Z powieściami Olgi
Rudnickiej mam doświadczenia na zasadzie hazardu – raz trafiam w
dziesiątkę, a innym razem trafiam pudło. Z jednej strony – obie
książki o Emilii Przecinek i jej szalonej rodzince oraz cykl o
Nataliach – nie dość, że nie mogłam się oderwać, to jeszcze
zaśmiewałam się do rozpuku podczas lektury. Z drugiej – Fartowny
pech i Martwe jezioro.
Pech zakończyłam na około 70
stronie i nigdy nie czułam potrzeby powrotu, Jezioro
wprawdzie przeczytałam do
końca, ale w sumie nie wiem po co.
Zbyt piękne
uplasowało się dla mnie gdzieś
pomiędzy. Zarys fabuły był bardzo obiecujący – dwoje głównych
bohaterów pada ofiarą oszusta, który obojgu im sprzedaje ten sam
dom. Zarówno Zuzanna jak i Tymoteusz znaleźli się chwilowo na
życiowym zakręcie i pieniądze władowane w dom były jedynymi
jakimi dysponowali, tymczasem szczęśliwy sprzedający ulotnił się
gdzieś niby sen jaki złoty. Ponieważ policji, mimo wszelkich
starań, nie udaje się namierzyć złoczyńcy, bohaterowie
postanawiają sami go poszukać i doprowadzić za łachy przed
oblicze sprawiedliwości.
Sam
pomysł bardzo mnie zachęcił – jeśli idzie o komedie, to
sytuacja gdy nieznane sobie osoby z jakiegoś powodu muszą razem
zamieszkać zwykle żywo budzi moje zainteresowanie. Nie jest to
zresztą pomysł nowy u Rudnickiej – dla znających jej twórczość
od razu na myśl przychodzą Natalie. Również język w Zbyt
piękne nie zawiódł, i
wielokrotnie chichrałam się podczas lektury. Pewne poboczne wątki,
jak choćby mamusia gangstera, nadawały powieści koloryt typowy dla
najlepszych książek tej autorki.
Z
drugiej strony nie mogłam podczas lektury pozbyć się wrażenia, że
ta konkretna książka była pisana nie tyle pod natchnieniem muzy,
co terminu. Świetnie się zapowiadało, a potem miejscami coś
siadało, a niektóre dialogi byłyby śmieszne gdyby zakończyć je
dwie strony wcześniej, zamiast sztucznie przeciągać. Wreszcie
zakończenie było trochę... od czapy. Nie wiem dlaczego tak mam,
ale lubię, gdy działania podejmowane przez bohaterów w przeciągu
powieści jakoś się miało do finału, tymczasem tutaj działo się,
działo a na koniec okazało się, że sprawa została rozwiązana
swoją drogą i właściwie wszystko co Zuza i Tymek zrobili było
niepotrzebne. To mi pozostawiło pewnie niedosyt. Podobnie odniosłam
wrażenie, że autorka wprowadziła na scenę pewnych bohaterów z
konkretnym zamiarem, a następnie zmieniła zdanie i miała miejsce
niezapowiedziana niczym volta, której nie nazwałabym jednak zwrotem
akcji. Plus za to, że pewne kwestie nie zostały kończone tak jakby
się można spodziewać z samego zarysu akcji, ale ilość i szybkość
zawiązanych romantycznych związków pod sam koniec książki
zostawiła mnie w stanie lekkiego osłupienia.
Parę
słów jeszcze o Zuzannie, ponieważ jest to pierwsza bohaterka
autorstwa Olgi Rudnickiej, której szczerze nie polubiłam. Baba
(Zuza, nie autorka) jest zwyczajnie głupia i arogancka, od razu zaczyna się na wszystkich wydzierać, wymyśla
niestworzone rzeczy a następnie się obraża. W niewielkim
natężeniu nieporozumienia tworzą komedię, ale jeśli powstają
tylko dlatego, że ktoś nie ma podstawowej umiejętności
prowadzenia dialogu, to to nie jest śmieszne tylko irytujące. I
zbyt przypomina otaczającą rzeczywistość.
Jak
widzicie, mam z najnowszą powieścią Olgi Rudnickiej wielki kłopot.
Na pewno dalej będę czytać jej powieści, a nawet chętnie bym
poczytała kontynuację, jeśli będą w niej niektórzy z bohaterów
(aczkolwiek po tym, jak się skończyło to nie bardzo jest z czego
zrobić drugiego tomu), ale było też tutaj mnóstwo
problematycznych elementów, które nieco mi zepsuły przyjemność z
lektury. Zdecydowanie nie jest to książka, od której należałoby
zacząć przygodę z twórczością pani Rudnickiej, z drugiej
wielbicielki jej książek na pewno sięgną i po ten tytuł.
Teraz
pytanie do Was – czy czytaliście już Zbyt piękne? Czy
ja się czepiam, czy faktycznie coś jest nie tak?
Moja
ocena: 3,5/6
Olga
Rudnicka Zbyt piękne
Wyd.
Prószyński i S-ka
Warszawa
2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz