Marzec... co można o nim
powiedzieć? Dobrego niewiele, jako że jest to pierwszy miesiąc
pandemii, która wielu z nas przeraża (niestety nie wszystkich) i
która zamknęła nas w domach (niestety nie wszystkich). Nie wiem
jak Wy, ale ja nie spodziewałam się, że w moim życiu przydarzy
się coś takiego.
Jedynym pozytywem
ciągłego siedzenia w domu jest masa czasu na czytanie. Mimo, że w
trakcie miesiąca zaliczyłam pewne spowolnienie czytelnicze, ze
zdziwieniem skonstatowałam, że udało mi się przeczytać w marcu
13 książek. I, co dla mnie nawet ważniejsze, o dwóch z nich udało
mi się coś tu napisać, a liczę po cichu, że kilka kolejnych
doczeka się wkrótce osobnych postów, bo są tego warte. Nie wiem
natomiast czy będę pisać o tych kiepskich książkach, bo wydaje
mi się, że negatywów mamy aż nadto.
Jeśli chodzi o to, skąd
moje książki się brały, to muszę z dumą ogłosić, że 3 z nich
to przykurzątka zalegające na moich półkach co najmniej od roku
(po cichutku towarzyszyłam amerykańskim booktuberom w Backlist
Readathon), 2 to tegoroczne zakupy przeczytane natychmiast (gdzie mój
medal?), 3 to pozycje z biblioteki, 1 pożyczona od szwagra i 4
ebooki (kupione ostatnio) z czego jeden recenzencki (pierwszy raz od
dwóch lat).
Gatunkowo było dosyć
różnorodnie – 2 młodzieżówki, 3 kryminały, 2 fantastyki i 1
SF, 2 romanse, 1 historyczna, 1 reportaż i 1 literatura współczesna.
- Trup w sanatorium Marta Matyszczak – to już szósty tom kryminałów, w których głównym śledczym jest Guc... Szymon. Nie, nie dajmy się zwieźć, niepokonanym tropicielem morderców jest uroczy kundelek, a prywatny detektyw tylko pląta się pod nogami ;). 4,5/6
- Simon oraz inni homo sapiens Becky Albertalli – to jedna z tych książek, o których chciałabym coś więcej napisać, dlatego tutaj tylko wspomnę, że była to jedna z najlepszych powieści jakie czytałam w tym roku (tak, wiem, że mamy dopiero 1 kwietnia). 5/6
- Noah po prostu jest Simon James Green – urocza i zabawna młodzieżówka o poznawaniu siebie i akceptacji swojej budzącej się seksualności, ale i o dorastaniu w nie zawsze sprzyjających warunkach. 4/6
- Oblicza Wielkiej Brytanii Dariusz Rosiak – jedyny reportaż przeczytany w marcu, i niekoniecznie najlepszy z tym, które przeczytałam, chociaż bardziej z uwagi na temat niż styl. Autor na pewno dużo wyjaśnia w kwestii tego, dlaczego Brytyjczyny zdecydowali się na Brexit, natomiast długie fragmenty tłumaczące zawiłości polityczne trochę mnie znudziły. 3/6
- Sól morza Ruta Sepetys – młodzieżówka historyczna, ale napisana w sposób, który dotrze do czytelnika w każdym wieku. Opowiada o ewakuacji mieszkańców Prus Wschodnich uciekających przez Armią Czerwoną, oczami czwórki młodych ludzi z różnych krajów i środowisk. 4,5/6
- Dom Jedwabny Anthony Horowitz – nowe śledztwo Sherlocka Holmesa, tym razem spisane przez innego autora. Niestety, nie podobało mi się – męczyłam tą książkę przez tydzień, chociaż to kryminał i miał tylko 300 stron. Powieści Doyle'a były krótkie i dosyć wartkie, tutaj dłużyzny nie pozwoliły mi docenić zagadki i błyskotliwego umysłu Sherloka. 2/6
- Czarna kawa Agatha Christie – znowelizowana wersja sztuki, dlatego czytało się to chwilami ciężko, narracja była drętwa i pozbawiona emocji. Sama zagadka zaś całkiem przyzwoita. Zdecydowanie nie byłą to najlepsza pozycja z dorobku tej autorki. 3/6
- Rytmatysta Brandon Sanderson – fantastyka młodzieżowa, i moja pierwsza pozycja tego autora. Wiem już, dlaczego ma taką rzeszę czytelników, natomiast wybór tej konkretnej pozycji nie był dobrym pomysłem. Jest to bowiem tom pierwszy, opublikowany w 2013, i od tamtej pozy nie ma tomu drugiego. Sama fabuła bardzo ciekawa, atmosferą mocno przypomina Harrego Pottera, ale typ magii stosowany przez rytmatystów był trochę za bardzo przekombinowany jak na mój gust. Co nie znaczy, że nie przeczytałabym tomu drugiego. 4/6
Poza
papierowymi przeczytałam też 4 ebooki:
- Marny Andrew Sean Greer – najlepsza książka przeczytana w tym miesiącu, o której więcej można poczytać tutaj. 6/6
- Serce gangstera Anna Wolf – to była ta książka, która wyrwała mnie z czytelniczego marazmu, w który powoli popadałam. Bardzo typowy romans pomiędzy szefem rosyjskiej mafii i niewinną dziewicą, zawierający w sobie chyba wszystkie typowe dla gatunku elementy: wielki, groźny facet, drobna, delikatna kobieta, niebezpieczeństwo, miłość od pierwszego wejrzenia, ona piękna, on bogaty. To nie jest jakaś ambitna historia miłosna, ale świetny umilacz czasu. 5/6
- Niegrzeczny szef Whitney G. - jeśli poprzedni tytuł był mało ambitny, to to już jest gniot, ale znowu – potrzebowałam dokładnie tego – prostej historii skupionej tylko wokół relacji dwojga bohaterów. Trochę szkoda, że ta książka jest króciutka bo mogłaby wiele zyskać na odrobinie bardziej szczegółowo stworzonym świecie i fabule, ale w swoim gatunku to jest bardzo dobra pozycja. 4/6
- Star Wars. The Rise of Skywalker Rae Carson – film bardzo mocno mnie rozczarował, i miałam nadzieję, że powieściowa wersja rzuci trochę światła na pewne dziury w fabule. Cóż, książka rozczarowuje jeszcze bardziej. Tyle dobrze, że przeczytałam coś po angielsku, zawsze to jakiś trening. 2/6
Wow, sporo książek udało Ci się przeczytać w marcu :) Na mojej liście do przeczytania znajdują się "Kirke" i "Simon...", ale z chęcią poznałabym również cykl M. Matyszczak :) Oby kwiecień był dla Ciebie równie udany!
OdpowiedzUsuńMnie kusi Kirke, nie mam tylko czasu jej przeczytać.
OdpowiedzUsuń