowski
Wyd. Albatros

Warszawa 2016

niedziela, 8 maja 2016

Nie wytrzymałam, czyli majowy stosik

Naprawdę kupuję mniej książek, naprawdę. Co więcej, naprawdę czytam ostatnio dużo swoich książek. Ale czasem po prostu trzeba pójść w tany i nie przejmować się faktem, że mam na półkach ponad 200 nieprzeczytanych książek. Oczywiście, mam wytłumaczenie – od ponad dwóch tygodni mam problemy z żołądkiem, na które póki co nic nie pomaga, zatem za te wszystkie cierpienia należało mi się. Dorwałam trzy nowości, które tak czy siak chciałam kupić, dwie z nich zamierzam przeczytać od razu (konkretnie, jedną już zaczęłam) bo mam ostatnio chętkę na thrillery, trzecia po prostu stanęła mi na drodze, a że uwielbiam jej pierwszą część… No wiecie.



Oto, co nabyłam:
1.       Efekt Rosie Graeme Simsion – druga część australijskiej powieści obyczajowej o genetyku z zespołem Aspergera, który spotyka na swojej drodze szaloną dziewczynę imieniem Rosie. Teraz mam okazję poznać dalsze losy tej wybuchowej pary.
2.       Czasem warto zabić Peter Swanson – wariacja na temat słynnych „Nieznajomych z pociągu”  Patricii Highsmith. Dwoje nieznajomych spotka się na lotnisku i zaczynają zabawę w mówienie prawdy. Jeden z bohaterów wyznaje, że chciałby zabić swoją żonę… Widziałam bardzo entuzjastyczną recenzję jej powieści, więc dam jej szansę.
3.       Nocny film Marisha Pessl – o tej książce słyszałam bardzo wiele, głównie pozytywnych uwag, i niecierpliwie na nią wyczekiwałam. Upadły dziennikarz prowadzi śledztwo w sprawie śmierci córki kontrowersyjnego reżysera. Jestem już na 250 stronie i mogę wam powiedzieć, że nie sposób opisać tej powieści w jednym zdaniu, żeby oddać jej sprawiedliwość. Naprawdę niesamowita lektura.


Kojarzycie którąś z tych powieści? Która najbardziej was zaintrygowała?

PS Wybaczcie tak rzadką moją aktywność na blogu. Wciąż uwielbiam blogować, wciąż czytam, ostatnio nie mam tylko weny z pisaniem, liczę, że się to zmieni. Jak tylko jestem w stanie coś zmaścić, to maszczę :)

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Czy potrafisz utrzymać sekret?

Będąc świeżo po sporym wysiłku intelektualnym (dla zainteresowanych – zdałam mój ostateczny egzamin prawniczy) miałam ochotę, by dla odmiany poczytać coś lekkiego i nie wymagającego ode mnie za dużo myślenia. Wybór padł na książkę Sophie Kinselli, które ostatnio tak ładnie wydaje Sonia Draga. Przeczytałam już kiedyś Świat marzeń zakupoholiczki, który mimo sporej odmienności od filmu bardzo mi się spodobał, zaś w ubiegłe wakacje sięgnęłam po Mam twój telefon, która pozostaje moją ulubioną książką tej autorki. Teraz zaś przyszła kolej na niedawno wydaną Nie powiesz nikomu?.

Kilka miesięcy temu trafiłam na amerykańską recenzję tej książki, zamieszczoną na YouTube, która była na tyle zachęcająca, abym po kilku miesiącach wciąż ją pamiętała. Główna bohaterka, Emma, pracuje na mało prestiżowym stanowisku w jednej z korporacji w londyńskim City. Poznajemy ją u progu kariery, kiedy wreszcie otrzymuje ambitne zadanie do wykonania, które pomoże jej zdobyć awans. Wystarczy powiedzieć, że na tym progu się potknęła, i teraz pozostaje jej smutny powrót do domu. Nie pomaga fakt, że Emma boi się latać, a jest to właśnie ten sposób transportu, jaki zapewnił jej pracodawca. I na pewno nie pomaga inny fakt – w trakcie lotu dochodzi do niezwykle silnych turbulencji, i Emma nieświadomie opowiada wszystkie swoje sekrety obcemu mężczyźnie obok. Wszystkie.  Mężczyźnie, który z kolei okazuje się być jej szefem… Zatrzymajmy się tutaj na chwilę, aby wyobrazić sobie, co byśmy czuli, gdyby coś takiego przydarzyło się nam.

Cóż, Emma nie jest może najbardziej rozgarniętą postacią literacką, ale jest urocza i nie sposób jej nie kibicować przez całą powieść. Fabuła jest na pewno lekko sztampowa, ale tego się spodziewałam i na to liczyłam sięgając po taka a nie inną lekturę. Natomiast na pewno dużym plusem jest poczucie humoru, z jakim autorka opisuje perypetie bohaterki – dawno już nie śmiałam się tak głośno i tak często, czytając książkę.

Zdecydowanie mogę polecić na poprawę nastroju, na odmóżdżenie i na weekendową lekturę. Albo w ogóle na jakąkolwiek okazję.

Moja ocena: 4,5/6

Sophie Kinsella Nie powiesz nikomu?
Tłum. Monika Wiśniewska
Wyd. Sonia Draga

Katowice 2016

wtorek, 12 kwietnia 2016

"Żniwa zła" Robert Galbraith

Mam nadzieję, że Pani Rowling, po tym jak zakończyła trzeci tom cyklu o Cormoranie Strike’u, będzie uprzejma dostarczyć kolejną część w możliwie najkrótszym czasie. Bo tak się zwyczajnie nie robi…

Cormorana i jego asystentkę Robin polubiłam od pierwszych stron pierwszego tomu, Wołanie kukułki, i staram się w miarę na bieżąco śledzić ich losy. Tym razem sukcesy osiągnięte przez tą zgraną dwójkę w poprzednich częściach, które zapewniały im do tej pory masę klientów, zostają przyćmione niecodziennym zdarzeniem. Na adres agencji, ale nazwisko Robin, przysłana zostaje… kobieca noga. Informacje o makabrycznej przesyłce szybko przenikają do mediów i powodują nagły odpływ klientów. Gdyby to nie wystarczyło, wiele wskazuje na fakt, iż nadawca paczki dobrze zna Strike’a, i powiedzmy sobie szczerze, nie pała do niego szczególną przyjaźnią. Nie dość więc, iż agencja zaczyna podupadać, detektyw musi na własną rękę spróbować odnaleźć przestępcę. A podejrzanych jest trzech…

Oprócz nietuzinkowej i innej niż poprzednie zagadki kryminalnej, która tym razem opierała się o trzy równoległe wątki, trzech poszukiwanych, z których każdy może okazać się winny, autorka dalej rozwija postaci. Szczególnie dwójka głównych bohaterów: Cormoran i Robin, zyskują coraz więcej kształtu. Kwestie, które w poprzednich tomach były ledwo gdzieś wspomniane, zyskują teraz wytłumaczenie, a to stawia działania naszych bohaterów w inny świetle.

Co Robert Galbraith osiągnął w tej powieści, to dwa kulminacyjne momenty – pierwszy prowadzący do ujawnienia tożsamości mordercy, drugi zaś mający bliski związek z życiem prywatnym… nieważne kogo. Nie zdradzę ani odrobiny więcej. Jeśli poznaliście już Cormorana Strike’a ale nie wiecie, czy chce kontynuować znajomość – potwierdzam, że warto. Pozostałych chyba nie trzeba zachęcać.


Moja ocena: 5/6

Żniwa zła Robert Galbraith
Tłum. Anna Gralak
Wyd. Dolnośląskie

Wrocław 2016

poniedziałek, 21 marca 2016

Arne Dahl "Gorące krzesła"

Nie wyobrażam sobie dnia, w którym przeczytam ostatnią dostępną książkę Arne Dahla i okaże się, że nic więcej nie będzie. Powieści tego szwedzkiego autora, przez jednym uwielbiane, przez innych mocno krytykowane, są ze mną od lat, każda kolejna premiera to dla mnie małe wydarzenie. I nie zmieni tego fakt, że nie każda z nich podoba mi się równie mocno, co poprzednia.

Po tym jak moja ukochana Drużyna A rozstała rozwiązana, a niektórzy jej członkowie przeszli do Europolu, przedmiotem nowego cyklu kryminalnego Dahla stała się inna nowatorska grupa policjantów – eksperymentalna jednostka operacyjna Europolu, złożona z oficerów pochodzących z krajów zjednoczonych Europy. Dla porządku – Europol to jedna z agencji Unii Europejskiej, której zadaniem jest głównie organizacja pracy krajowych policji w śledztwach międzynarodowych. Inaczej niż Interpol, Europol nie prowadzi dochodzeń sam w sobie, jedynie organizuje i ułatwia pracę innym. Dlatego te powieści Arne Dahla są jeszcze bardziej fikcją, niż większość tego typu książek. Co nie przeszkadza mi w pasjonowaniu się nimi. Jeśli bowiem ktoś nie napisałby książki o grupie gliniarzy z różnych krajów i kultur, pracujących razem, ja bym ją napisała. I nie byłoby to pewnie nic dobrego.

W każdej książce Arne Dahla bohaterowie prowadzą kilka oddzielnych śledztw, które w pewnym momencie okazują się ze sobą połączone. Tym razem autor nieco odszedł od konwencji. Opcop wraz ze swoimi krajowymi agendami prowadzą bowiem dochodzenie w sprawie kilku bardzo podejrzanych zgonów, o których wiedzą, że coś je łączy, ale nie wiedzą co. Jak to zwykle bywa z kryminałami skandynawskimi, i tutaj w tle śledztwa pojawia się tematyka ważna i kontrowersyjna dla współczesnych społeczeństw. Pisząc jednak jaki tym razem problem społeczny jest na tapecie, pewnie zniszczyłabym trochę lekturę tym, którzy chcą sięgnąć po książkę, wystarczy zatem jeśli powiem, że jest to kwestia coraz bardziej aktualna w dzisiejszych czasach.

Dahl nigdy nie obawiał się przesady i nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, stawiał swoich bohaterów w sytuacjach bez wyjścia, a oni znajdowali wyjście w stylu McGyvera. Jednym może to razić, dla mnie jest to znak rozpoznawczy tych powieści i część rozrywki w trakcie czytania. W Gorących krzesłach  jednak autor sporo przyszalał, jednak suma summarum wszystko to miało ręce i nogi i dostarczyło mi masę wrażeń. Jednak tym, co najbardziej uwielbiam w tych książkach, i co trudno mi znaleźć w innych kryminalnych seriach, to praca zespołowa. Arne Dahl tworzy wyjątkowe postaci, o czym można się przekonać chociażby na podstawie Marka Kowalewskiego, jednego z członków  Opcopu. Takiego polskiego gliniarza, zdałoby się, może stworzyć tylko polski autor, a tu takie zaskoczenie. Tu nie ma miejsca na one man show, nie ma jednego geniusza i bandy popychadeł. Tu są sami wartościowi i wykwalifikowani policjanci, a każdy z nich jest osobną, pełnokrwistą postacią ze swoimi doświadczeniami, wadami i zaletami. O ile bowiem inne cykle kryminalne zaznaczają że ważna jest praca zespołowa, o tyle gdy przychodzi co do czego, tylko jeden bohater zdaje się ogarniać o co chodzi. Tutaj wszyscy ogarniają.  Mimo zatem ogólnego szaleństwa, jakie panowało w Gorących krzesłach, powieści Dahla jeszcze długo mi się nie znudzą.

Moja ocena: 4,5/6

Arne Dahl Gorące krzesła
Tłum. Dominika Górecka
Wyd. Czarna Owca

Warszawa 2016

środa, 16 marca 2016

10 książek na 2016 rok

Witam Was po długiej przerwie. Jak już kiedyś pisałam, na początku marca przystępowałam do egzaminu zawodowego, w związku z czym cały luty spędziłam twardo studiując. Potem zaś wszelkie emocje i siły opadły i trochę to zajęło, nim udało mi się zmobilizować do pisania. Bardzo, bardzo tęskniłam za blogoweniem, mam masę pomysłów, muszę tylko wejść na odpowiednie tory. Zaczynam zatem od czegoś bardzo prostego: listy 10 książek, które bardzo chcę przeczytać w tym roku.  

Nie publikowałam do tej pory tej listy, ponieważ obawiałam się, że jak z każdą listą książek do przeczytania która robię, również i ta okaże się być a)zbyt ambitna, b)po prostu niezrealizowana. Nie wiem dlaczego tak jest, ale do tej pory wyznaczanie sobie publicznie takich celów do osiągnięcia powodowało tylko to, że czytałam wszystko poza książkami z listy. Toteż postanowiłam się sama oszukać i nie publikować. Ku mojemu zdumieniu, przeczytałam już cztery z dziesięciu tam wymienionych, ponadto jestem w trakcie lektury dwóch kolejnych. I co najważniejsze, dalej chcę je czytać.

Może zwyczajnie wreszcie udało mi się podejść do tematu od właściwej strony. Do tej pory czułam, że skoro lista to taka fajna rzecz, to niekoniecznie MUSZĘ zrobić swoją. Co więcej, wrzucałam na nią pozycje, z które z jakiegoś powodu leżą nieprzeczytane od lat – coś co przerażało mnie objętością albo ciężarem gatunkowym tym sposobem stawała się jeszcze bardziej przerażające. Tym razem nie robiłam listy dla listy, po prostu spisałam sobie te pozycje, które bardzo, bardzo chcę przeczytać w pierwszej kolejności. Tak wyszło, że było ich akurat 10. Wyszła z tego lista, która trzymała mnie przy życiu, gdy nauka dosłownie wychodziła mi już uszami. Proste, a zajęło mi cztery lata, by do tego dojść.

Tyle przydługiego wstępu, oto książki:
1.       Heban – Ryszard Kapuściński – samo się tłumaczy, nie znam osoby, która na hasło „Kapuściński” nie poleciłaby mi tej pozycji.
2.       Światło, którego nie widać – Anthony Doerr – obłędnie piękna, bogata i trudna do opisania powieść. Przeczytana już od tygodnia, jednak wciąż nie wiem, jak napisać recenzję czegoś tak niesamowitego.
3.       Złodziejka – Sarah Walters – trochę wstyd, bo zaczęłam ją czytać z końcem ubiegłego roku, bardzo mi się podobała, a potem z jakiegoś powodu odłożyłam ją w połowie. I teraz bardzo, bardzo chcę wrócić i jednocześnie się boję, że dużo zapomniałam.
4.       W rodzinie ojca mego – Marcin Wójcik – reportaż pisany przez katolickiego dziennikarza, dotyczący Radia Maryja i okolic, a przede wszystkim ojca Rydzyka. Książka przerażająca, chociaż niby wszystko to wiedziałam. Ale wiedzieć i WIEDZIEĆ to jednak dwie różne rzeczy.

5.       Znaki szczególne – Paulina Wilk – tu akurat drobne rozczarowanie. Niby książka interesująca, niby prawdziwa, ale trudno było mi się było pozbyć pewnego poczucia uproszczenia. Autorka przeciwstawia cudowne lata dzieciństwa za czasów komuny z trudnymi i pełnymi walki szczurów czasami dorosłości po transformacji ustrojowej. I chociaż nic z tego co pisze, nie jest nie prawdą, to trudno powiedzieć, ile w tym obrazie dobre czasy komuny/zła dorosłość, wynika z kwestii politycznych, a ile z prostego faktu, że dzieciństwo to dla większości z nas jednak czas sielankowy.
6.       Motyl – Lisa Genova – moje odczucia opisałam tutaj.
7.       Posłaniec – Marcus Zusak – nie czytałam jeszcze Złodziejki książek tego autora, z jakiegoś powodu Posłaniec pociąga mnie bardziej.
8.       My, właściciele Teksasu – Małgorzata Szejnert – gift od mojego kumpla Oisaja z Tramwaj Nr 4, który wiedział od dawna, jak bardzo chcę tą książkę. A że przy okazji trafił na nieco niebardzawy czas  w moim życiu, to jeszcze większe dzięki za te promyk słońca z postaci zbioru reportaży z PRLu. Jestem w połowie, i powiem tylko – dobre to.
9.       Czerwona wilczyca – Lisa Marklund – chyba już piąty tom przygód Anniki Bengzton, dziennikarki śledczej. Książki Marklund były jednymi z pierwszych szwedzkich kryminałów, po które sięgnęłam po przeczytaniu Millenium, i dlatego chętnie wracam do nich od czasu do czasu.
10.   Droga przez kłamstwa – Ann Cleeves – również kryminał, tym razem z cyklu o Verze Stanhope. Bardzo klimatyczne, z charyzmatyczną bohaterką. Więcej nie potrzebuję.
(Na czerwono zaznaczono te, które już przeczytałam.)

Wciąż nie ma na tej liście książki, której nie chciałabym przeczytać, i to bardzo. Wciąż są to tytuły, które rzucają mi się w oczy jako pierwsze, gdy patrzę na swoje półki. Liczę na to, że w najbliższym czasie uda mi się zmaścić recenzje tych już przeczytanych.

Mam nadzieję, że tęskniliście ;). Czytaliście którąś z powyższych pozycji? Którą z nich polecacie na moją kolejną lekturę?


piątek, 5 lutego 2016

"Wszystko za Everest" Jon Krakauer

Niedawno oglądałam z rodziną film Everest, opowiadający o jednej z największych katastrof na największej górze świata, kiedy to podczas zejścia ze szczytu dwie wyprawy komercyjne zostały zaskoczone przez burzę śnieżną, zabijając osiem osób, w tym obu kierowników wyprawy: Roba Halla i Scotta Fischera. Przyznam, że temat wspinaczki wysokogórskiej nigdy jakoś nie należał do top pięciu najbardziej fascynujących mnie tematów (ani nawet do pięćdziesięciu), film został narzucony odgórnie, i sam w sobie nie był przesadnie szałowy, to samo wydarzenie pobudziło moją ciekawość. Zwłaszcza, że przez pół filmu bohaterowie chodzili okutani w kurtki i czapki, więc nie do końca zakumałam, kto, co i z kim. Dlatego krótko po seansie zakupiłam książkę Jona Krakauera, zatytułowaną Wszystko za Everest, by na spokojnie przybliżyć sobie tamto wydarzenie z roku 1996.

Jon Krakauer jest dziennikarzem, który w 1996 roku przyłączył się do ekipy organizowanej przez Roba Halla, uznawanego za pioniera organizowania wycieczek komercyjnych na najwyższe góry świata, aby zdobyć Mount Everest i materiał na reportaż o tym zdobywającym coraz większy rozgłos przedsięwzięciu. Gdy zapisywał się na wycieczkę, zdawał sobie sprawę, iż jest to niebezpieczna wyprawa, jednak na pewno nie podejrzewał, iż przyjdzie mu się zmierzyć z jednym z najgorszych wypadków w historii góry. Krakauer zabrał mnie wraz z sobą na tą nieszczęsną wyprawę, opisując przygotowania, poszczególne etapy wyprawy, i przybliżając postaci dramatu, ich wcześniejsze doświadczenia i relacje, jakie łączyły uczestników obu wypraw. To była pierwsza część, ta która pomimo iż interesująca, nie zafascynowała mnie przesadnie głównie z tego powodu, że jak już pisałam, wspinaczka wysokogórska to nie moja para kaloszy.

Jednak druga część autentycznie wbiła mnie w fotel. Krakauer minuta po minucie opisuje wydarzenia 10 i później 11 maja 1996 roku, tak jak on to zapamiętał, i jak udało mu się zrekonstruować wydarzenia na podstawie wspomnień swoich rozmówców, którzy przeszli przez to co on. Każda wątpliwa decyzja, każda zmiana planów, każde zdawałoby się błahe wydarzenie, wreszcie walka ze śnieżycą, mrozem i niedotlenieniem. Odmrożenia, utrata świadomości, wreszcie śmierć. Bohaterskie postawy jednych, ludzkie zachowania innych, potworność tego, do czego zdolni byli pozostali. Krakauer poświęca oczywiście większość swojej książki wyprawie w której brał udział, jednak opisuje również pozostałe grupy, które tego dnia i chwilę wcześniej i później usiłowały zdobyć szczyt. Podsumowuje ofiary ze wszystkich tych przedsięwzięć.

Krakauer był wielokrotnie krytykowany, głównie przez przewodnika z konkurencyjnej wyprawy Fischera, Anatolija Bukriejewa, który poczuł się dotknięty sposobem, w jaki Krakauer go opisał, i opublikował własne wspomnienia tamtego feralnego dnia, podobnie jak kilku innych członków wyprawy. Co jednak ujęło mnie w tej książce, to szacunek autora, obiektywizm tam, gdzie dało się go zastosować, i brak wyraźnej krytyki jednej osoby. Krakauer podjął się ciężkiego wyzwania podsumowania tamtych wydarzeń, korzystając ze swojej niepewnej pamięci i wspomnień innych, przedstawiając każde wydarzenie, każdą decyzję w różnych światłach, pozostawiając każdemu pole do własnej oceny, czy i kto zawinił wtedy na Evereście. Autor bardzo realistycznie i plastycznie opisał też warunki panujące na górze (na pewno w dodatkowym odczuciu pomogło mi przeraźliwe zimno za oknem, które uparcie wdzierało się do środka przez nieszczelne okna), jak również przybliżył całą technologię wyprawy wysokogórskiej, co szczególnie przydało się takiemu amatorowi jak ja.

Jest to książka nie tylko fascynująca, ale pod wieloma względami przerażająca, z drugiej zaś strony dowodząca, jaką siłą dysponuje czasem człowiek, w jakie sytuacje jest w stanie się wpakować na własne życzenie, i z jakich jest w stanie wyjść dosłownie na własnych nogach. Zdecydowanie polecam.

Moja ocena: 5/6

Jon Krakauer Wszystko za Everest
Tłum. Krystyna Palmowska
Wyd. Czarne

Wołowiec 2015