Tak bardzo, jak lubię
sięgać po nieznanych mi autorów i debiuty, tak lubię mieć na
podorędziu kolejne tomy znanych mi serii albo nieprzeczytaną
jeszcze powieść ulubionych autorów. Jednymi z takich książek są
te autorstwa Olgi Rudnickiej. Jej cykl o Emilii Przecinek pomógł mi
przetrwać najczarniejsze czasy w pracy, a przy lekturze cyklu o
Nataliach płakałam ze śmiechu. Było też kilka innych tytułów,
które bardzo mi się podobały – pomiędzy nimi Diabli nadali,
ale również kilka moim zdaniem
mniej udanych – jak niestety najnowsza książka Byle do
przodu.
Diabli nadali wydano
kilka lat temu, i z zaskoczeniem skonstatowałam, że zupełnie mi
ona umknęła w mojej pogoni za kolejnymi książkami Rudnickiej.
Fabuła ma, wydawałoby się, dosyć przewidywalne założenie –
młodziutka dziewczyna z prowincji przybywa do Wielkiego Miasta i
zostaje osobistą asystentką zabójczo przystojnego Szefa, którego
wszyscy podejrzewają co najmniej o luźne związki z Lucyferem.
Uwodziciel mający na koncie setki dusz i niedoświadczenie głównej
bohaterki powinno zaowocować płomiennym romansem. Otóż, nie.
Pomiędzy tą dwójką rodzi się coś, co można roboczo nazwać
przyjaźnią podszytą szyderą z jednej strony, i niechęcią z
drugiej. Wybuchowe kombo? Dodajcie do tego trupa, który nie jest
trupem, policjanta, który chce kariery i miłości, ale nie umie się
zabrać ani za jedno, ani za drugie, i wachlarz postaci
drugoplanowych, cudownie przerysowanych jak to u Rudnickiej, i
wychodzi komedia kryminalna, którą czyta się z przyjemnością.
Czego
niestety nie można powiedzieć o innej, przeczytanej przez mnie
ostatnio w ramach Wyzwania Trójka E-pik, powieści tej autorki –
Byle do przodu. Zalążek
fabuły znów wydaje się obiecujący – dwoje trzydziestolatków
dostaje od bogatego taty znaczną pomoc z otwarciu własnych
biznesów. Jednak takie prezenty w przeszłości zawsze były
zapowiedzią złych wiadomości, Dlatego przedsiębiorcze rodzeństwo
postanawia wszelkimi dostępnymi środkami dowiedzieć się, co też
takiego ojciec postanowił okrasić podarkami. Tutaj niestety fabuła
zaczyna się trochę sypać. Nie można powiedzieć, że czytelnik
spodziewa się wielkiego zwrotu akcji, bowiem ten zwrot akcji jet mu
zakomunikowany na wczesnym etapie. Potem zaczyna się komedia
pomyłek, która pewnie byłaby śmieszna i wciągająca, gdyby ją
skrócić o jakieś 100 stron. Zamiast skrzących się specyficznym
humorem dialogów, które znamy z innych książek autorki, mamy
często przeplatające się dwa monologi bez ładu i składu, do
niczego nie prowadzące konwersacje wciąż o tym samym, żarty i
figury retoryczne powtarzające się kilkakrotnie, za zasadzie, że
jak raz śmieszyło, to drugi raz też rozśmieszy. Pod koniec
pojawia się wątek kryminalny, przyznam, że z ciekawością
oczekiwałam na jego finał i powiązanie z główną fabułą.
Tymczasem okazało się, że był to dodany na siłę element, o
którego pochodzeniu lepiej nie mówić, żeby nie używać
wulgaryzmu, a gdy przyszło go wyjaśnić, moją reakcją było tylko
„Yyyyy, ok...”
I
teraz nie wiem – z jednej strony wiele powieści Olgi Rudnickiej
zapewniło mi solidną dawkę rozrywki i odskocznię od codzienności.
Z drugiej, to już drugi tytuł wydany w ostatnim czasie, który nie
przypadł mi do gustu. Nie chcę wierzyć, że formuła się
wyczerpała, a że to tylko czasowa niedyspozycja, i jeszcze
dostaniemy coś na miarę Natalii.
Olga
Rudnicka Diabli nadali
Wyd.
Prószyński i S-ka
Warszawa
2015
Moja
ocena – 4,5/6
Olga
Rudnicka Byle do przodu
Wyd.
Prószyński i S-ka
Warszawa
2018
Moja
ocena – 3/6
Książka
przeczytana w ramach Wyzwania Trójka E-pik
Rudnicka fakt, pisze nierówno, ostatnio jakby słabiej. Trochę przypomina mi to sytuację z Chmielewską. Stare, dobre książki super, rewelacja, te nowsze umiarkowanie dobre. Ja przeczytałam wszystkie książki Rudnbickiej. Jedne mnie zachwyciły, inne trochę mniej, ale generalnie na plus.
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnego z tych tytułów, na razie za mną 3 książki tej autorki (cykl "Zacisze 13" i "Granat poproszę!"). Szkoda, że te książki nie do końca przypadły Ci do gustu. Ale to może rzeczywiście tylko chwilowa niedyspozycja Olgi.
OdpowiedzUsuń