O książkach, o Krakowie, o książkach w Krakowie i o Krakowie w książkach

sobota, 22 lutego 2014

Sztokholm prawdziwy i Sztokholm wymyślony

Jednym z główny problemów, przed jakimi stanęłam przeszło rok temu planując wyjazd do Sztokholmu, był brak przewodnika. Nie tyle, że brak pieniędzy na zakup takowego, tylko ogólny brak podobnej pozycji na rynku. Gdyby Wojciech Orliński opublikował Sztokholm Stiega Larssona wcześniej, dalej nie miałabym w ręku klasycznego przewodnika turystycznego, ale przynajmniej nie przegapiłabym paru fascynujących miejsc. Ale co się stało to się nie odstanie.

Orliński w tej niewielkiej książeczce połączył analizę trylogii Larssona, społeczny i polityczny komentarz do współczesnej Szwecji z przewodnikiem turystycznym. Połączenie dosyć karkołomne, gdy nieudolnie wykonane, tutaj jednak o nieudolności mówić nie sposób. Autor od początku wiedział, co chce osiągnąć, nie zmienił planu w międzyczasie, a pisanie poprzedziło bardzo skrupulatne badanie adresów, wielogodzinne włóczenie się po mieście i zapewne kilkakrotne przeczytanie powieści, by w gąszczu kawiarenek odkryć tą jedną która opisem odpowiada powieściowej, prześledzić najkrótszą drogę, jaką bohaterowie pokonaliby idąc z niej do domu (gdyby istnieli), w którym budynku mógł się mieścić biurowiec Dragana Armanskiego, a gdzie znajduje się kompleks budynków policji. Z jednej strony można by się zastanowić, jak mu się chciało, a drugiej widać, że ma facet pasję, a ja takich ludzi szanuję.

Mimo mojej niewiedzy o śladach zostawionych w mieście przez bohaterów książki (i niepamięci, wszak minęło już kilka lat odkąd czytałam Millenium) udało mi się przypadkowo znaleźć w kilku miejscach mniej lub bardziej istotnych dla fabuły i przez to opisanych w przewodniku. Zdarzyło mi się jeść cheeseburgera w tym samym McDonaldzie, w którym to mało szlachetne danie konsumowali niezależnie od siebie Bloomkvist i Salander, włóczyłam się po parku popularnym wśród szwedzkich neonazistów (i to w listopadzie, kiedy ponoć organizują tam manifestacje), a na moim cover photo na Facebooku  widać fragment kamienicy, w której mieścił się apartament Wennerströma. Przegapiłam za to plac, przy którym mieścił się bank, w którym w 1973 narodził się termin „syndrom sztokholmski” – dla mojej pasji do kryminologii jest to cios prosto w serce, zwłaszcza, że nie było daleko.


Przeczytałam tą książę jednym tchem, mimo, że do Sztokholmu mam trochę daleko. Strasznie żałuję, że nie miałam jej wtedy na mojej krótkiej wyprawie, ale zdecydowałam już dawno temu, że do Wenecji Północy powrócę, a wtedy książeczka Orlińskiego na pewno znajdzie się w moim bagażu. Wam również polecam się w nią zaopatrzyć, nawet jeśli nie jesteście fanami Larssona, gdyż poza informacjami o książce oferuje też genialną opowieść o współczesnym Sztokholmie. To jest po prostu świetnie, zabawnie napisana książka o jednym z moich ulubionych miast. Bardzo polecam!

Moja ocena: 6/6

Wojciech Orliński Sztokholm Stiega Larssona
Wyd. Pascal
Bielsko-Biała 2013

Książka przeczytana w ramach wyzwania Z Półki 2014.


A mój drugi tekst o tej książce możecie przeczytać na blogu Tramwaj nr 4.
To nie tylko ulica imienia premiera Palmego, ale i miejsce, gdzie zginął

Pięć Fanfar - w ostatnim wieżowcu pracował Larsson

W tej kamienicy najprawdopodobniej mieszkał Wennerstrom


Prawdopodobny widok z okna mieszkania Lisbeth Salander

8 komentarzy:

  1. Bardzo mi się ten pomysł podoba. Gdyby jeszcze każda z moich ulubionych książek miała taki odpowiednik... :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Londyn śladami Pottera na przykład, albo Barcelona śladami Zafona - niby bywały takie próby, ale gdyby za Orlińskim poszła cała seria, to byłby cud miód i orzeszki. :)

      Usuń
    2. O to, to! Super pomysł! :)

      Usuń
  2. Uwielbiam takie książki. Kryminały, osadzone w znanych mi miejscach, czytam dużo chętniej niż takie, które opowiadają o miejscach mi obcych, obojętnych. Tak jakby już sama ta osobista nić podnosiła walory lektury.
    Za to nie pogardziłabym takim widokiem z okien, jakie "miała" Salander :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się teraz zupełnie inaczej czyta szwedzkie kryminały niż przed tą podróżą do Sztokholmu. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to miasto, i inaczej odbierałam książki. A teraz jeszcze mogłam przy pomocy swoich zdjęć prześledzić trasy bohaterów...

      Usuń
  3. Ciekawa jestem tej książki :D Jak tylko ją zauważę to zakupię :>
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nietypowy pomysł, ale bardzo mi się podoba. Podążanie po mieście śladami bohaterów książki jest z pewnością oryginale. Z chęcią przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to bardzo przyjemny sposób zwiedzania, muszę się kiedyś na coś takiego wybrać :)

      Usuń